Zaślepienie - Karin Slaughter
Wydawnictwo: Buchmann
Rok wydania: 2013
Ilość stron: 272
Przykro mi to mówić, ale dawno nie
czytałam tak słabego thrillera jak „Zaślepienie" Karin Slaughter, ba, dawno nie czytałam tak słabej książki w ogóle.
Wydawca szumnie umieścił na okładce napis „Slaughter oznacza rzeź” tymczasem
bliżej prawdy byłoby twierdzenie, że Slaughter oznacza makabrę w miejscu
thrillera. Książka ma w sobie coś z klimatu filmów gore z całym tym epatowaniem
krwią, wnętrznościami i ekskrementami – budzi niesmak, ale nie przeraża. A
przecież to napięcie jest niezbędnym elementem dobrego thrillera, horroru czy
sensacji.
Zabrałam się za lekturę „Zaślepienia”
po zapoznaniu się z wieloma bardzo pochlebnymi recenzjami. Tymczasem z
niedowierzaniem przewracałam kolejne strony czekając na to, co zdaniem tak licznych
czytelników powinno się tam kryć. I jeszcze nawet po przekroczeniu połowy wciąż
miałam nadzieję (w końcu umiera ostatnia, choć w tym wypadku okazała się raczej
matką głupich), że nastąpi jakiś przełom, który zmusi mnie do porzucenia
niepochlebnych opinii jakie już zaczęły formułować się w mojej głowie. Doczytałam
do końca (żeby nie było) i teraz już z cała pewnością mogę stwierdzić, że nie
kryje się tam zupełnie nic, nawet zaskakujące zakończenie.
Czytając miałam wrażenie, że autorka
nie może się zdecydować, co właściwie chce napisać i ostatecznie postanowiła wziąć
postaci żywcem wyjęte z jakiegoś romansu (Sara i Jeffrey) i dołożyć do tego
wojowniczą Lenę zmagającą się z problemami rodzinnymi i trudnym dzieciństwem.
Dziwaczny to trójkąt, z którego najgorzej wypada wszystkowiedząca Sara. To ten
typ postaci, który najbardziej denerwuje mnie w książkach, ale nawet gdyby nie
moje osobiste uprzedzenia, to pomysł by małomiasteczkowy pediatra był
jednocześnie koronerem, a do tego jedyną osobą w całym szpitalu, która potrafi
udzielić pomocy medycznej (naprawdę!) musi być dla wszystkich co najmniej
niedorzeczna.
Najbardziej jednak drażniły mnie
błędy logiczne w fabule, która w całości jest słabo przemyślana, niedopracowana
i co najgorsze przewidywalna. Wszystko to autorka starała się ukryć zarzucając
czytelnika makabrycznymi opisami sekcji zwłok i samych morderstw. Szczegóły te
są w nieskończoność powtarzane w niezliczonych konfiguracjach i wstrząsa to co
najwyżej bohaterami, ale czytelnika już raczej tylko brzydzi. Nie mogę się
powstrzymać od przytoczenia fragmentu: „mimo iż starannie myła się i czyściła w
szpitalu, na ubraniu wciąż miała szare i ciemnoczerwone plamy po mózgu i krwi
Julii; trzymały się jej jak gorący wosk. W kieszeniach jej koszuli wciąż tkwiły
resztki kości, odnosiła wrażenie, że krople krwi wciąż toczą się po jej twarzy
i szyi.” I tak dalej…
Cóż chyba mogę już otwarcie
stwierdzić, że książka mnie zawiodła, a tak wiele się spodziewałam…
Moja ocena:
3/10
Ajć, a zawsze chciałem poznać twórczość autorki. Ale tak jak mówisz, samo epatowanie makabrą i krwią to za mało, by zaciekawić. Może gdyby miał te naście lat, by mi się podobało, ale nie teraz, gdy już staruszkiem jestem ;-)
OdpowiedzUsuńUh, jak nisko. Błedy logiczne, niedopracowana, nieprzemyślana... oj już raczej nie sięgnę po nią..
OdpowiedzUsuńZapraszam na pierwsze podsumowanie Opasłych Tomisk!
Zdecydowanie odpuszczę sobie tą książkę :)
OdpowiedzUsuń