środa, 14 sierpnia 2013

Pokuta - Anne Rice

 

Pokuta - Anne Rice


Wydawnictwo: Otwarte
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 304



Na wstępie kilka słów o Anne Rice – a raczej, co w jej wypadku bardziej interesujące – kilka słów o etapach jej twórczości. Jest to w pewien sposób nieuniknione, bowiem Anne Rice pisząca o wampirach to całkiem inna osoba niż ta tworząca powieści przepełnione erotyką (choć słowo pornografia jest w wypadku jej książek bardziej adekwatne) lub tej publikującej w duchu chrześcijańskim. Naprawdę aż trudno uwierzyć, że wyszły spod tej samej ręki i wykluły się w jednym umyśle. Anne Rice jest teraz na trzecim etapie swoje twórczości – po tym jak zapowiedziała swój powrót do Boga i oświadczyła, że nie wyda już nic co nie powstałoby na bożą  chwałę. Od tamtej pory wydała powieść o życiu Jezusa i serię o aniołach; „Pokuta” jest pierwszym jej tomem. 

Kilka słów o treści. Lucky Szczwany Lis to pseudonim pod jakim Toby'ego O’Dare zna jego szef – Pan Sprawiedliwy. Ta wzajemna tajemniczość jej uzasadniona, mimo, że obu mężczyzn łączy coś w rodzaju synowsko – ojcowskiej relacji. Nie zmienia to jednak faktu, że Lucky jest płatnym mordercą, a jego szef zleceniodawcą kolejnych morderstw. Wszystko zmienia się gdy podczas zabójstwa w hotelu Mission In – które jest dla Lucky’ego miejscem szczególnym – zjawia się anioł Malachiasz z własną propozycją współpracy. Zabiera Lucky’ego do średniowiecznej Anglii gdzie ofiarą ksenofobi lokalnych chrześcijan padła pewna żydowska rodzina. Lucky wie, że musi im pomóc jeśli chce zachować nadzieję, na odpokutowanie swoich win. 

Taka w skrócie jest treść „Pokuty”.   Wydaje się brzmieć interesująco, mamy przecież płatnego zabójcę, anioły, podróż w czasie, średniowieczną Anglię, a gdy dodamy do tego świadomość klimatu jaki potrafi nadać swoim opowieścią Anne Rice, to musimy otrzymać książkę od której nie sposób się będzie oderwać. Niestety to co otrzymujemy w żaden sposób nie spełnia tych oczekiwań. Dlaczego?

Przede wszystkim dlatego, że oprócz dwóch czy trzech krótkich scen, nic nie dziej się w czasie rzeczywistym – mam tu na myśli czas rozgrywania się akcji. Dostajemy za to masę przydługich opowieści. Spotkani przez Toby’ego w średniowieczu ludzie, po prostu opowiadają mu swoją historię, a to co najciekawsze czyli podróż naszego bohatera i cała część książki poświęcona jego misji, zostaje zredukowana niemal do minimum. Nie muszę wiec chyba wspominać, że klimatu nie ma przy tym żadnego, tak jak nie ma opisów ludzi, miejsc, zdarzeń (pomijając oczywiście pieczołowitość z jaką autorka oddała wnętrza kościołów i Mission In – czy kogoś naprawdę interesuje jak wyglądają krużganki, restauracja i hotelowy dziedziniec?)

Pierwsza, najdłuższa cześć książki poświęcona zostaje Toby’emu, i nie mam tu na myśli chwili kiedy spotyka on anioła. Zanim do tego dojdzie musimy przebrnąć przez kilkadziesiąt stron wewnętrznych monologów i prób udowodnienia jak bardzo jest on niewierzący mimo, że niemal nieustannie się modli. Potem poznajemy dzieje jego życia a dramatyzmem tej części można by obdzielić kilka powieści i jak sądzę nie powstydziłby się sam Dickens. A kiedy w końcu coś zaczyna się dziać i przenosimy się do średniowiecza, akcja znów zostaje zatrzymana kilkurodziałową opowieścią Flurii. 

Ostatecznie wychodzi z tego bardzo męcząca książka, pełna płytkiego patosu a miejscami nawet żenująco naiwna, choć muszę przyznać, że i w niej widać przebłyski geniuszu, dzięki któremu autorka wykreowała swego czasu fantastyczny świat wampirów. Szkoda, że tan czas już minął :(

Moja ocena:
3/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...