środa, 28 maja 2014

Strażnicy Wieczności Tom 4, 5 - Alexandra Ivy


Strażnicy Wieczności Tom 4, 5 - Alexandra Ivy


Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 2011, 2011
Ilość stron: 368, 368



„Smak ciemności” i  „Nieujarzmiona ciemność” to kolejne tomy serii romansów paranormalnych – Strażnicy Wieczności autorstwa Alexandry Ivy. Seria liczy już sobie siedem części – zdaje się, że autorka napisała ich znacznie więcej nie wszystkie jednak zostały wydane w naszym kraju. Książki te nie są przeznaczone dla młodzieży – dużo w nich śmiałej erotyki a i wątek romansowym jest dominującym w całej fabule. Elementy paranormalne, choć jest ich dużo – główne postaci są wampirami, wilkołakami lub innymi niezwykłymi istotami – są tylko tłem dla uczuć i emocji.


Książki są ze sobą luźno powiązane, tak by dalsze losy postaci ciekawiły czytelników poprzednich części, nie przeszkadzało  to jednak w odbiorze książki tym całkiem nowym. Głównymi bohaterami „Smaku ciemności” jest dziewczyna imieniem Anna, która spędziła ostatnie dwieście lat życia na szukanie odpowiedzi dlaczego po spędzeniu namiętnej nocy z mężczyzną imieniem Cezar zaczęła objawiać dziwne moce i właściwości w tym między innymi przestała się starzeć. Kolejne spotkanie z Cezarem sprawi jednak, że zamiast odpowiedzi, pojawi się jeszcze więcej pytań, a jej życie stanie się zagrożone. Będzie ona musiała stawić czoła wielu niebezpieczeństwom i to w świecie, którego istnienia dotąd nie podejrzewała.


Nieujarzmiona ciemność” to historia Regan – młodej kobiety więzionej latami przez okrutnego trolla. Teraz gdy ma odzyskała wolność jej jedynym celem jest zemsta – zwłaszcza, że właśnie wpadła ona na trop. Nic nie okazuje się jednak tak proste jak sądziła, a wolność jest znacznie ograniczona gdy ma się za siostrę małżonkę władcy wampirów. Regan z trudem godzi się na towarzystwo Jagra – tajemniczego samotnika, który jednak doskonale rozumie co dziewczyna czuję. 


Choć rzadko kiedy sięgam po tego typu książki, to pierwsze części serii zrobiły na mnie na tyle pozytywne wrażenie, że w chwili gdy naszła mnie ochota na coś naprawdę lekkiego zdecydowałam się na kolejne tomy. Ażeby jednak pozostać w zgodzie z sobą samą, muszę zaznaczyć, że są to typowe romanse – schematyczne, proste, lekkie i przyjemne i nie ma w nich absolutnie nic co wykraczałoby poza ramy prostej rozrywki.

Moja ocena: 5/10, 5/10

Książka przeczytana w ramach wyzwań: Klucznik oraz Czytam Opasłe Tomiska

wtorek, 20 maja 2014

Gdzie teraz jesteś - Mary Higgins Clark


Gdzie teraz jesteś - Mary Higgins Clark




Wydawnictwo: Prószyńskie i S-ka
Rok wydania: 2009
Ilość stron: 224




„Gdzie teraz jesteś” jest jedną z najlepszych książek Mary Higgins Clark jakie do tej pory czytałam. Swego czasu obiecałam sobie, że przeczytam wszystkie napisane przez tę panią książki – (czego ona sama mi nie ułatwia, od kilkudziesięciu lat wydając co najmniej jedną rocznie :) Wiem, że już o tym pisałam przy okazji opinii na temat innej jej książki, ale wciąż uważam to za swoisty fenomen, z mich obliczeń wynika, że „Gdzie teraz jesteś” powstało gdy autorka liczyła sobie ok. 80 lat. Jest to tym bardziej znaczące, że w żaden sposób nie odbija się na jakości. To wciąż ta sama, świetna Mary Higgins Clark co przed laty ze wszystkimi wyznacznikami swojego stylu – a więc bardzo licznym gronem bohaterów, silnymi kobiecymi postaciami i plątaniną poszlak, wątków i zagadek.

 Caroline od dziesięciu lat przeżywa od nowa tragedię utraty swojego starszego brata. Każdego roku czuwa ona wraz z matką w każdy Dzień Matki na jeden, kilkudziesięciosekundowy telefon dowodzący, że jej zaginiony brat wciąż żyję. Wie, że niszczy to jej rodzinę i postanawia, że nie spocznie dopóki nie odkryję prawdy co naprawdę zdarzyło się dziesięć lat temu i dlaczego jej brat nie może po prostu wrócić do domu.

Pierwszą rzeczą do jakiej trzeba przywyknąć zaczynając lekturę jest ogromne grono postaci, które pojawiają się już na pierwszych stronach i zawiłe powiązania między nimi. Przyznaję, że ja musiałam zrobić sobie ściągawkę, by to ogarnąć :). Nie jest to z mojej strony żadna krytyka, wręcz przeciwnie. Nadaje to książce coś z rosyjskiej matrioszki lub dziecięcej układanki im dalej sięgasz tym więcej wspólnych elementów widzisz.

Nie przestaje mnie zaskakiwać pomysłowości pani Higgins Clark. Kolejne, a wciąż oryginalne pomysły na niepowtarzalną fabułę. A gdy dodamy do tego prosty ale plastyczny język  i dobrze skonstruowane postacie to otrzymujemy bardzo dobry thriller. Dla mnie kolejna zaletą jest bardzo subtelnie zarysowany wątek romansowy – zaledwie zarysowany i nie przytłaczający całej treści, a i fakt, że główną bohaterką jest młoda, ale inteligentna i nie irytująca kobieta zasługuje na uznanie (bo niestety nie często to się zdarza).


Nie będę już więcej chwalić. „Gdzie jesteś” to po prostu bardzo dobra książka, którą z czystym sumieniem mogę polecić każdemu wielbicielowi gatunku i nie tylko.  

Moja ocena:
8/10

poniedziałek, 19 maja 2014

Nikomu ani słowa - Andrew Klavan


Nikomu ani słowa - Andrew Klavan 




Wydawnictwo: Sonia Draga
Rok wydania: 2009
Ilość stron: 416



O książce trzeba powiedzieć przede wszystkim to, że jest świetnym thrillerem, który wypełnia wszystkie wymagania gatunku, a więc trzyma czytelnika w napięciu od pierwszej do ostatniej strony nie pozwalając się oderwać ani na moment. Nic dziwnego, że na postawie książki powstał scenariusz głośnego hollywoodzkiego filmu z Michaelem Douglasem w roli głównej. Filmu nie widziałam i cieszy mnie to, bo zapewne zepsułby  mi odbiór książki, teraz zaś z kolei nie zamierzam go oglądać, ponieważ znam już rozwiązanie, które jest w końcu najważniejsze w thrillerach… ach, bolesna ta miłość do książek, która zawsze każe stawiać je na pierwszym miejscu ;)

Nathan Conrad jest psychiatrą specjalizującym się w naprawdę ciężkich przypadkach, psychiatrą, który nie umie odmówić pomocy, gdy zostanie o nią poproszony. Na prośbę starego znajomego przejmuję więc leczenie kobiety oskarżonej o dokonanie bardzo brutalnego morderstwa. Gdy udaje mu się zbliżyć do Elizabeth na tyle by opowiedziała mu ona swoją historię, cały jego świat wywraca do góry nogami wiadomość, że jego kilkuletnia córka została porwana. Porywacze nie żądają pieniędzy, chcą by Nathan uzyskał od swojej pacjentki odpowiedz na jedno krótkie pytanie. Rozpoczyna się wyścig z czasem podczas, którego lekarz będzie musiał zmobilizować wszystkie swoje umiejętności i możliwości by choć spróbować uratować życie córki.

Do plusów książki, należy bez wątpienia grono bardzo dobrze wykreowanych bohaterów, ale niestety nie wszystkich. Choć mamy więc okazję świetnie poznać samego Nathana, odkryć kilka tajemnic Elizabeth i człowieka nazywanego Jajem, a nawet detektywa policji, to już żona lekarza – Agatha potraktowana została nieco po macoszemu. Na uwagę zasługuje sposób jaki autorowi udało się, nie zmniejszając przy tym tempa, przedstawić przeszłość Nathana, jego młodość, rodziców i związek z Agathą.

Mam za to sporo wątpliwości co do dziewczynki – pisarze rzadko kiedy radzą sobie z dziecięcymi bohaterami. Jessica została przedstawiona jako pięciolatka, co jednak nie odpowiada jej faktycznemu zachowaniu – raz jest zbyt dziecinna (jak gdy nie potrafi policzyć do trzech) innym razem zaś zbyt inteligentna. Jest to jednak tylko moje zastrzeżenie i można się z nim nie zgadzać :)

Tak naprawdę jedyną poważną wadą książki jest kilka ostatnich stron, końcowa scena przeciągnięta poza granice tego co mogłoby uchodzić za jeszcze realne. Niewiele to jednak w porównaniu z przyjemnością jaką dostarcza cała lektura. Nie pozostaje mi więc nic innego jak po prostu polecić :)

Moja ocena:
8/10

Książka przeczytana w ramach wyzwań: Czytam Opasłe Tomiska

piątek, 16 maja 2014

Mrok - John Lutz


Mrok - John Lutz





Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2014
Ilość stron: 448





„Mrok” jest pierwszą książką Johna Lutza jaką dane mi było przeczytać, a przy okazji jednym z moich ostatnich nabytków. Właściwie nie wiem dlaczego zdecydowałam się właśnie na tę książkę, chyba po prostu skusił mnie opis i okładka, i jedno i drugie zapowiadało świetny, jak sam tytuł głosi – mroczny – thriller.  

Gdzie mamy czuć się bezpieczniej jak nie we własnym domu? Zapewne już nigdzie i tak właśnie uważali ludzie, którzy stali się ofiarami wyjątkowo brutalnego i „bezczelnego” mordercy, którego prasa okrzyknęła mianem Nocnego Łowcy. Policja wydaje się bezradna bezskutecznie poszukując motywu czy czegokolwiek innego, co tłumaczyłoby wybór ofiar i pozwoliło schwytać sprawcę. Tyle tylko, że wydaje się, że ofiar nic nie łączy, a Nocny Łowca może uderzyć w każdej chwili i wybrać na cel każdego. W sprawę angażuję się były policjant, dla którego śledztwo ma także bardzo osobisty wymiar – jest jedyną szansą na rehabilitację i powrót na stałe do pracy, po tym jak stał się ofiarą perfidnej intrygi mającej usunąć go z policji. Jest to także poważny bodziec by  Frank Quinn kolejny raz odważył się zmierzył z życiem.

Autor postarał się przedstawić nam cała fabułę z różnych punktów widzenia. Na przykład poznajemy postacie, które niedługo staną się ofiarami Nocnego Łowcy do końca nie wiedząc co dokładnie wydarzy się tym razem. Jest jeszcze pewna pani psycholog, którą regularnie odwiedza tajemniczy pacjent opowiadając swoją historię, jest historia z przeszłości, która pozwala nam zrozumieć teraźniejszość, no i jest oczywiście jeszcze sam Frank Quinne i młoda kobieta, która sądzi, że kiedyś była ofiarą jego napaści. Cała historia wyłania się z tych wszystkich fragmentów stopniowo a autor umiejętnie dawkuje towarzyszące temu napięcie.

Choć cała fabuła jak i sposób jej opowiedzenia wydała mi się bardzo interesująca, to na największą uwagę zasługują według mnie te fragmenty prezentujące przeszłość. Wyczekiwałam ich w tekście i to one, według mnie stworzyły niezwykły klimat całości. Rozczarowała mnie za to postać Franka Quinna – zbyt mało wyrazista i właściwie zbyt nudna jak na „głównego” bohatera. Prowadzenie przez niego śledztwa opiera się głównie na czekaniu na następną ofiarę w nadziei, że rozwiązanie znajdzie się samo :)


Autor posługuje się prostym, oszczędnym stylem, któremu jednak zabrakło pewnej swobody. Historia wciąga, ale nie porywa. Nie udało mi się utożsamić  z żadną z postaci, poczuć ich przerażenia ani nawet kibicować rodzącego się uczuciu Franka i Pearl. Trochę szkoda, bo gdyby nie to „Mrok” byłby rewelacyjnym thrillerem, a nie tylko bardzo dobrym :)

Moja ocena:
6/10

Książka przeczytana w ramach wyzwań: Czytam Opasłe Tomiska oraz Klucznik

czwartek, 15 maja 2014

Podpalacz - Peter Robinson



Podpalacz - Peter Robinson



Wydawnictwo: Sonia Draga
Rok wydania: 2013
Ilość stron: 392



Bardzo lubię Petera Robinsona, stwierdziłam to już po przeczytaniu pierwszej książki jego autorstwa – „W mogile ciemnej”, wiedziałam już wtedy, że moja znajomość z komisarzem Banksem potrwa znacznie dłużej. Żałuję tylko, że polskie wydawnictwa tak wybiórczo traktują serię kryminałów Robinsona, dotąd na naszym rynku ukazało się tylko kilka książek i to raczej z końca serii niż jej początku. „Podpalacz” jest piętnastym tomem (sic!) z komisarzem – melomanem w roli głównej. Nie należy się jednak zrażać tą liczbą, książki można traktować jako zamknięte i niepowiązane całości nic na tym nie tracąc.

Alan Banks jest inspektorem policji w Yorkshire znanym ze swej skuteczności w dochodzeniu do prawdy oraz zamiłowań muzycznych. Tym razem jego śledztwo dotyczyć będzie dwóch śmierci – malarza Toma McMahon oraz młodej narkomanki Tiny Aspern, którzy zginęli podczas pożaru dwóch starych barek zacumowanych w jednym z kanałów. Nie jest to jednak jedyny pożar ani jedyne ofiary. Inspektor Banks będzie musiał sporo się natrudzić by zebrać fakty dotyczące zmarłych by odnaleźć motyw i sprawcę. Jak zawsze na jak wyjdą liczne, skrywane dotąd sekrety a śledztwo zataczać będzie coraz szersze kręgi.

Książkę czyta się bardzo lekko i przyjemnie. Fabuła wciąga już od pierwszych stron, mnożą się poszlaki, kolejne tropy i zagadki. Oprócz głównego wątku równie interesujące są także te poboczne – zwłaszcza dotyczące chłopaka zmarłej Tiny i jej rodziny. Nie zabraknie także kilka osobistych akcentów z życia Banksa – swoistych smaczków dla wiernych czytelników serii.

Ostatecznie jednak bardzo rozczarowujące jest rozwiązanie. Czytelnik znanie wyprzedza w tym względzie detektywa i nieco irytuje nas powolność z jaką śledztwo zbliża się w końcu do prawdy. Miałam nadzieję na coś dużo bardziej efektownego i zaskakującego… ale no cóż, nie można przecież mieć wszystkiego, a „Podpalacz” to wciąż bardzo dobry kryminał, który mogę z czystym sumieniem polecić.


Jeszcze jednak uwaga. Na początku lektury denerwowały mnie nieustanne wtrącenia dotyczące muzyki – tytuły kolekcji płyt bohaterów lub informowanie czytelnika czego akurat słuchają jadąc samochodem, potem jednak przesiadłam się z lekturą bliżej komputera i zaczęłam wyszukiwać poszczególne utwory – odkryłam dzięki temu kilka całkiem fajnych kawałów a i książka zyskała zupełnie nowy wymiar :) 

Moja ocena: 
8/10

środa, 14 maja 2014

Pusta kołyska - Mary Higgins Clark


Pusta kołyska - Mary Higgins Clark




Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 1998
Ilość stron: 368



Mary Higgins Clark jest jedną z tych autorek, które nieustannie mnie zaskakują. Bardzo lubię jej książki, zarówno te starsze jak i nowsze, jest ona bowiem autorką kilkudziesięciu (sic!) kryminałów i sensacyjnych powieści. Niewiarygodne prawda? A co ciekawsze mimo, że pani Higgins Clark ma już ponad osiemdziesiąt lat wciąż wydaje książki, które cieszą się ogromną popularnością wśród czytelników. Nic tylko zazdrościć kondycji fizycznej i intelektualnej i życzyć kolejnych lat i kolejnych publikacji.

„Pusta kołyska” należy do tych wcześniejszych książek, powstała w latach osiemdziesiątych i należy do grupy tych pierwszych, które przyniosły autorce światowy rozgłos. Zawdzięcza to jak przypuszczam dość nietypowej konstrukcji. Autorka poświęciła zagadkę kryminalną – czyli poszukiwanie odpowiedzi na pytanie kto zabił na rzecz opisu zdarzeń, które miały doprowadzić do zakończenia śledztwa. Poznajemy więc pewnego lekarza specjalizującego się w leczeniu niepłodności – doktora Highleya, którego na wywożeniu zwłok z kliniki przyłapuje pewna młoda prawniczka. Odurzona nasennymi lekami nie jest jednak pewna co i ile prawdy było w tym co widziała z okna swojego szpitalnego pokoju, gdzie trafiła po niegroźnym wypadku.  Tymczasem prokuratura rozpoczyna śledztwo w sprawie śmierci ciężarnej kobiety, a doktor Highley zrobi wszystko by nigdy nie odkryto prawdy.

Co właściwie się stało? Na czym polega sekret lekarza? Dlaczego Highley zabił kobietę? Jaka we wszystkim jest rola jej męża? Te i podobne pytania zadaje sobie czytelnik co z powodzeniem zastępuję mu typowanie samego sprawcy.

Jak zwykle u Higgins Clark mamy mnóstwo bohaterów i sporo poplątanych wątków. Wszyscy oni coś do książki wnoszą i wszyscy oni stanowią odmienne osobowości co jest jedną z największych zalet stylu autorki. Przyjemnie też było  przypomnieć sobie świat w którym nie królowały telefony komórkowe – niby współczesność a jednak to zupełnie inny świat :) Wielkie brawa  dla autorki także za poruszenie ważnych dla kobiet problemów i  tematów jak pragnienie rodzicielstwa i walka z niepłodnością. 

Nie obyło się jednak bez pewnej schematyczności i naiwności niektórych pomysłów czy fragmentów. Nie lubię gdy fabuła zbyt często opiera się na zbiegach okoliczności, pozbawia to jej wrażenia autentyczności.

Reasumując „Pusta kołyska” jest porządnym, wciągającym thrillerem, nie rewelacyjnym ale na tyle dobrym by bez oporów sięgać po niego na bibliotecznej półce. 

Moja ocena: 
7/10

Książka przeczytana w ramach wyzwania: Ocalić od zapomnienia

wtorek, 13 maja 2014

Wieczni wygnańcy - Cynthia Leitich Smith


Wieczni wygnańcy - Cynthia Leitich Smith




Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 2010
Ilość stron: 304



Moje pierwsze wrażenie jest takie, że to bardzo dziwna książka. Niby „zwykły” romans paranormalny, ale coś tu jednak jest nie tak. Przede wszystkim nie przypomina książki dla nastolatków. Zbyt krwawo nawet jak na książkę o wampirach. I w zasadzie romans także jest tylko symboliczny. Zacznę jednak od kilku słów o treści.

Miranda jest zwykłą nastolatką. Jest nieśmiała, trochę zakompleksiona, ładna ale cicha co nie przeszkadza jej snuć wielkich marzeń o karierze aktorskiej i podkochiwać się w najpopularniejszym chłopaku w szkole  - a więc kolejne wcielenie Belli czy innej bohaterki tego typu książek. Wszystko jednak się zmienia gdy przyjaciółka wyciąga ją na spotkanie, które kończy się dla niej transformacją w wampira – i to nie takiego żywiącego się krwią zwierząt. Tutaj robi się mrocznie i nieco obrzydliwie, autorka ma bowiem całą masę pomysłów na urozmaicenie opisu wampirzego przyjęcia – krew, przemoc i śmierć. Zapomniałam bowiem dodać, że Miranda staje się nie tylko wampierem ale od razu wampirzą księżniczką, adoptowaną przez samego Drakulę.

Oczywiście wypada jeszcze wspomnieć o drugim bohaterze książki czyli Zachariaszu. Anioł Stróż, którego zdegradowano i odebraną moc i skrzydła za złamanie zasad przy nieudolnej próbie uratowania Mirandy. Zachariasz jest bowiem w swojej podopiecznej zakochany, jak można się było tego spodziewać. Rozpacza po jej utracie, aż dostaje od niebios ostatnią szansę na rehabilitację – tajną misję, która prowadzi go prosto na posadę ludzkiego asystenta wampirzej księżniczki.

I tu w zasadzie zaczyna się ten romans, który nie jest romansem. Miranda bowiem nigdy wcześniej Zachariasza nie widziała – jako anioł stróż musiał pozostać niewidzialny.  Teraz pozbawiona duszy  i ludzkich emocji widzi w nim przede wszystkim smakowity kąsek i to pod wieloma względami. Zdaje się, że autorka chciała wymyślić najbardziej nieprawdopodobne uczucie i tak stworzyła anioła zakochanego w wampirze (trzeba jej przyznać, że tego akurat jeszcze nie było). Nastręcza to jednak sporo problemów  :) Miranda jako bezduszny wampir jest po prostu zła a z pewnością irytująca (wciąż pozostaje przecież nastolatką) od początku nie budzi zresztą w czytelniku sympatii. Podobnie rzecz ma się z Zachariaszem, który jest taki nijaki a przez to równie irytujący.


Nie żałuję, że przeczytałam „Wiecznych Wygnańców” choć spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Trochę zaskoczyła mnie beznamiętność z jaką autorka opisuje akty okrucieństwa wobec ludzi służących wampirom –  jak ludzkie serca w menu przyjęcia. Zainteresował zaś pomysł zmiennokształtnych – szkoda, że nie poświęcono im więcej uwagi. 

Moja ocena: 
5/10

Książa przeczytana w ramach wyzwania: Klucznik

poniedziałek, 12 maja 2014

Czarny dom - Peter May


Czarny dom - Peter May




Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2014
Ilość stron: 464




Właśnie skończyłam czytać i jestem pod ogromnym wrażeniem. 
Wiedziałam, że przeczytam „Czarny dom” gdy tylko natknęłam się na ten tytuł wśród jakiegoś zbioru prezentującego zapowiedzi wydawnicze. Co mnie tak urzekało? W zasadzie nie wiem, bo nigdy wcześniej nie spotkałam się z twórczością Petera Maya – w czym zresztą nie ma nic dziwnego, bo właśnie debiutuje on na naszym rynku. Wiedziałam, że to kryminał i, że miejscem akcji jest Szkocja i to w zasadzie wystarczyło by potem nie czytając nawet opisu wrzucić „Czarny dom” do koszyka gdy tylko mój wzrok padł na tę charakterystyczną okładkę. I to był dobry wybór :)

Książka zaczyna się jak typowy kryminał, jest policjant po przejściach i jest zbrodnia, prawda, którą trzeba okryć i morderca, którego trzeba znaleźć. Tak się zaczyna, gdy jednak nasz bohater znajdzie się już na swojej rodzinnej wyspie, wszystkie teraźniejsze sprawy muszą zejść na dalszy plan pod naporem przytłaczających go wspomnień. Tutaj zaczyna się raczej powieść obyczajowa – i pewnie miałabym to za złe autorowi – ale co to za powieść! Niewiele wiem o Szkocji – od razu to przyznaje, kojarzy mi się głównie z kiltem, dudami i owcami.  Autorowi zaś udało się świetnie zobrazować coś znacznie więcej niż to, w sposób lekki i niewymuszony oddał charakter wyspiarskiej społeczności – spokojnych, bogobojnych ludzi, żyjących modlitwą i ciężką pracą. Retrospekcje i wspomnienia Fina zabierają nas w czasy jego młodości ukazując historię życia grupy bohaterów – rówieśników z którymi dorastał i ich rodzin. I nawet on sam nie zdaje sobie sprawy jak bardzo powrót na wyspę zmieni jego życie. I w jaki sposób tajemnice z przeszłości rzutują na obecne życie mieszkańców.

Książkę czyta się lekko i szybko a historia wciąga co jest zadziwiające zwarzywszy jak wiele miejsca zajmują dziecięce wspomnienia głównego bohatera. Ostatecznie dostajemy opis całego jego życia, choć musimy go poskładać sobie z fragmentów, pan May nie ułatwiał bowiem czytelnikowi zadania na tyle by przedstawić nam przeszłość chronologicznie. Budzi to tylko większą ciekawość.

Największą zaletą książki są plastyczne opisy i niepowtarzalny nastrój. Sposób w jaki autor oddaje realia i charakter małej rybackiej społeczności. Swego rodzaju wyzwaniem są także gaelickie imiona (Fionnlagh, Marsaili, Coinneach) wyglądają super ale nie mam pojęcia jak je wymówić :)

Książka niestety ma też wady i dla mnie jest nią ta część fabuły, która dotyczy morderstwa i śledztwa a ostatecznie także rozwiązania. Co do tego ostatniego – troszkę mnie rozczarowało i raczej nie zaskoczyło. Odgadniecie kim jest morderca nie nastręcza czytelnikowi większych trudności i to w zasadzie już w połowie lektury. Co zaskakujące, nie zmniejsza to w znaczącym stopniu walorów książki, przede wszystkim dlatego, że wątek kryminalny nie jest w niej najważniejszym.


Mogę więc z czystym sumieniem polecić „Czarny dom” każdemu, kto ma ochotę na dobrą, wciągającą i pełną klimatu opowieść o mieszkańcach targanej wiatrem, surowej skockiej wyspy. 

Moja ocena: 8/10

Książa przeczytana w ramach wyzwań: Klucznik oraz Czytam Opasłe Tomiska
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...