środa, 27 marca 2013

Światła września - Carlos Ruiz Zafon

 

Światła września - Carlos Ruiz Zafon



Wydawnictwo: MUZA S.A.
Rok wydania: 2011
Ilość stron:256





Chyba dopadło mnie coś w rodzaju czytelniczego zmęczenia. Nic w tym dziwnego zważywszy na to, że w ostatnich tygodniach pochłonęłam naprawdę sporo książek. Niestety nie wszystkie one odwdzięczyły się tym samym i pochłonęły mnie. Wszystko po co ostatnio sięgam okazuje się przeciętne lub co najwyżej dobre. A ja tęsknię do tego niesamowitego uczucia kiedy świat książki porywa mnie i niesie od pierwszej do ostatniej strony tak, że świat przestawiony na parę godzin staje mi się bliższy niż ten rzeczywisty. Już dawno niestety nic takiego mi się nie przydarzyło. Może właśnie dlatego zdecydowałam się sięgnąć po pewniaka jakim jest dla mnie Carlos Ruiz Zafon. Ten czarodziej obrazu, który posługuje się słowem z łatwością z jaką wprawny malarz za pomocą kilku pociągnięć pędzla, tworzy atmosferę nieznanych światów, zawsze dotąd zapewniał mi niezawodną drogę ucieczki od rzeczywistości.
"Światła września” są jedną z tych książek Zafona, która została skierowana raczej do młodego czytelnika, choć autor słusznie ma nadzieję, że i starsi znajdą w niej coś dla siebie. Ja znalazłam. Cudownie plastyczny, magiczny świat przesiąknięty klimatem przedwojennej Francji. Dla samego klimatu jaki potrafi stworzyć Zafon warto jest sięgnąć po tę książkę, po to tylko by wczytać się w przepiękny język w prostych metaforach oddający niepowtarzalny nastrój każdej sceny. W tym względzie mój pewniak nie zawodzi.
Rzecz ma się niestety trochę inaczej jeśli chodzi o fabułę. Nie potrafię oprzeć się wrażeniu, że bardzo wiele elementów całej historii jest bardzo podobnych lub nawet identycznych jak w „Księciu Mgły” z którym to zapoznałam się wcześniej. Nie wiem w jakiej kolejności książki zostały napisane, ale nie ma to znaczenia, skro są realizacją pewnego wzoru. Dotyczy to zarówno samej fabuły jak i scenerii, a nawet sposobu konstruowania postaci czy prowadzenia narracji – na przykład charakterystyczne opowieści stanowiące coś w rodzaju historii w historii. I choć są to w dalszym ciągu elementy bardzo dobre, jako już mi znane nie są już tak zachwycające.
Inną sprawą jest bardzo nierównomierne rozłożenie napięcia w całej książce. Naprzód rośnie ono mozolnie, a autor ze szczegółami wprowadza nas w życie rodziny Sauvelle choć dotąd jest to życie jak najbardziej zwyczajne. Gdy w końcu  akacja rusza z kopyta, to jest jak rozpędzony koń w pełnym galopie -  nie zatrzyma się już aż do mety :) Szczerze mówiąc trochę to męczy. Naraz dzieje się tyle, że trudno znaleźć czas na dłuższy oddech co z kolei przypomina trochę przydługą scenę pościgu w hollywoodzkich produkcjach :)
Już jednak nie narzekam dłużej. To wciąż bardzo dobra książka. I tylko Zafon potrafi sprawić, że obraz niewinnego zabawkowego anioła może stać się nagle naprawdę przerażający.    

Moja ocena:

7/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...