poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Czarna dziewczyna, biała dziewczyna - Joyce Carol Oates


Czarna dziewczyna, biała dziewczyna - Joyce Carol Oates



Wydawnictwo: Bellona
Rok wydania: 2007
Ilość stron: 324



Na postać Joyce Carol Oates zwróciłam uwagę już jakiś czas temu głownie za sprawą jej, ponoć bardzo dobrej, biografii Marilyn Monroe  - „Blondynka”, którą, mam nadzieję, będzie mi dane kiedyś przeczytać. Autorka ta słynie z wnikliwego prezentowania przemian społecznych ze szczególny uwzględnieniem roli kobiet – a więc wszystkiego tego, co mnie szczególnie interesuje. :)

Nic więc dziwnego, że za lekturę książki „Czarna dziewczyna, biała dziewczyna” zabrałam się od razu gdy tylko wpadała mi ona w ręce. I choć sam proces czytania nie przebiegał już tak gładko i lekko, i nie zupełnie tego spodziewałam się po treści, książka ta ma swoje niewątpliwe zalety.

Dwie młode dziewczyny, studentki,  które dzieli niemal wszystko a łączy zakwaterowanie we wspólnym pokoju. Pochodzenie, poglądy, wartości, sposób bycia a nawet kolor skóry, wszystko sprawia, że Minette jest doskonałym przeciwieństwem Genny, a Genna doskonałym przeciwieństwem Minette. A jak powszechnie wiadomo nic tak nie przyciąga się jak przeciwieństwa. Między dziewczynami utworzy się dziwna relacja, która będzie świetnym pretekstem do zaprezentowania czytelnikowi przemian społecznych w połowie lat siedemdziesiątych dwudziestego wieku.

To właśnie owo tło, jest tym co w książce najbardziej warte jest uwagi. Rodzinne uwikłania Genervy, postać jej ojca „Szalonego Maxa”  liberalnego działacza, zaangażowanego w kampanię przeciw wojnie w Wietnamie, a zwłaszcza postać Veroniki, która pokazuje z jakim trudem pokolenie „dzieci kwiatów” radzi sobie z upływem czasu i rolą rodzica. Właśnie te elementy wpływają na moją końcową ocenę książki. Zupełnie rozczarował mnie bowiem główny wątek fabuły. Dziwaczna fascynacja narratorki – Genny jej czarną współlokatorką. Czytelnik tej fascynacji nie odczuwa, co sprawia, że egzaltowany styl jej wypowiedzi po prostu męczy.

W Minette Swift nie ma nic fascynującego. Nie wiem czy autorka świadomie uczyniła tę postać tak gburowatą, niesympatyczną, a co najważniejsze zwyczajnie nudną. Rozczarowało mnie zwłaszcza zakończenie całej tej historii. Mozolnie brnąć do końca wyobrażałam sobie mnóstwo różnych rozwiązań jakimi mogłaby „zaskoczyć” mnie autorka ale przyznaję, że tak banalnego nie wymyśliłam :)

Podsumowując książka ma swoje zalety i wady. Plan był bez wątpienie bardzo ambitny. Efekt nieco rozczarowuję. Wnikliwość i złożoność z jaką autorka przedstawia świat bohaterów dobrze wróży jednak „Blondynce”…

Moja ocena:

6/10 

Książka przeczytana w ramach wyzwań: kluczmik

środa, 23 kwietnia 2014

Sen - Lisa McMann


Sen - Lisa McMann



Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 2010
Ilość stron: 240



Zacznę od tego, że jedną z najczęściej nawiedzających mnie refleksji podczas lektury książki „Sen” Lisy McMann, było stwierdzenie, że albo ja coś przegapiłam, albo to tylko Amerykanie mają zwyczaj zapadać w sen kilka razy dziennie i to w najdziwniejszych miejscach. A spanie w szkole czy w pracy jest właściwie normą. Co by nie mówić o polskim szkolnictwie, raczej się spać nie dało (czego czasem żałuję :), a dar czy przekleństwo jakie ciąży na głównej bohaterce mogłoby w ogóle nie zostać przez nią odkryte.

Janie ma siedemnaście lat , mieszka z matką alkoholiczką w biedniejszej dzielnicy i jest w pełni świadoma tego, że może liczyć tylko na siebie. Jest bardzo dojrzałą, młodą dziewczyną, którą od innych rożni to, że „widzi” cudze sny, gdy przebywa w obecności kogoś śpiącego. Bardzo utrudnia jej to życie, nie potrafi bowiem powstrzymać tego procesu, ani uwolnić się z cudzego snu, bez względu na to gdzie jest i w jak strasznych koszmarach musi uczestniczyć. Kiedy wydaje jej się, że już pogodziła się z tym stanem, coś się zmienia i z biernej obserwatorki snów staje się ich uczestniczką.

Lisa McMann wprowadziła do tej, prostej w gruncie rzeczy, fabuły kilka ciekawych elementów, które sprawiają, że książka wyróżnia się wśród setek innych paranormal romance (i to nie tylko dlatego, że nie ma ani wilkołaków ani wampirów). Przede wszystkim  - co jest wielkim plusem  - udało jej się uniknąć cukierkowości tak typowej w książkach o młodzieży. Świat w jakim żyje Janie jest rzeczywisty, nawet nieco depresyjny i do bólu szary a autorka nie ucieka przed pokazywaniem problemów – alkoholizmu, biedy i przemocy. Drugą zaletą jest postać samej Janie, która jest po prostu sympatyczną dziewczyną, która stara się odnaleźć w trudnej rzeczywistości. Nie irytuje naiwnością i głupotą (jak większość bohaterek tego typu książek).

Oryginalna jest także forma w jakiej „Sen” został napisany. Autorka stworzyła coś w rodzaju dziennika, z dokładnym zaznaczeniem dat, a nawet godzin – co niestety raczej przeszkadza w czytaniu niż pomaga. Czytelnikowi jest wszystko jedno czy coś dzieje się dwie minuty wcześniej czy później skoro nie ma to żadnego wpływu na treść.  Ostatnia już cecha, która wywołuje moje mieszane uczucia i ostatecznie decyduje o odbiorze książki to reporterski styl w jakim „Sen” został napisany.  Bardzo oszczędny, konkretny,  pozbawiony opisów  a przez to bardzo „mocny” tekst, który pozostawia wiele pola dla wyobraźni czytelnika. Ale cecha ta sprawia także, że historia wydaje się „sucha” i jest jakby fragmentarycznym streszczeniem samej siebie.  Tak wygląda jeden z momentów życia dziewczyny:

Godzina 13.02
W końcu, przestraszony, że Janie tak długo śpi, budzi ją.
Janie jęczy i siada powoli.
Wypija sok i mleko.
Zjada kanapkę.
Nie patrzy na Cabela.
Nie odzywa się do niego.

Godzina 13.27
...

Do tego stylu trzeba się przyzwyczaić, ale pewne jest, że czyta się bardzo szybko :) Podobno książka ma zostać w najbliższym czasie zekranizowana. Jestem bardzo ciekawa filmowego efektu, bo jakoś trudno mi to sobie wyobrazić.

Moja ocena:

6/10

Książka przeczytana w ramach wyzwań: klucznik, serie na starcie oraz grunt to okładka

wtorek, 22 kwietnia 2014

Strażnicy Wieczności Tom 1, 2, 3 - Alexandra Ivy

 Strażnicy Wieczności Tom 1, 2, 3 - Alexandra Ivy



Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 2010, 2011, 2011
Ilość stron: 368, 368, 384




Alexandra Ivy  jest jedną z bardziej znanych autorek romansów paranormalnych. Jej nazwisko wymienia się najczęściej obok Lary Adrian i Christine Feehan. Mam złe doświadczenia wiążą się z „Pocałunkiem o północy” autorstwa pani Adrian. Skuszona zapewnieniami o zmysłowej opowieści, która miała udowodnić, że romans paranormalny nie jest tylko gatunkiem przeznaczonym dla nastolatków, przeczytałam i…. dostałam żenującą opowieść o wampirzych kosmitach (!) pełną raczej pornografii niż obiecanego erotyzmu. Mimo wszystko postanowiłam dać szansę Alexandrze Ivy, jedna książka nie przesądza przecież o jakości wszystkich, a przy ilości fantastyki jaką ostatnio czytam byłoby miło gdyby bohaterowie dla odmiany nie byli nastolatkami.

Alexandra Ivy wykreowała dla swojego cyklu interesujący, choć niezbyt oryginalny obraz świata. Znaną nam wszystkim „ludzką” rzeczywistość urozmaiciła o inne „istoty” a więc wampiry, wilkołaki, demony, dżiny, gargulce, trolle, chochliki, czarownice, duszki a nawet boginie. Nad prawem i porządkiem w świecie paranormalnych istot czuwa zaś komisja w skład której wchodzą wyrocznie. Oczywiście ludzie żyją w pełnej nieświadomości istnienia istot innych niż oni sami choć stykają się z nimi na co dzień.

Cały ten niezwykły świat poznajemy za sprawą Abby bohaterki „Kiedy nadciąga ciemność”, młodej kobiety zmagającej się z przeciwnościami losu. Abby jest nieświadomym niczego człowiekiem aż do czasu gdy zrządzeniem losu staje się „kielichem”, naczyniem w którym zamieszka potężna moc Feniksa. Dopóki nie nauczy się nad nią panować jest narażona na nieustanne ataki wszystkich okolicznych demonów, a jej jedyną ochronę stanowi obecność Dantego – wampira zobowiązanego do ochrony Feniksa. Komu może zaufać w tym zupełnie nieznanym jej świecie?

 W pierwszej części cyklu poznajemy także kolejną parę bohaterów – wampira Vipera i piękną Shy będącą demonem. Losy ich uczucia opisuje druga część „W objęciach ciemności”. Zarówno ta jak i następne książki są erotycznymi romansami osadzonymi w paranormalnym świecie. Z naciskiem an erotyzm. Shy jako demon na którym ciąży wiążąca je klątwa, zostaje sprzedana na aukcji demonów i innych istot, a jej „nabywcą” jest wampir Viper. Reszty nie trudno jest się domyślić…

Trzecia część „Odwieczna ciemność” to historia samego króla wampirów, tajemniczego i mrocznego Styksa, który zakochuje się w delikatnej i pełnej empatii Darcy. Ona z jakiegoś powodu jest obiektem zainteresowania wilkołaków – odwiecznych wrogów wampirów. Styks zrobi więc wszystko by trzymać dziewczynę jak najdalej od nich, co nie będzie jednak zgodne z planami samej Darcy…


Cała serii „Strażnicy wieczności” liczy sobie już kilkanaście tomów, z czego w Polsce ukazało się siedem z nich. Każda część dotyczy innej pary postaci, którą autorka wcześniej nam już zaprezentowała. Książki czyta się szybko, lekko i dość przyjemnie, choć radziłabym robić przerwy między kolejnymi tomami. Wszystkie one bowiem są wypełnieniem tego samego romansowego schematu – mroczny i tajemniczy wampir od pierwszego wejrzenia zakochuje się w reprezentującej dobroć, trochę zagubionej ale  odważnej i walecznej bohaterce. Dużo erotyzmu, zrównoważonego przez równie dużą dawkę romantyzmu. I choć sama odczuwam raczej niesmak, co do pomysłu dzielenia się krwią, to chyba jest to jednak obowiązkowy element książki z wampirami w roli głównej :)

Serię polecam wszystkim mającym ochotę na romans w trochę innej niż zazwyczaj scenerii. Duży plus za poczucie humoru, a zwłaszcza postać "uroczego" gargulca.

Moja ocena:
6/10,   4/10,   5/10


Książka przeczytana w ramach wyzwania: Czytam Opasłe Tomiska

czwartek, 10 kwietnia 2014

Szepty w ciemności - Jonathan Aycliffe


Szepty w ciemności - Jonathan Aycliffe



Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 2009
Ilość stron: 224



Jonathan Aycliffe jest brytyjskim pisarzem, który swego czasu zasłynął książką „Pokój Naomi”, co ciekawe, książka ta jest horrorem. Jest to tak interesujące ze względu na to, że jest to gatunek, który nie często zaskarbia sobie spore uznanie zarówno czytelników jak i krytyków. Mi samej trudno jest podać choćby jeden tytuł „dobrego” literackiego horroru, choć jednocześnie przyznaję, że gatunek ten nigdy nie należał do często przeze mnie wybieranych lektur. Trudno w książce zbudować napięcie a już zwłaszcza wzbudzić w czytelniku strach (dużo lepiej radzi sobie z tym film), łatwo za to przekroczyć granicę dobrego smaku lub absurdu.

Cały ten wstęp miał służyć temu dlaczego postać Jonathana Aycliffe’a wydała mi się na tyle wyjątkowa, by sięgnąć po jego książkę. Nie, niestety nie „Pokój Naomi”, która jeszcze nie wpadła mi w ręce, ale innej, chyba równie znanej „Szepty w ciemności”.

Aycliffe wybrał formę pamiętnika, jako sposób zaprezentowania nam pewnej niezwykłej historii. Starsza pani opisuje w nim wydarzenia sprzed wielu lat, z czasów kiedy była ona zaledwie nastolatką. Pierwsza część jej opowieści to historia jej rodziny i życia jakie prowadziła zanim przedwczesna śmierć ojca doprowadziła jej rodzinę do ruiny. Droga jej życia wiodła więc od przepychu do skrajnej nędzy przytułku i morderczej pracy służącej. Gdy wydaje się, że jej los jest już przesądzony, trafia ona do swych dalekich krewnych, bogatych i hojnych. Ich troska i okazałość ogromnego domostwa wydaje się dziewczynie rajem, przynajmniej do czasu, gdy zaczyna zdawać sobie sprawę, że w pobliżu czai się prawdziwe zło…

Mam kilka uwag do książki. Po pierwsze jest ona bardzo ładnie napisana. Autor posługuje się pięknym, obrazowym językiem a robi to lekko i płynnie. Po drugie opowieść składa się z dwóch części: pierwszej przed przybyciem Charlotty do domu krewnych i po tym. I choć mam świadomość, że ta pierwsza jest jedynie wstępem, to zdecydowanie bardziej mi się podobała. Żałuję, że autor nie pozostał w „rzeczywistym” świecie tylko z takim uporem wprowadził „nadnaturalny”. Los jaki władze przytułku i nie tylko, zgotowały Charlotcie i jej rodzinie wydał mi się dużo bardziej przerażający niż wszystkie „strachy” z późniejszej części.


Co do samego elementu grozy… nie mam wątpliwości, że jest „Szepty w ciemności” są świetnie napisaną książką. Autor wprawieni opisuje nam kolejne etapy zbliżania się zła i mnoży tajemnice dotyczące przeszłości posiadłości i jej właścicieli. Ale wszystko to idealnie wpisuje się w schemat opowieści o nawiedzonym domu. Nie ma nic oryginalnego, nic zaskakującego, nic nowego. Po prostu kolejny raz opowiedziany klasyk. Szkoda, że Aycliffe nie pokusił się o jakąś innowacyjność, może przełamałoby to nieustanne wrażenie towarzyszące mi podczas lektury, że skądś już to znam. 

Moja ocena: 
6/10

Książka przeczytana w ramach wyzwań: klucznik

środa, 9 kwietnia 2014

Piąte dziecko - Doris Lessing


Piąte dziecko - Doris Lessing




Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy
Rok wydania: 2007
Ilość stron: 141



Doris May Lessing to brytyjska pisarka, która w 2007 r. została odznaczona za swą twórczość Literacką Nagrodą Nobla (miała wtedy 88 lat, co jak dotąd czyni ją najstarszą laureatką tej nagrody). Doceniono zwłaszcza jej powieści psychologiczne z życia kobiet. Ona sama jest zaś postacią dość barwną, swą młodość spędziła w Iranie i Rodezji, do Anglii zaś wróciła w 1948 r. Znana jest ze swych sympatii względem marksizmu, feminizmu oraz krytyki polityki apartheidu a także kilku bardzo śmiałych twierdzeń na temat poszczególnych polityków :)

Tyle o samej Doris Lessing dla tych, którzy postaci tej nie kojarzą, jak dotąd ja. Gdy w moje ręce trafiła niepozorna książeczka „Piąte dziecko” zaintrygowana opisem po prostu zabrałam się za czytanie bez świadomości, „kim” jest autor. Nie żałuję swojej ignorancji, ta nieświadomość pozwoliła mi po prostu cieszyć się lekturą, bez przeświadczenia, że książka powinna mi się podobać. Podobała się :)

Anglia w latach sześćdziesiątych. Harriet i Dawid poznają się, zakochują i trochę wbrew „modzie” postanawiają założyć wielką rodzinę. Na świat przychodzi pierwsze, drugie, trzecie dziecko, na co bliższa i dalsza rodzina patrzy z coraz większym niedowierzaniem. Małżonkowie nie myślą za dużo o przyszłości, planach, wykształceniu, pieniądzach , po prostu cieszą się szczęściem. A życie upływa im od jednego do drugiego święta, od jednego do drugiego porodu. Ich dom staje się centrum wokół którego toczy się życie całej rodziny. Wszystko zmienia się, gdy Harriet orientuje się, że jest w kolejnej, piątej już i tym razem nie planowanej ciąży. Od pierwszych dni, wie i czuje, że coś jest nie tak jak być powinno. Coś jest nie tak z ciążą, coś jest nie tak z dzieckiem.

Na świat przychodzi Ben. Fizycznie zdrowe, tyle, że bardzo silne dziecko. I choć wszyscy wiedzą, że  nie jest taki jak inne dzieci, to nikt nie potrafi powiedzieć na czym ten problem polega.  Za szybko rośnie, jest za silny i już jako niemowlę wywołuje u ludzi przerażenie. Dawid i Harriet stają przed problemami na które nie ma dobrego rozwiązania. Obecność Bena niszczy ich życie, rodzinę, ich wzajemną więź.


Doris Lessing udało się mimo oszczędnych form i pewnego wyczuwalnego dystansu zbudować utrzymaną w klimacie grozy opowieść, która przeraża i fascynuje zarazem. Rozumiemy Harriet, rozumiemy Dawida, rozumiemy dalszą i bliższą rodzinę, dostrzegamy problem a tak samo jak bohaterowie nie znamy rozwiązania. O książce nie sposób jest zapomnieć. Mi myśl o Benie i jego rodzinie będzie towarzyszyła jeszcze długo, a przynajmniej dopóki nie poznam dalszych jego losów w kontynuacji „Podróż Bena”. 

Moja ocena:
9/10

Książka przeczytana w ramach wyzwania: klucznik oraz ocalić od zapomnienia

wtorek, 8 kwietnia 2014

Rok, który wszystko zmienił - Georgia Bockoven


Rok, który wszystko zmienił - Georgia Bockoven



Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2013
Ilość stron: 504



Nieczęsto zdarza mi się sięgać po powieści obyczajowe, a tego typu (czysto obyczajowe bez wątków kryminalnych czy fantastycznych) jak „Rok, który wszystko zmienił” zwłaszcza – zawsze mam bowiem wrażenie, że autorzy wypełniają względem czytelnika jakąś misję moralizatorską. Mówią nam poprzez historię swoich bohaterów, które z ich wyborów były dobre  i właściwe, a które niewłaściwe i złe. Nie lubię takiego „wymądrzania się”  dlatego też staram się unikać książek, których fabuła skupia się nie na jakimś problemie, ale opisuje codzie życie bohatera lub bohaterów. W zasadzie więc nie wiem jak to się stało, że zabrała się za lekturę „Roku, który wszystko zmienił”, historii która jest niczym innym jak wycinkiem z życia kilku kobiet, które łączy osoba nieobecnego już ojca.

Jest ich cztery. Są absolutnie różne. Nigdy się nie poznały. Nigdy nawet o sobie nie słyszały. Wszystkie mają tego samego ojca. Niezwykła sytuacja, prawda? Od razu zaczynamy się zastanawiać jak to jest możliwe i dochodzimy do wniosku, że ów ojciec musiał wieść bardzo interesujące życie :) Mamy szansę poznać historię życia Jessiego Reeda, tak jak mogą to zrobić jego córki. A odsłuchanie kilku taśm z głosem niezbyt lubianego (delikatnie mówiąc) staruszka warte jest przecież dziesięciu milionów dolarów. Któż by się nie skusił?

Opowieści Jessiego zmieniają spojrzenie jego córek na wiele różnych spraw, nie tylko na przeszłość ale i na ich teraźniejsze życie. Bardziej jednak niż sama historia działa na nie wzajemna obecność – przechodzą od negacji i niechęci do akceptacji faktu, że mają siostry, które mogą bardzo wiele dla nich znaczyć.

Zapewne nie udałoby mi się przeczytać „Roku, który wszystko zmienił” gdyby nie bardzo lekki styl jakim posłużyła się pani Georgia Bockoven. Udało jej się stworzyć ciepłą i życiową opowieść o współczesnych kobietach, które zmagają się z bardziej lub mniej „codziennymi” problemami. I choć autorce nie udało się całkowicie uniknąć pewnej cukierkowości lub schematyczności to wciąż jest to bardzo przyjemna opowieść o sile i znaczeniu rodzinnych więzi.


Zawiodła mnie natomiast historia Jessiego. Autorka miała wielkie pole do popisu, by zachwycić i wzruszyć nas barwną opowieścią o niezwykłym życiu charyzmatycznego biznesmena, tymczasem jest to opowieść bardzo banalna. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że na tego biednego nieszczęśnika uwzięły się wszystkie kobiety jakie dane mu było spotkać, niecnie wykorzystały po czym porzuciły by umierał z żalu za swymi ukochanymi córkami. Trochę to jednak naciągane :)

Moja ocena: 
6/10

Książka przeczytana w ramach wyzwań: klucznik oraz Czytam Opasłe Tomiska

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Sekret Julii - Tehereh Mafi


Sekret Julii - Tehereh Mafi



Wydawnictwo: Otwarte
Rok wydania: 2013
Ilość stron: 437





Cóż tu dużo mówić, dawno, żadna książka nie okazała się dla mnie takim rozczarowaniem jak właśnie „Sekret Julii”. Rozczarowanie równie wielkością moim oczekiwaniom. Pani Mafi oczarowała mnie swoim stylem w „Dotyku Julii”, stylem nie fabułą, bo tej trochę brakowało by tak bardzo nie trącić naiwnością. Nic to jednak, skoro wszelkie niedostatki rekompensował sposób narracji, prosty choć trochę poetycki, lekki a głęboki a przede wszystkim świeży a nie wymuszony. Byłam pod sporym wrażeniem. Może właśnie dlatego odkładałam sobie lekturę „Sekretu Julii” tak długo bo jak wiadomo wszystko na co długo się czeka… ale może po prostu przeczuwałam, że na tej historii da się zbudować jedną spójną opowieść, ale trylogię ?!

Julia wraz z Adamem przebywa w podziemiu dosłownie i w przenośni. W tajnych schronach pod ziemią rebelianci szykują się do wojny w zdegradowanym i skorumpowanym świecie. A więc wojny przeciw Warnerowi będącego dowódcą tutejszego dystryktu. Julia dowiaduje się, że wielu mieszkańców podziemia dysponuje swoistym „darem”, jej radość jednak, że nie jest jedyna obdarzoną niezwykłymi właściwościami szybko znika. Wciąż czuje się ona bowiem wyobcowana a konieczność przejęcia kontroli nad jej zdolnością okazuje się dla niej wyjątkowo trudnym zadaniem. Oczywiście także jej uczucie do Adama napotyka niespodziewane przeszkody…

Tyle, jeśli chodzi o treść. Nie dziej się zbyt wiele, by nie powiedzieć, że właściwie oprócz wewnętrznych dylematów Julii nie dzieje się w zasadzie nic. Życie wewnętrzne tej dziewczyny wystarcza jednak w zupełności by absolutnie zamęczyć czytelnika. Przez kilkaset stron Julia nieustannie cierpi, jej wewnętrzne „ja” rozpada się, roztrzaskuje, stacza, zamiera, umiera i kona (itd.) w zasadzie nie wiem z jakiego powodu. Jak wyraziła to inna postać  Kenji – jedyna naprawdę interesująca w całej grupie – „Z tego, co wiem, masz co włożyć do gęby i co wciągnąć na grzbiet, możesz się odlać w spokoju, kiedy tylko przyjdzie ci ochota. Gdzie ty tu widzisz problemy? To się nazywa królewskie życie. Mogłabyś wreszcie dorosnąć i przestać się zachowywać tak, jakby cały świat nasrał na twoją ostatnią rolkę papieru. Bo to jest głupie.”

W tej książce absolutnie nic nie ma, oprócz do granic możliwości irytującej bohaterki, która oczywiście okazuje się wyjątkowa nawet wśród wyjątkowych. Postaci są źle przedstawione i oprócz Kenjego w zasadzie anonimowe. Z trójkąta Adam – Julia – Warner na uwagę zasługuję tylko ten trzeci choć i on jest po prostu doskonałym wypełnieniem typowego schematu dotyczącego „tego drugiego”. Adam zamienia się z interesującego chłopaka w pierwszym tomie, w jakąś jęcząco – skamlącą odmianę półgłówka zdolnego powtarzać tylko imię „Julia”.

Największym rozczarowaniem jest jednak styl w jakim „Sekret Julii” został napisany. To co pierwszej części było naturalne i lekkie ( a więc przekreślone myśli, powtórzenia, liczby) wszystko to co było oryginalne i świetnie oddawało emocje bohaterów, w „Sekrecie…” staje się wymuszone, sztuczne i zbyt ekstremalne. Jakby pani Mafi za wszelką cenę starała się zachować ten sam styl nawet gdy fabuła przekroczyła już „poziom” w którym to miałoby sens.

Zwiodłam się. Nie wiem czy zdecyduję się kiedyś sięgnąć po trzeci tom tej trylogii bo właściwe nawet nie jestem ciekawa jak ta historia się potoczy, a na pewno nie mam ochoty na kolejnych kilkaset stron w towarzystwie Julii.

Moja ocena:

4/10

Książka przeczytana w ramach wyzwań: Czytam Opasłe Tomiska

niedziela, 6 kwietnia 2014

Ostre przedmioty - Gillian Flynn


Ostre przedmioty - Gillian Flynn




Wydawnictwo: G+J
Rok wydania 2013
Ilość stron: 360





Słyszałam o Gillian Flynn już od jakiegoś czasu, a właściwie słyszałam o jej książce „Zaginiona dziewczyna”, która to pozycja zebrała bardzo pozytywne recenzję i szybko trafiła na moją listę „muszę przeczytać” co niestety nie było mi jak dotąd dane. Skwapliwie skorzystałam więc z okazji przeczytania innej jej książki, nieco mniej znanej  - „Ostre przedmioty”.

Główną bohaterką książki jest trzydziestoletnia reporterka, która wraca do swojego rodzinnego miasteczka by napisać serię reportaży po tym jak tym spokojnym dotąd miejsce wstrząsnęły  morderstwa dwóch małych dziewczynek. Camille musi przy tej okazji zmierzyć się nie tylko z brutalną prawdą dotyczącą tych zbrodni, ale także z własnymi demonami, wskrzeszonymi wraz ze wszystkimi wspomnieniami trudnej przeszłości.

W czasie lektury książki jak bumerang powracała do mnie jednak natrętna myśl – jak to dobrze, że nie mieszkamy w Wind Gap albo jakimś innym prowincjonalnym miasteczku gdzie pod warstwą blichtru mieści się tyle brudu. Najbardziej szokujące były dla mnie nie morderstwa dzieci, ale wspomnienia Camille dotyczące jej lat spędzonych w szkole: gdzie dwunastoletnie dziewczynki uprawiają zbiorowy seks, szkalują lub znęcają się nad innymi, a wszystko to uchodzi w zasadzie za „normalne”.

Dziwna to książka, dziwna to historia jaką zaprezentowała nam Gillian Flynn. Gdy już udało mi się zaprzyjaźnić z Camille i wydawało mi się, że ją rozumiem, zaczyna się ona zachowywać niczym bezmyślna nastolatka – na przykład wybiera się na imprezę zakrapianą alkoholem i narkotykami w towarzystwie trzynastolatków (!) i to nie jako bierny widz, a ma przecież lat trzydzieści (!). Niektóre fragmenty fabuły wydały mi się niedorzeczne i nie bardzo rozumiem co miały na celu.

Ogólnie jednak książka jest całkiem dobrze napisana. Autorce udało się utrzymać zainteresowanie czytelnika od pierwszej do ostatniej strony. Choć kłamałabym mówiąc, że rozwiązanie mnie zaskoczyło, to wciąż wydaje mi się ona wystarczająco interesujące by nie rozczarowywało.

Wciąż mam ochotę na „Zaginioną dziewczynę” zwłaszcza, że wiem już jak wiele można spodziewać się po Gillian Flynn – bo autorka bez wątpienia ma potencjał, nawet jeśli w „Ostrych przedmiotach” nie do końca go wykorzystała.

Moja ocena:

6/10

Książka przeczytana w ramach wyzwań: klucznik
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...