Nowa Ziemia - Julianna Baggott
Wydawnictwo: Egmont
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 472
Od jakiegoś czasu już natrafiam na licznych blogach na entuzjastyczne recenzję dotyczące książki Julianny Baggott "Nowy przywódca" - nie muszę chyba dodawać, że wystarczyła wzmianka o utopijnym świecie by mnie zaintrygować, a nie są to ponoć jedyne zalety. Zanim jednak mogłam zabrać się za "Nowego przywódcę" sięgnęłam po pierwszą cześć tej sagi "Nowa Ziemia" - równie entuzjastycznie przyjętej przez większość recenzentów. Jakie wrażenia?
Na początek to co w książce najlepsze czyli postapokaliptyczny świat. Świat po wielkim wybuchu, katastrofie która zmiotła z ziemi większą część ludności, a tych co przeżyli zamieniła w potwory, monstra powstałe z połączenia ciał z przedmiotami lub przyrodą, które w różnym stopniu zachowały ludzkie cechy i naturę. Ale ten okrótny los nie stał się udziałem wszystkich. Istnieją także "czyści", elita, która przed wybuchem schroniła się w bezpiecznej Kopule, a teraz żyje w izolacji według sztywnych zasad mających zapewnić przetrwanie.
Julianna Baggott nie szczędzi nam naturalistycznych opisów, a wizja świata jaką nam przedstawia budzi przede wszystkim wstręt i przerażenie. Dzieci na zawsze stopione z ciałami matek, mechaniczne przedmioty, śruby, wiatraczki, krzyże a nawet lalki, wszystko to jako integralny element istot, zmutowane zwierzęta, stwory i potwory w których najbardziej przerażające jest to, że są ludźmi. Mimo całej tej szpetoty od wizji takiego świata trudno się oderwać, a pomimo całego wzajemnego okrucieństwa i walki o życie jaką jest każdy przeżyty dzień, jest to także świat bardzo ludzki - może właśnie dlatego?
Chylę więc czoła przed panią Baggott. za niezwykle plastycznie i realistycznie opisaną wizję rzeczywistości, jest to największa i niewątpliwa zaleta tej książki. I choćby dlatego warto po nią sięgnąć. Osobiście uważam, że fabuła ma już tutaj drugorzędne znaczenia, a raczej, że w takim świecie sprawdziłaby się każda opowieść, tak jak sprawdza się historia Pressi i Patridge'a. No cóż, powiem szczerze, że jest to opowieść bardzo schematyczna i jak na mój gust, nieco zbyt naiwna. Miejscami przypomina bajkę, miejscami telenowelę (mam tu na myśli kwestię rodzinnych powiązań), a czasami coś co najmniej dziwnego (scena w której Presja zaczyna śpiewać -?), ale bez wątpienia czyta się lekko i przyjemnie. Może ta opowieść musi taka być by zrównoważyć wszechobecną grozę?
Mogę więc z czystym sumieniem powiedzieć, że książka mi się podobała i polecić ją każdemu. Teraz czekam już więc tylko na okazję, kiedy w moje ręce wpadnie "Nowy przywódca".
Moja ocena:
7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz