piątek, 31 stycznia 2014

Pomiędzy - Tara Hudson


Pomiędzy - Tara Hudson


Wydawnictwo: Jaguar
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 404



„Pomiedzy” Tary Hudson to taka przyjemna, lekka książka skierowana głównie do młodzieży – a biorąc pod uwagę, że jej głównym elementem jest rodzące się między bohaterami uczucie – zwłaszcza dla nastolatek. Ja choć do tej kategorii wiekowej już się nie zaliczam – i to od dosyć dawna :) to wciąż bardzo lubię książki pisane dla starszych dzieci i młodzieży. Jest coś magicznego i urzekającego w świecie, gdzie dobro zawsze zwycięża ze złem, a miłość jest raczej czystą emocją niż uczuciem przesiąkniętym erotyzmem. Świat wykreowany przez panią Hudson właśnie taki jest: miłość jest silniejsza od wszystkiego co może stanąć na jej drodze, nawet od śmierci.

Napisałabym zapewne, że „Pomiędzy” jest typowym paranormal romance, ale kilka rzeczy jest tutaj dość oryginalnych, a więc choć oczywiście jedno z bohaterów jest istotą nie zupełnie „naturalną” to nie jest to tym razem wampir, wilkołak czy  czarownica, ale duch (być może to nowość tylko dla mnie). Amelia jest duchem i to co ją wyróżnia i stanowi o jej inności to fakt, że już nie żyje, wcześniej bowiem była zwyczajną, zupełnie normalną nastolatką. Poznajemy ją w momencie, kiedy jedno wydarzenie – wypadek samochodowy w wyniku, którego poznaje swą wielką miłość: Josha – wyrywa ją z letargu w jakim dotąd tkwiła jej „dusza”. Razem z Joshem z którym od razu połączy ją niezwykła więź, będzie ona próbowała odkryć przyczyny i okoliczności swojej śmierci, a także przezwyciężyć ograniczenia jakie narzuca jej obecna forma egzystencji.

Największą zaletą książki  jest to, że czyta się ją szybko i lekko co niestety wynika z tego, że nie wymaga ona od czytelnika żadnego zaangażowania, nie wzbudza też zbytnich emocji. Cała fabuła jest jednokierunkowa, nie ma dodatkowych wątków ani motywów, garstkę zaledwie bohaterów i to dosyć schematycznych, najwięcej zastrzeżeń można mieć do postaci Amelii, choć i Josh wydaje się dosyć płaski i chyba trochę zbyt idealny :) Można pewnie wymienić jeszcze sporo wad, ale po co? „Pomiędzy” to paranormal romance napisane z myślą o nastoletnich miłośnikach gatunku i jeśli tak podejdzie się do tej książki, to jest w niej wszystko to, co być powinno, w dodatku napisane ładnym, płynnym językiem. Ja przeczytałam z przyjemnością.

Moja ocena:

6/10

środa, 29 stycznia 2014

Uwięziona - Kelley Armstrong


Uwięziona - Kelley Armstrong


Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 596



Niedawno przeczytałam „Ugryzioną” debiut literacki pani Armstrong (zyskała dużo większą popularność za sprawą cyklu „Najmroczniejsze moce” i „Mrok gęstnieje”), którego główną bohaterką jest Elena – jedyna na świecie kobieta-wilkołak. Po książkę sięgnęłam kierowana głównie ciekawością (bo choć temat wampirów mam już jako tako opanowany :) to z wilkołakami kojarzę chyba tylko „Zmierzch”), a także chęcią sprawdzenia teorii, że nie należy oceniać książki po okładce. Zasada się sprawdziła :) a ja byłam lekturą mile zaskoczona – być może dlatego, że od początku nie spodziewałam się zbyt wiele. Ostatnio dowiedziałam się, że na podstawie książki powstaje serial – „Bitten” kanadyjskiej produkcji w którym w rolę główną wcieliła się Laura Vandervoort. Jak dotąd wyemitowano trzy odcinki (które ja oczywiście szybciutko obejrzałam) i muszę przyznać, że zapowiada się całkiem ciekawie. Nawet znajomość fabuły niezbyt mi przeszkadza, bo twórcy znacznie rozszerzyli i pogłębili poboczne wątki na czym cała historia wiele zyskuje. Jedynym minusem w moim odczuciu jest obsada aktorki wcielającą się w główną bohaterkę – wolałabym kogoś o mniej cukierkowej urodzie i raczej bez makijażu (w końcu to wilczyca), ale to z pewnością tylko kwestia przezwyciężenia mojego wyobrażenia z czasu lektury.

Cały powyższy wstęp miał służyć wyjaśnieniu dlaczego postanowiłam sięgnąć po dalszą cześć historii Eleny, zatytułowaną „Uwięziona” (mimo, że ma jeszcze brzydszą okładkę od poprzedniej, jeżeli to w ogóle możliwe). I tym razem książka także mnie zaskoczyła, niestety już nie pozytywnie – może teraz spodziewałam się z kolei zbyt wiele?

Elena zostaje porwana i uwięziona przez szalonych naukowców  sponsorowanych przez równie szalonego biznesmena. Chcą oni zbadać jej zdolność i możliwości jakie dla nauki może mieć wiedza o „gatunku” wilkołaka. Są oni jednak bardzo rządni wiedzy i równym zainteresowaniem obdarzają wszystko co „nienaturalne”. A więc Elana w swoim pilnie strzeżonym więzieniu – skrzyżowaniu szpitala z obozem jenieckim – spotka mnóstwo innych istot: od czarownic po wampiry i demony. Jak można się spodziewać, to ona jednak stanie się ulubienicą szalonego biznesmena - co będzie prawdziwą próbą dla jej niepokornej natury.

Nie mogę się powstrzymać przed porównywaniem obu tych książek a moja ogólna refleksja jest taka, że pani Armstrong dała się totalnie ponieść wyobraźni i to co było fajne w pierwszej książce zeszło na drugi plan pod naporem wszędobylskich „nadnaturalnych” istot. Czym innym była historia o kobiecie, która próbuje zaakceptować swój „wilkołaczy” los by ostatecznie odkryć jak wielkie znaczenie ma dla niej przynależność do watahy, a czym innym cała magia, czary, transfer myśli czy osobowości i wszystkie inne „sztuczki”. A gdy dodamy do tego jeszcze szalonych naukowców żywcem wyjętych z średniego horroru lat dziewięćdziesiątych to brakuje już tylko sceny sekcji zwłok ducha Kacperka :)

To może nie jest zupełnie zła książka, ale w moim odczuciu znacznie gorsza od poprzedniej.

Moja ocena:

4/10

Książka przeczytana w ramach wyzwania: Czytam Opasłe Tomiska

wtorek, 28 stycznia 2014

Tylko jedno spojrzenie - Harlan Coben


Tylko jedno spojrzenie - Harlan Coben


Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2013
Ilość stron: 400



Zaskakująca rzecz z tym Cobenem, jak już się choćby raz miało do czynienia z jego książkami, to jest się przygotowanym na cały fabularny labirynt pełen zagadek, niespodzianek i niezwykłych zwrotów akcji. Wiemy, że nic nie jest takie jakie się wydaje i spodziewamy się niemal wszystkiego i obiecujemy sobie, że tym razem nie damy się zaskoczyć. A jemu znowu się udaje! Ile niesamowitych historii można wymyślić, nie tracąc przy tym nic ze świeżości i perfekcyjnego literackiego warsztatu? Okazuje się, że bardzo wiele, a przynajmniej potrafi to zrobić Harlan Coben – jedne z niewielu ludzi, których uwielbiamy za to, że ciągle potrafi wyprowadzać nas w pole :)

„Tylko jedno spojrzenie” jest niezwykłą książką ponieważ ma w sobie wszystkiego te elementy, które u tego pisarza lubię. Mamy więc główną bohaterkę, „zwyczajną” Grace Lawson, kochającą żonę i matkę, prowadzącą nudne małomiasteczkowe życie, do czasu gdy w jej ręce trafia dziwna fotografia. Tytułowe jedno spojrzenie wystarcza by wywrócić jej życie do góry nogami. Jej mąż znika zanim zdąży go zapytać o osoby ze zdjęcia. Zrozpaczona i zdeterminowana zaczyna prowadzić własne poszukiwania, które wiodą ją w przeszłość, do dramatycznych wydarzeń sprzed kilkunastu lat – masakry wywołanej paniką na koncercie rockowym w którym sama brała udział.

Coben wprawnie wiedzie nas przez cały gąszcz tajemniczych poszlak, powiązań i przypuszczeń, zanim ostatecznie wszystkie elementy  ułożą się w jeden spójny obraz. Nie ma sensu się łudzić – rozwiązania nie da się przewidzieć :), a serwowane nam co jakiś czas zwroty akcji sprawiają, że po raz kolejny musimy zaczynać naszą układankę od nowa. 

Co ważne Coben nie zapomina także o swoich bohaterach – a są to ludzie bardzo autentyczni, bez -  tak typowej dla książek z kręgu sensacji – schematyczności. Mamy więc prawdziwe dramaty i prawdziwe uczucia, poczynając od Grace, która próbuje radzić sobie w niezwykłej sytuacji w jakiej się znalazła, po gangstera próbującego ukoić ból po stracie jedynego syna. Bardzo podobał mi się także dodatkowy wątek dotyczący znudzonej życiem Charlaine i jej męża Mike’a, których los zetknął z bezwzględnym mordercą – występującym także w innych książkach Cobena – Ericiem Wu.


Cóż tu dużo mówić – Coben w najlepszej formie. Polecam.

Moja ocena:
8/10

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Ugryziona - Kelley Armstrong


Ugryziona - Kelley Armstrong


Wydawnictwo: Zyski i S-ka
Rok wydania: 2010
Ilość stron: 540


Pierwsza myśl gdy zobaczyłam „Ugryzioną” na książkowej półce: „O mój Boże dlaczego ktoś wydał coś w tak szkaradnej okładce?”, kolejna myśl: „jaka książka może kryć się pod czymś takim?” i ostatnia już na ten temat „gdzie upchnąć ją na mojej półce, żeby nie było widać?”. Po powrocie do domu, nie mogłam się powstrzymać i obejrzałam okładki zagranicznym wydań i muszę przyznać, że są one w porównaniu  do prezentowanej co najmniej ładne :) Nie wiem więc dlaczego ktoś tak skrzywdził tę książkę, zwłaszcza, że zupełnie na to nie zasługuję.

W ramach dygresji powiem jeszcze – skoro już od dygresji zaczęłam wpis – że właśnie pojawił się kanadyjski  serial powstały na podstawie historii pani Armstrong – „Bitten”. Obejrzałam jak dotąd trzy odcinki i wiem, że z niecierpliwością będę oczekiwać kolejnych. Cała nadzieja więc w tym, że medialny sukces produkcji może doprowadzić do ponownego wydania „Ugryzionej” na polskim rynku i mam nadzieję, że tym razem w ładniejszej okładce.

Co do samej książki jednak… dla tych, którzy reagują znudzonym „znowu o wilkołakach…” powiem od razu, że książkę pani Armstrong wiele spośród podobnych pozycji wyróżnia. Przede wszystkim główną bohaterką jest kobieta Elena, która stała się wilkołakiem wbrew własnej woli i ma spore trudności z zaakceptowaniem wszystkich następstw tego faktu. Przede wszystkim jednak wkłada wiele wysiłku i energii by pomimo tego, żyć jak najbardziej normalnie, realizować się w pracy, spotykać z ludźmi i tworzyć udany związek. Wszystkie jej wysiłki komplikują się, gdy seria tajemniczych morderstw spada na małe miasteczko, gdzie „rezyduje” jej wataha. Musi ona dołączyć do grupy i pomóc w rozwiązaniu problemu, który grozi wszystkim dekonspiracją. Skomplikowane relacje jakie panują między członkami watahy sprawią, że będzie to bardzo emocjonująca wizyta.

Książkę czyta się lekko, łatwo i dosyć przyjemnie (piszę "dosyć" bo początek pełen rozterek Eleny nieco nuży), a oto przecież chodzi w tego typu książkach. Gdy fabuła się rozkręci i poznajemy lepiej samą Elenę, jej przeszłość, a także historię członków watahy książka pani Armstrong staje się prawdziwym „pożeraczem czasu” bo ostatecznie trudno się oderwać. Nieco zawiodło mnie zakończenie, ale nie można przecież mieć wszystkiego.

Jeśli ktoś ma ochotę dać kolejną szansę wilkołakom to zachęcam by dał ją tym z „Ugryzionej”. 

Moja ocena:
6/10

Książka przeczytana w ramach wyzwania: Czytam Opasłe Tomiska

sobota, 25 stycznia 2014

Niewidzialna pani domu - Jeanne Ray


Niewidzialna pani domu - Jeanne Ray


Wydawnictwo: Wielka Litera
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 288


Moją uwagę na „Niewidzialną panią domu” zwrócił przede wszystkim tytuł, a także opis z okładki głoszący, że oto mam przed sobą książę napisaną z myślą o kobietach, która skupia się na ich problemach i to tych prawdziwych, życiowych, z którymi każda z nas zetknie się prędzej  czy później. Oto bowiem, główna bohaterka pięćdziesięciokilkuletnia kobieta zauważa, że przestała być widoczna dla innych. W pokorze wypełnia wszystkie czynności dnia codziennego wynikające z pełnienia roli matki dorosłych już dzieci i oddanej żony wiecznie zapracowanego lekarza. I nie chodzi, tylko o to, że ludzie nagle przestali ją zauważać, ale o fakt, że zaczęła ona w sposób dosłowny znikać. Okazję się, że nie jest jedyną kobietą, którą to spotkało, trafia bowiem na całą grupę niewidzialnych kobiet, które próbują sobie jakoś z tym problemem poradzić.

Bardzo intrygująca fabuła sprawiła, że niemal od razu gdy książka ta wpadła mi w ręce, zabrałam się za czytanie. I mówiąc szczerze już po kilkudziesięciu stronach wiedziałam, że lektura ta niestety nie spełni pokładanych w niej oczekiwań – przyznaję, że bardzo wygórowanych. Spodziewałam się bowiem ciepłej, życiowej opowieści o kobietach, które gdy już wypełniły swe życiowe role – zarówno zawodowe jak i prywatne: młodej żony czy matki, zostają przez społeczeństwo zepchnięte na margines życia, stają się społecznie niewidzialne a ich autorytet, nawet na gruncie samej rodziny maleje lub zanika. Znamy przecież takie kobiety, nasze sąsiadki, matki czy babcie i czasami zapominamy, że one nie żyją tylko dla nas nawet gdy pamiętamy o ich obecności tylko gdy akurat są nam do czegoś potrzebne.

 Byłam ciekawa jak pani Ray poradzi sobie z tym, trudnym przecież problemem. Tymczasem, mam wrażenie, że autorka wolała owy problem ominąć czyniąc główną bohaterką historii Clover, a nie jedną z innych niewidzialnych kobiet (na przykład opuszczoną przez wszystkich emerytowaną nauczycielkę). Clover bowiem nie jest postacią, która mogłaby reprezentować tę grupę, jest energiczną dziennikarką, która ma pracę, kochającego męża, syna i córkę, która co prawda jej nie zauważa, ale ona nikogo nie zauważa poza sobą samą . Clover ma też najlepszą przyjaciółkę, która jest gotowa na bardzo wiele by jej pomóc i która zawsze znajdzie dla niej czas.  Jak dla mnie to nie jest raczej sytuacja typowej „niewidzialnej” kobiety. Owy zabieg uniknięcia tematu widać też w samym rozwiązaniu fabuły, otóż to nie tylko brak uwagi ze strony bliskich czyni kobiety niewidzialnymi, jest to co najwyżej jedna z przyczyn dla których bohaterki książki pani Ray muszą zmagać się tym problemem tak długo całkiem same.

W zamierzeniu miało być zapewne intrygująco, inteligentnie i zabawnie tak jak interesująca powinna być historia o kobiecie, która staje się niewidzialna, a najbliżsi nie od razu to zauważają. Taka opowieść wymaga bardzo wprawnie odmierzonych proporcji – powagi i humoru, inaczej w sposób nieunikniony otrze się o kicz lub stanie się zwyczajnie niedorzeczna. Pani Ray podjęła bardzo odważną próbę opowiedzenia nam takiej historii, niestety nie wszystko się udało i ostatecznie mamy bardzo dobry pomysł i znacznie gorsze wykonanie. 

Moja ocena:
5/10

sobota, 18 stycznia 2014

Bez mojej zgody - Jodi Picoult


Bez mojej zgody - Jodi Picoult


Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2005
Ilość stron: 440



Postanowiłam przeczytać tę książkę. Teraz, dzisiaj, kiedy w końcu trzymam ją w ręce i zaraz nie wymyślę setek powodów dla, których powinnam się teraz zając czymś innym. Postanowiłam, że przeczytam ją na przekór wszystkim i wszystkiemu. Na przekór sobie samej. Dlaczego zmusiłam się przeczytania „Bez mojej zgody”? Bo mam wrażenie, że wszyscy już to zrobili, a ja nie. Bo co kilka dni trafiam na kolejną odsłonę ochów i achów na temat twórczości Jodi Picoult. Bo rozpoczęcie nowej lektury jej autorstwa wydało mi się łatwiejsze niż dokuczenie tej, którą zaczęłam, a musiałam porzucić przygniecioną niewyobrażalnym ciężarem pseudopsychologicznych nonsensów („Głos serca”)

Tak naprawdę jednak wzbraniałam się przed przeczytaniem „Bez mojej zgody” dlatego, że wiedziałam, co ta książka ze mną zrobi. Wywlecze na powierzchnie wszystkie moje emocje i uczucia, zmusi do tego by czytać, by patrzeć i nie odwracać wzroku z enigmatycznym wzruszeniem ramion i stwierdzeniem „tak bywa”, a potem gdy już nic nie będzie czytelnika chronić, proza Picoult przejedzie po naszych emocjach jak walec drogowy. Dlaczego tak sądzę? Bo musi tak być, bo nie da się inaczej napisać książki o umierającym dziecku, o cierpiącej rodzinie. Bo właśnie po to piszę się takie książki.

Cóż mogę powiedzieć? Czytałam „Bez mojej zgody” przez kilka godzin bez przerwy – nie byłam w stanie przestać, a z drugiej strony chciałam jak szybciej skończyć by móc wrócić do mojego spokojnego świata, gdzie nie muszę podejmować takich decyzji jak bohaterowie książki. Od początku, gdy zaczynamy czytać wiemy, że to wszystko musi skończyć się źle, jakkolwiek się skończy. Wiemy, że nie ma jasnej i prostej odpowiedzi a sytuacja jest patowa. Tak naprawdę więc roztrząsamy teoretyczny przypadek o którym wiemy, że jest możliwy i zastanawiamy się kto ma rację jednocześnie dobrze wiedząc, że wszyscy ją mają. Pozostaje nam więc tylko współczuć sędziemu, który musi wydać werdykt i cieszyć się, że on a nie my.
Książka została napisana po to by wstrząsać i wzruszać. Służy temu każda prezentowana scena, wspomnienie, myśl. Wszyscy w rodzinie  Fitzgeraldów są dorośli i dojrzali bez względu na ilość lat w metryce. Możemy przypuszczać, że to cierpienie sprawiło, że trzynastoletnia Anna wydaje się równie dorosła jak jej matka, ale czy aż tak, by nie mieć w sobie nic z dziecka? Autorka serwuje nam ogląd sytuacji z punktu widzenia różnych bohaterów, rzecz bardzo fajna i niezwykle interesująca, ale tylko wtedy, gdy mają oni inne poglądy. Tymczasem wszyscy oni są tego samego zdania, a więc chcieliby by Anna nie musiała być dawcą organów dla siostry, ale nie widzą innego rozwiązania. Wszyscy są tak jednomyślni i w zasadzie tak jednakowi, że gdyby nie śródtytuły mówiące nam „w czyjej głowie teraz siedzimy” z dużym prawdopodobieństwem popełnilibyśmy jakąś pomyłkę.

Muszę też wspomnieć, o wątku dotyczącym adwokata Cambella i historii jego relacji z Julią. Nie bardzo rozumiem czemu to wszystko znalazło się w tej książce, bo pasuje tutaj jak nie przymierzając pięść do nosa. Chyba po prostu się przyjęło, że w porządnej powieści musi znaleźć się obowiązkowo element romansu, bo inaczej historia traci na wartości. Ta, by nie traciła, emocji akurat tej lekturze nie brakuje.

Napisałam już całkiem sporo i jak zapewnie można się domyślić moje wrażenia na temat „Bez mojej zgody” są bardzo niejednoznaczne. Z jednej strony podziwiam autorkę, której udało się zagrać na naszych emocjach i to w sposób zupełnie swobodny i nie wymuszony, z drugiej jednak nie bardzo wiem czemu innemu oprócz zmuszeniu czytelnika do płaczu cała ta historia ma służyć. Bo czy ktoś jest w jakikolwiek sposób mądrzejszy po lekturze „Bez mojej zgody” – gdy choruje dziecko to cierpi nie tylko dziecko, ale i cała rodzina. Ale czy już tego nie wiedzieliśmy?

Moja ocena:
7/10

Książkę przeczytałam w ramach styczniowego wyzwania grunt to okładka i pod hasłem

środa, 15 stycznia 2014

Zasłona dymna - Sandra Brown


Zasłona dymna - Sandra Brown



Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 432



Niedawno przeczytałam pierwszą książkę autorstwa Sandry Brawn  - „Świadek” i byłam nią pozytywnie zaskoczona. Szybciutko sięgnęłam więc po kolejną i tym razem mój wybój padł na „Zasłonę dymną”, głównie ze względu na pozytywne recenzję jakie dane mi było czytać. Książka ta doczekała się nawet ekranizacji – która jednak nie do końca odpowiadała moim wyobrażeniom.

Dziennikarka lokalnej stacji telewizyjnej przebojowa Britt budzi się u boku martwego policjanta, który poprzedniego wieczoru miał przekazać jej jakieś sensacyjne informację. Nie wie jednak czego miały one dotyczyć, nie wie też co się właściwie stało – jednym słowem nic nie pamięta. Nie trudno zgadnąć, że prowadzący sprawę policjanci nie są zbyt skorzy by jej wierzyć, zwłaszcza gdy sekcja zwłok wykazuje, że ich kolega po fachu został zamordowany.
 Sytuacja Britt staje się z każdą chwilą coraz trudniejsza aż niespodziewanie w jej życie wkracza Raleya – były strażak, dziś okryty niesławą – do czego i Britt znacznie się przyczyniła. Okazuje się, że ich historie są niemal identyczne, oboje zostali wplątani w morderstwo i obojgu podano środki, które wymazały szczegóły tych zdarzeń z ich pamięci. Oboje także nie potrafią tego udowodnić. Co dwie głowy jednak to nie jedna, zaczynają więc swoje prywatne śledztwo. Komuś jednak bardzo zależy by  prawda nigdy nie wyszła na jaw i jest w stanie posunąć się do ostateczności by to osiągnąć.

Książkę czyta się lekko i szybko. Wciągająca fabuła, intrygująca zagadka. Może nie jest to literatura najwyższych lotów – ale chyba nikt tego od podobnych książek nie oczekuje. Przyznaję, że przydałoby się trochę popracować nad postaciami, które są raczej schematyczne i brak im autentyczności, ale nie można przecież mieć wszystkiego. Dla tych, którzy szukają prostej, relaksującej lektury - jak najbardziej polecam.

Moja ocena:

6/10

Książka przeczytana w ramach wyzwania: Czytam Opasłe Tomiska

wtorek, 14 stycznia 2014

Już nie płacz - Joy Fielding


Już nie płacz - Joy Fielding


Wydawnictwo: Książnica
Rok wydania: 2005
Ilość stron: 375


Joy Fieldig jest jedną z moich ulubionych autorek i jest tak nie bez powodu, uwielbiam styl pisania tej pani, uwielbiam w sposób w jaki buduje napięcie w prezentowanej historii, a przede wszystkich to jak tworzy swoje postacie – tak, że niemal od razu stają się nam one bliskie nawet gdy są skrajnie różne niż my. „Już nie płacz” jest kolejną książką, którą dosłownie pochłonęłam, albo raczej, która dosłownie pochłonęła mnie na kilka dobrych godzin.

Bonnie Wheeler jest szczęśliwą matką trzyletniej Amandy i równie szczęśliwą żoną reżysera telewizyjnego – Roda. Ma pracę, którą uwielbia, przyjaciół na których może polegać i mimo nie najlepszych kontaktów z rodziną wiedzie spokojny, przyjemny żywot o jakim zawsze marzyła. Niestety szczęście Bonnie pęka jak bańka mydlana wraz z niepokojącym telefonem od byłej żony Roda – Joan. Kobiety umawiają się na spotkanie do którego jednak nie dochodzi – Bonnie odnajduje zwłoki kobiety, tym samym stając się główną podejrzaną. Ale to dopiero początek jej kłopotów, z dnia na dzień bowiem ona i wiecznie zapracowany Rod stają się opiekunami dwójki jego nastoletnich dzieci. W jej życie ponownie wkroczy też jej tajemniczy brat przypominając o bolesnej przeszłości. Bonnie odkrywa, że nie wszystko co się dzieje wokół niej jest takie jak dotąd sądziła. Komu może zaufać i kto uwierzy jej przeczuciu, że życiu jej i małej Amandy grozi niebezpieczeństwo?

Czyta się świetnie. Książka w pewien sposób przypomina mi „Patrz jak Jane ucieka”, w każdym razie niektóre elementy są bardzo podobne – nie jest to według mnie jednak jakąś wielką wadą, wręcz przeciwnie, ostatecznie bowiem historia i tak jest bardzo oryginalna. Jedyne co mnie drażniło, to niezdecydowanie bohaterki, która niezliczoną ilość razy zadaje sobie z niedowierzaniem pytanie „co ja robię?”, co ją jednak nigdy nie powstrzymuje. W pewien sposób dodaje jej to jednak autentyczności.

Cóż więcej mogę powiedzieć o „Już nie płacz”? Świetna książka, po prostu polecam.

Moja ocena:

7/10

Książka przeczytana w ramach wyzwania: ocalić od zapomnienia

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Dotyk zła - Alex Kava


Dotyk zła - Alex Kava



Wydawnictwo: Mira
Data wydania: 2012
Ilość stron: 512



Jakiś czas temu dane mi było czytać po raz pierwszy książkę autorstwa słynnej Alex Kavy z agtką FBI Maggie O’Dell w roli głównej. O samej autorce i jej twórczości słyszałam tak wiele, tak dobrych opinii, że z niecierpliwością czekałam, aż któraś z jej książek wpadnie mi w ręce. Po lekturze „Śmiertelnego napięcie” miałam sobie jednak za złe, że nie zaczęłam poznawać przygód Maggie zgodnie z chronologią, towarzyszyło mi bowiem wrażenie, że coś mi umyka bo nie rozumiem wszystkich odniesień do bogatej przeszłości bohaterki. By nie powtarzać tego błędu sięgnęłam więc po debiutancką powieść Alex Kavy, będącej zarazem pierwszą częścią cyklu – „Dotyk zła”.

Już sam tytuł książki sporo zdradza z jej treści, będziemy mieli bowiem do czynienia z mordercą, którego ofiarami padają dzieci – mali chłopcy porwani w pobliżu domu na terenie niewielkiego miasteczka w Nebrasce. Miejscowy szeryf Nick Morelli nigdy wcześniej nie miał do czynienia z tak poważnym zagrożeniem przyjmuję więc pomoc agentki FBI z wyraźną ulgą. Sama agentka zaś jest specjalistką od tworzenia portretów psychologicznych przestępców i oddaje się tej pracy z ogromną pasją, za którą jednak musi płacić swoją cenę. Między bohaterami rodzi się uczucie, na które żadne z nich nie może sobie pozwolić.

Mówiąc szczerze „Dotyk zła” bardzo mnie zaskoczył, mimo tego, że czytałam już jedną książkę autorki zupełnie nie spodziewałam się tego, co dostałam. W mojej własnej, bardzo subiektywnej opinii Alex Kava należy do kategorii autorów mocnych i  konkretnych kryminałów i thrillerów (przynajmniej takie miałam dotąd wyobrażenie). Tymczasem „Dotyk zła” jest typowym przykładem tzw. kobiecej literatury gdzie najważniejszym elementem przesłaniającym pozostałe wątki jest element romansu. Nie żebym uważała to za wadę. Lubię romanse, ale po prostu nie tego się spodziewałam. Trochę trudno jest mi też wczuć się w klimat i sytuację, gdy podczas pogoni za mordercą, który „zarzyna” małe dzieci, bohaterowie skupiają się przede wszystkim na tym by w danym momencie dotknąć się lub nie, popatrzeć lub nie popatrzeć sobie w oczy, albo wypatrują w tychże oczach wiadomych błysków czy innych anomalii :)


Nie zmienia to jednak faktu, że „Dotyk zła” czyta się lekko i przyjemnie. Nie jest to jednak książka, która w jakiś szczególny sposób wyróżniałaby się na tle tylu podobnych. Rozwiązanie „zagadki” czyli odpowiedz na pytanie „kto zabija?” nie nastręcza czytelnikowi wielu problemów i w zasadzie, od mniej więcej połowy książki czekamy tylko na dowody. Plusem natomiast są ciekawie skonstruowane postacie i lekkość pióra autorki. Ot przyjemna lektura nie wymagająca zbytniego zaangażowania. To jednak dopiero debiut Alex Kavy mam nadzieję, że pozostałe jej książki będą mniej romansami a bardziej thrillerami, które obiecuje nam wydawca. 

Moja ocena: 
6/10

Książka przeczytana w ramach wyzwania: Czytam Opasłe Tomiska

sobota, 11 stycznia 2014

Bezduszna - Gail Carriger


Bezduszna - Gail Carriger


Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 320



Zanim postanowiła sięgnąć po „Bezduszną” spotkałam się z licznymi bardzo pozytywnymi opiniami na temat tej książki. Przede wszystkim, że jest Inna niż wszystkie, nowatorska, lekko napisana z wyczuciem i humorem, którego nie brakuje także energicznej bohaterce. Tak naprawdę jednak do lektury przekonał mnie fakt, że książka ta zaliczana jest do nurtu zwanego steampunkiem, a nigdy wcześniej nie miałam okazji się z nim zapoznać (a przynajmniej takiej książki nie kojarzę).

Wiktoriańska Anglia z całym jej majestatycznym rozpasaniem form i towarzyskich konwencji a do tego… wilkołaki, wampiry i inne magiczne istoty. A jakby jeszcze było mało na dokładkę mamy całą „techniczną” stronę: niezwykłe maszyny i wynalazki, które stanowią stały element tego alternatywnego świata. Nic to wszystko jednak wobec panny Alexii, którą od reszty ludzkiego społeczeństwa odróżnia fakt, że pozbawiona jest duszy, a cecha ta czyni ją odporną na wszelkie działania „magicznych” ras.

Kiedy niepokorna Alexia unicestwia jednego w wampirów – przy pomocy parasolki – los styka ją z lordem Macconem, który prowadzi w tej sprawie śledztwo. Lord Maccon jest wilkołakiem, z którym Alexie połączy nie tylko wspólne pragnienie odkrycia prawdy, ale i niespodziewane uczucie.

Książkę czyta się szybko i lekko. Z założenia miała ona być zabawna, jednak jej humor nie do końca do mnie przemawia. Podobnie jest zresztą z wszystkimi steampukowymi elementami – nie jest ich zbyt wiele i w sumie „Bezdusznej” znacznie  bliżej do paranormal romance, a przynajmniej w większości książki uczucie łączące parę bohaterów w znacznym stopniu przesłania pozostałe wątki.


Nie jestem jednak zupełnie rozczarowana. „Bezduszną” czyta się przyjemnie i trudno odmówić autorce pomysłowości, a lekturze oryginalności. Mam nadzieję, że na tym nie poprzestanie, chętnie bowiem sięgnę po kolejną cześć przygód Alexie – choćby po to by się przekonać, co jeszcze można wrzucić do jednego worka/świata i zobaczyć co z takiego połączenia wyniknie. 

Moja ocena:
5/10

Książkę przeczytałam w ramach styczniowego wyzwania pod hasłem oraz serie na starcie

środa, 8 stycznia 2014

Świadek - Sandra Brown


Świadek - Sandra Brown


Wydawnictwo: Prima 
Rok wydania: 1997
Ilość stron: 366

Nigdy wcześniej nie czytałam książek Sandry Brawn, choć oczywiście słyszałam o tej autorce. Nie mogłam nie słyszeć skoro napisała już kilkadziesiąt książek, które zostały  wydane w większości krajów świata. Jej specjalnością jest tzw. literatura kobieca, ale w jej książkach element romansu występuję obok kryminalnego czy sensacyjnego, jest więc sporo akcji, emocji i intrygująca zagadka do rozwiązania. Tak słyszałam, dotąd bowiem nie miałam okazji by to sprawdzić, dopóki w moje ręce nie trafił „Świadek” i choć lektura jednej książki, to dość skromne doświadczenie, by mówić o całej twórczości, powyższe twierdzenia wydają mi się całkowicie trafne.

Jedną z intrygujących cech „Świadka” jest fakt, że historia zostaje nam przedstawiona od środka. Poznajemy więc główną bohaterkę Kendall w momencie, gdy doznaje ona niewielkich obrażeń w wypadku drogowym, w którym ginie też inna młoda kobieta, a towarzyszący im mężczyzna ulega amnezji. Trzymająca niemowlę na ręce Kendall zaświadcza przed całym personelem szpitala, że poszkodowany mężczyzna jest jej mężem. Odtąd akcja biegnie dwutorowo, w retrospekcjach poznajemy przeszłość, jednocześnie śledząc także bieżące wydarzenia. Niezwykle rozbudza to naszą ciekawość, bardzo bowiem chcielibyśmy wiedzieć o co w tym wszystkim chodzi, kim jest Kendall, przed czym ucieka i dlaczego kłamie?

Prosty, przejrzysty styl i ładny płynny język sprawiają, że książkę czyta się bardzo szybko i przyjemnie. Element romansu i panujących między bohaterami emocji także jest bardzo interesujący , choć jak dla mnie największą zaletą książki jest instygująca fabuła. Nie jest to jednak bardzo ambitna książka i niestety nie pozbawiona sporej ilości błędów i nieścisłości. Jakimś bowiem dziwnym zbiegiem okoliczności pytania które powinny paść w danej sytuacji nigdy nie padają. Na przykład cierpiący na amnezję mężczyzna wpada na to by zapytać jak ma na imię po trzech od odzyskania przytomności. Być może kilkanaście lat temu, gdy książka powstawała podobne rzeczy nie rzucały się w oczy, ale dziś, gdy seriale kryminalne uczyniły z nas wszystkich niemal policyjnych specjalistów, oczekujemy od fabuły większej rzetelności w szczegółach.

Wszystko to nie zmienia jednak faktu, że książkę po prostu bardzo przyjemnie się czyta i o ile nie oczekuję się od niej zbyt wiele będzie to trafny wybór, dla tych co mają ochotę na jakąś lekką lekturę. 

Moja ocena:
6/10  

wtorek, 7 stycznia 2014

Ukryte wodospady - Barbara Freethy


Ukryte wodospady - Barbara Freethy


Wydawnictwo - Wydawnictwo BIS
Rok wydania: 2013
Ilość stron: 352


Po dłuższym oczekiwaniu „Ukryte wodospady” czyli czwarta powieść Barbary Freethy osadzona w urokliwej miejscowości o intrygującej nazwie Zatoka Aniołów, wpadła w końcu w moje ręce. Bez zwłoki zabrałam się więc za czytanie. Swego czasu urzekł mnie świat  przedstawiony przez autorkę w poprzednich częściach, spokojne, trochę magiczne portowe miasteczko, gdzie ludzie mają dla siebie czas i zawsze są gotowi wesprzeć potrzebujących sąsiadów. Mało realne? Może, ale przecież to w końcu Zatoka Aniołów.

Tym razem główną bohaterką jest Isabella Silveira siostra miejscowego inspektora policji. Niejasne i niepokojące odczucia, które nawiedzały ją od dzieciństwa przybrały teraz na intensywności i towarzyszy im dziwne uczucie, że mają one coś wspólnego z jej bratem. Impulsywna Isabella przybywa więc do miasteczka, a jej obecność wywoła ciąg zdarzeń, który na zawsze odmieni życie wielu ludzi. Jednym z nich będzie Nick, który choć dopiero poznany wyda się Isabelli dziwnie znajomy.

Autorka nie zapomniała także o pozostałych mieszkańcach miasteczka – tym, którzy przeczytali poprzednie jej książki, dobrze już znanym – można ich spotkać na każdym rogu – niczym dobrych znajomych -  i wątków im poświęconych także nie zabraknie. Mamy więc dalsze sercowe perypetie Charlotte, jej pierwszej miłości Andrew – obecnie pastora, a także intrygującego Joe. Poznamy zagadkę ojcostwa dziecka Annie, a także jej dalsze losy. Innymi słowy, wiele się będzie działo :)


                Lubię książki pani Freethy, są proste, nieco naiwne ale w jakimś pozytywnym, dobrodusznym sensie. Poprawiają mi nastrój i znów pozwalają uwierzyć w siłę uczuć i więzów łączących mieszkańców miasteczka – aż szkoda, że Zatoka Aniołów nie istnieje naprawdę, bo chętnie bym się tam na trochę przeniosła :) 

Moja ocena: 
6/10

Mroczne sekrety - Adèle Geras


Mroczne sekrety - Adèle Geras

Wydawnictwo: Świat Książki 
Rok wydania: 2006
Ilość stron: 454



     „Mroczne sekrety” autorstwa pani Geras są jedną z książek, które postanowiłam przeczytać w ramach noworocznego postanowienia dotyczącego doczytywania książek „napoczętych”. Postanowienie bardzo dobre, zdecydowałam się więc zabrać się za jego realizację zanim zapał mnie opuści (co w przypadku noworocznych postanowień zwykle ma miejsce nie dalej niż w połowie stycznia:( . Pobieżnie przejrzałam kilkadziesiąt pierwszych stron przypominając sobie treść, a potem z zapałem zabrałam się do uważnej lektury i… I przypomniałam sobie wszystkie powody dla których książka pani Geras nie została przeze mnie pochłonięta przy pierwszym podejściu.
     Podstawowym powodem jest tłumaczenie – wydaje mi się, że to tłumaczenie, ale być może w taki sposób został napisany także oryginał. Patetyczny, absolutnie  sztuczny język, dziwaczne, niedorzeczne i banalne dialogi, a do tego nastrój amerykańskiej socjety końca XIX wieku i to wszystko w powieści o losach współczesnej! rodziny (większość akcji rozgrywa się po roku 2000 nawet jeśli retrospekcje sięgają kilkadziesiąt lat wstecz).
     Do rodzinnej posiadłości w Anglii zjeżdża się całą liczna rodzina by hucznie świętować siedemdziesiąte piąte urodziny nestorki rodu – Leonory. Pierwszy raz od dawna wszyscy członkowie rodziny mają sposobność pobyć z sobą pod jednym dachem skutkiem czego na jaw wychodzą głęboko skrywane tajemnice i sekrety zarówno te dotyczące teraźniejszości, jak i odległej przeszłości.
     Historia sama w sobie byłaby zapewne bardzo interesująca gdyby sposób jej przedstawienia nie pozostawał tyle do życzenia. Postaci są sztuczne i tendencyjne, opisów jest za dużo i w zasadzie dotyczą one rzeczy niepotrzebnych. Autorka postawiła sobie za cel przedstawić nam koleje losu Leonory i jej rodziny - ale robi to w sposób tak suchy i pozbawiony emocji, że i czytelnik żadnych nie odczuwa. Nie udało mi się „zaprzyjaźnić” ani nawet zbliżyć do żadnej postaci, bo żadna nie wydała mi się na tyle autentyczna. A to z kolei sprawia, że książka jest zwyczajnie nudna.
     Jakimś cudem udało mi się jednak dokończyć lekturę, choć samej książki nie polecam, chyba, że ktoś ma naprawdę dużo wolnego czasu.

Moja ocena:
4/10

Książka przeczytana w ramach wyzwania: Czytam Opasłe Tomiska
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...