Siedem lat później - Emily Giffin
Wydawnictwo: Wydawnictwo Otwarte
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 408
Kolejna piękna okładka, przyciągające uwagę spojrzenie tajemniczej
kobiety i paleta nasyconych barw zapowiada równie nasyconą emocjami lekturę.
Tak przynajmniej obiecuje nam wydawca. Przyznam szczerze już na wstępie, że z
trudem brnęłam przez kolejne strony tej książki, na jakiś czas nawet odłożyłam
lekturę nie do końca przekonana, że chce spędzić na zgłębianiu jej kolejne
godzin swojego życia (wszak tyle innych książek już czeka:), ale jakoś udało mi
się dokończyć. Zacznę jednak od tego, dlaczego zaczęłam. Otóż o kiszkach pani Giffin
słyszałam już bardzo dawno, pełne życiowej mądrości i ciepła historie podbiły
swego czasu serca czytelniczek, zwłaszcza tych lubiących się we współczesnych
romansach. Postanowiła więc przekonać się sama, ale albo „Siedem lat później”
nie jest reprezentatywnym utworem pani Giffin, albo jej pisarstwo niestety nie
jest dla mnie.
Fabuła opisuje uczuciowe perypetie trójki bohaterów tworzących typowy trójkąt:
małżonków Tessy i Nicka oraz tej trzeciej – Valerie. Pomysł mimo swej prostoty,
a może właśnie dzięki niej, byłby bardzo interesujący gdyby nie jeden szczegół.
Zamiast życiowej autentyczności i intensywnych szczerych emocji mamy trójkę
najbardziej irytujących i na wskroś sztucznych bohaterów przeżywających jakieś
wydumane rozterki. A przynajmniej do mnie cała ta historia po prostu nie
trafia.
Tessa jest energiczną, zabieganą matką dwójki dzieci i od siedmiu lat
szczęśliwą żoną znanego chirurga dziecięcego. Valerie natomiast jest samotną
matką, której syn ulega nieszczęśliwemu wypadkowi. Żyje spokojnie skupiona przede
wszystkim na swoim dziecku dopóki przy szpitalnym łóżku nie poznaje intrygującego
lekarza swojego syna. Reszty bez trudu można się domyślić i niewiele straci ten
kto na tych domysłach poprzestanie, bowiem cała treść książki opowiada właśnie
tę historię – rodzącego się uczucia, które prowadzi ostatecznie do małżeńskiej
zdrady.
Autorka bardzo się starała, trzeba jej to przyznać, by przedstawić
historię romansu bez podziału na „tę dobrą” i „tę złą”. Narracja prowadzona
naprzemiennie z punktu widzenie Tess i Valerie pozwala nam spojrzeć na całość z
dwóch różnych punktów widzenia choć w zasadzie w obu przypadkach jest to punkt
widzenia kobiety, która po prostu chce być kochana. Pani Giffin szczegółowo
relacjonuje nam wszystko co związane z bohaterkami, ich życiorysy, poprzednie
związki, relacje rodzinne, stosunek do dzieci, przyjaciół, świata… Natomiast to co ich łączy czyli osoba Nicka
jest w zasadzie wielką niewiadomą – razi niezdecydowaniem, chwiejnością i
przerostem ego – ale zapewne taki był właśnie zamysł autorki względem tej
postaci – to on jest „tym złym”. Trochę
szkoda byłoby bowiem bardziej interesująco gdybyśmy mogli popatrzeć na całość
historii także jego oczami.
Problem zdrady, wybaczenia, zaufania to problem bez wątpienia trudny i
autorka przedstawia go z całą złożonością. Razem z Tess przechodzimy od stadium
niezachwianej wiary w wierność męża, poprzez rodzące się wątpliwości, aż po
gniew i ból pewności. Pani Giffin oddała cały ten wachlarz emocji z dużą wprawą
i wyczuciem. I choć mam sporo zastrzeżeń co do tej książki, to muszę przyznać,
że potrafi ona sprawić, że każdy czytając zada sobie pytanie: a co ja zrobiłbym
na miejscu Tess? A chyba właśnie o to autorce chodziło :)
Moja ocena:
4/10
Jednak nie sięgnę po ten tytuł, chociaż do niedawna był na mojej liście must have. Lista ta się na tyle rozrosła że są na niej o wiele ciekawsze pozycje, a Twoja ocena (4) tym bardziej nie zachęca.
OdpowiedzUsuńMoim skromnym zdaniem rezygnując z niej na rzecz innych książek niewiele stracisz, ale jak wiadomo ile ludzi tyle gustów :)
UsuńTroszkę mnie zaskoczyłaś swoją oceną. Ja akurat bardzo chcę przeczytać tą książkę, bo mam już za sobą Coś niebieskiego i Coś pożyczonego. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuń"Siedem lat później" jest moją pierwszą książką pani Giffin, możliwe wiec, że inne jej książki są zupełnie inne, w każdym razie ta nie bardzo przypadła mi do gustu :(
UsuńPozdrawiam również.