piątek, 23 sierpnia 2013

Karaluchy – Jo Nesbø



 

Karaluchy – Jo Nesbø


Wydawnictwo: Dolnośląskie
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 320


 „Karaluchy” są moja pierwszą książką autorstwa Jo Nesbø. Wiem, że sensacyjno/kryminalne powieści sygnowane jego nazwiskiem cieszą się ogromną popularnością – także w naszym kraju. A więc i ja nie mogłam oprzeć się pokusie mimo, że obiecałam sobie przez jakiś czas odpocząć od depresyjnego klimatu skandynawskiej prozy – zwłaszcza w lato. Akcja „Karaluchów” jednak rozgrywa się w upalnym, egzotycznym Bangkoku, co jak przypuszczałam miało być wystarczającym remedium. Na wstępie przyznaję też, że uległam pokusie i presji reklamy (nagły przemarsz karaluchów przez monitor okazał się skutecznym sposobem zwrócenia mojej uwagi) i zaopatrzyłam się w audiobooka – bardzo efektownego (efekciarskiego) z liczną obsadą najgłośniejszych polskich aktorów. (Co znalazło swoje odbicie również w cenie:(

Co do samej treści – fabuła powieści skupia się wokół dochodzenia jakie na zlecenie swoich szefów (naciskanych przez swoich szefów) prowadzi w Bangkoku Harry Hole. W motelowy pokoju zamówiona prostytutka znajduje zwłoki norweskiego ambasadora, a skandal z tym związany mógłby skutecznie zaszkodzić jego prawicowym mocodawcom z norweskiego rządu. Wszystkim więc zależy, by nie tyle sprawę rozwiązać, co zamknąć. Wszystkim z wyjątkiem Harrego Hole – nietuzinkowego policjanta walczącego przede wszystkim z własnymi demonami – przeszłością i problemem alkoholowym.  W Bangkoku szybko okazuje się, że Harry będzie musiał zmierzyć się także z zawikłaną zagadką i wieloma przeciwnościami by móc dotrzeć do prawdy, nawet jeśli miałby ona okazać się niewygodna. 

„Karaluchy” to dobrze napisana, wciągająca (jeśli się już przebrnie przez bardzo długi nudny początek) książka z nieprzewidywalnym i intrygującym zakończeniem. Mimo tajlandzkich plenerów i wszędobylskiego gorąca – czytając niemal czuje się pot na skórze – jest to książka w stu procentach „skandynawska” – i nie polecam jej nikomu, kto nie jest gotowy ze zmierzeniem się z poczuciem egzystencjalnej pustki głównego bohatera. Nie brak także melancholijno – filozoficznych tonów (lub głębokich stwierdzeń typu - każdy basen ma swój zapach. Ten pachnie wanilią :) Nie piszę tego jako krytykę, ma to bowiem swój urok i sądzę, że amatorzy skandynawskich klimatów będą się nim – słusznie – zachwycać. 

Książka ma niestety także swoje wady i zbyt długi wstęp jest tylko jedną z nich. Drugą jest nieco za dużo jak dla mnie wątków pobocznych, wspomnień, opowiadanych historii i nieco bezsensownego kręcenia się w kółko – co przez większą cześć ksiązki sprawia wrażenie, że nic się nie dzieje. A samo zakończenie – choć zaskakujące – to w moim odczuciu Nesbø trochę przedobrzył, zwłaszcza przy scenie walki. 

Ostatecznie uważam, że „Karaluchy” to całkiem przyzwoita, ale w gruncie rzeczy niczym się nie wyróżniająca się książka. Dlatego dziwi mnie trochę, że to właśnie ona została wydana w wersji tak ekskluzywnego audiobooka. On także mi się podobał, choć czasami ilość efektów (niemal niuestanne dźwięki miasta w tle) jest trochę przytłaczający i daje skutek przerysowania i komizmu, który raczej nie był zamierzony :)

Moja ocena:
6/10
 

2 komentarze:

  1. Książka może się podobać, jeśli cykl czyta się po kolei. Mnie by się na pewno jakoś bardzo nie podobała, gdybym sięgnęła po nią już po lekturze, dajmy na to, "Czerwonego gardła" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, być może powinnam najpierw sięgnąć, po "Człowieka nietoperza" i pewnie bym tak zrobiła gdyby tak nie skusił mnie ten audiobook :)
      Mimo wszystko książka całkiem mi się podobała i nie żałuje, że sięgnęłam właśnie po nią :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...