Colorado Kid - Stephen King
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2005
Ilość stron: 120
Stephen King
nie jest autorem, którego można łatwo zaklasyfikować. Piszę świetnie horrory i
to z nimi przede wszystkim jest kojarzony, choć równie dużo fanów mają jego
powieści fantastyczne – jak „Bastion” choć jest ich tak dużo, że wymienianie
nie ma sensu. King świetnie radzi sobie z budowaniem napięcia, złożoną psychiką
swoich postaci a przed wszystkim tworzeniem specyficznego niemal namacalnego
klimatu. To on – moim skromnym zdaniem – tak wciąga czytelnika, nie pozwalając
się oderwać od lektury aż dobrnie się do ostatniej (kilkusetnej - to raczej norma u Kinga)
strony.
„Colorado
Kid” to pozycja, która w żaden sposób do powyższego opisu nie pasuje. I nie
chodzi mi tylko o to, że liczy sobie tylko 120 stron, ale przede wszystkim jest
zupełnie inna tematycznie. Najbliżej w zasadzie byłoby jej do kryminału, ale z
założenia kryminał jest rozwiązaniem zagadki „kto zabił”, natomiast King mnoży
pytania, nie mnożąc odpowiedzi. W każdym razie podczas tej niedługiej lektury
przez cały czas towarzyszyło mi pytanie „czy to naprawdę King?”.
Dwóch
staruszków, doświadczonych dziennikarzy wprowadza młodą koleżankę w tajniki
reporterskiej pracy opowiadając jej historię i przebieg swojego śledztwa
dotyczącego tajemniczej śmierci mężczyzny sprzed wielu już lat. Nadali oni
zmarłemu przydomek „Colorado Kid” i z uporem próbowali odtworzyć wydarzenia z
ostatnich godzin jego życia. Historia jest zawikłana a staruszkowie relacjonują
ją tyleż szczegółowo co i z licznymi dygresjami, najczęściej na temat
dziennikarskiej profesji. I właśnie to, kwestia odpowiedzialności prasy i
rzetelności w relacjonowaniu zdarzeń jest tak naprawdę głównym tematem ksiązki,
a motyw Colorado Kida stanowi jedynie tło.
Szczerze
mówiąc, to właśnie owo tło, było tym, co w książce najciekawsze, a mozolne
wyłuskiwanie faktów ze słowotoku energicznych staruszków – swoją drogą cała
trójka wydaje się własnym towarzystwem wręcz zachwycona jakby tworzyli małe
kółko wzajemnej adoracji – jest zwyczajne męczące. Dywagację na temat
dziennikarstwa zupełnie mnie nie interesują, a przynajmniej nie w takiej ilości
i w takim wydaniu. Gdy dodamy do tego jeszcze zakończenie, a właściwie
całkowity jego brak wyjdzie nam ogromne rozczarowanie. Nie bardo rozumiem
zamysł autora co do tej książki, przypomina raczej jakiś pisarski eksperyment
niż faktyczną powieść – pseudokryminał. Ale do kogo skierowany? :( Chyba nawet
najgorliwsi fani Kinga poczują się rozczarowani.
Moja ocena:
4/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz