czwartek, 14 marca 2013

Grzech aniołów - Charlotte Link

 

Grzech aniołów - Charlotte Link

Wydawnictwo: Sonia Draga
Rok wydanie: 2010
Ilość stron: 304



Obecnie w świecie współczesnych kryminałów niepodzielnie żądza kobiety. Mamy więc skandynawską królową gatunku panią Camillę Läckberg, na zachodzie zaś, miano jednej z najpoczytniejszych autorek zyskała pochodząca z Niemiec Charlotte Link. Jeśli chodzi o moje doświadczenia z twórczością obu pań, to są one jeszcze dość wątłe. Miałam okazję dotąd zapoznać się tylko z jedną książką autorstwa pani Läckberg i moje wrażenia są jak najbardziej pozytywne, ale też bez szczególnej ekscytacji. Natomiast w przypadku Charlotte Link rzecz ma się inaczej. Otóż jej książka „Ostatni ślad” jest od bardzo dawna pierwszą przez którą nie udało mi się przebrnąć. Po kilkunastu nieudanych próbach – kiedy w desperacji zaczęłam przydzielać sobie za zadanie przeczytania rozdziału dziennie w ramach ćwiczeń w samodyscyplinie – powiedziałam w końcu „nie!”. Książki nie są po to by się nimi katować, zwłaszcza gdy ma się świadomość, że już teraz na świecie istniej więcej dobrych książek niż ja w ciągu życia zdołam przeczytać, a z każdym tygodniem, godziną czy dniem przybywają nowe. Ale do rzeczy.

Po przeczytaniu licznych recenzji i ogólnych zachwytów na temat pisarstwa pani Link, pomyślałam, że tylu ludzi nie może się przecież kompletnie mylić. A to znaczy, ze być może to ja trafiłam na tytuł dla mnie najmniej odpowiedni. Cóż zrobić w takim przypadku jak nie dać autorce kolejnej szansy? Tym razem – na wszelki wypadek – wybrałam więc książkę o niewielkiej objętości. Padło na „Grzech aniołów”.
I cóż się okazało? A no mianowicie to, że w porównaniu z „Ostatnim śladem” jest zdecydowanie lepiej. Przynajmniej dotarłam do ostatniej strony i nie było to wcale takie trudne. Ale gdybym miała powiedzieć czy podzielam zachwyt owych entuzjastów, których opinię czytałem, to musiałabym powiedzieć, że absolutnie nie.
Jest coś w sposobie pisania u pani Linke co mi nie odpowiada, co do mnie nie trafia, a wręcz mi przeszkadza. Nie wiem co to jest. Być może chodzi o szerokie grono równorzędnych pierwszoplanowych postaci między którymi autorka przerzuca narracje jak piłeczkę pingpongową. Tak, można uznać, że w efekcie tego ciekawego zabiegu zamiast jednego mamy wielu ciekawych, dobrze zarysowanych bohaterów. Można uznać, że nadaje to książce wielowymiarowości i głębi. Można także uznać, że czyni to książkę bardziej wiarygodną i rzeczywistą. Ale tak nie jest. 
Być może właśnie przez ten nadmiar postaci autorka uposaża ich w bardzo skrajne cechy osobowościowe, tak naprawdę bardzo schematyczne i stereotypowe.  Mamy więc do czynienia z rozchwianą i wiecznie uciekającą od problemów Janet, mamy podstarzałego playboya Andrew, pantoflarza i tchórza Philipa, nieśmiałą i niewinną Tinę, niezaradną życiowo alkoholiczkę Karen i nadopiekuńczego konserwatywnego ojca Michaela. No i oczywiście jeszcze psychopatycznych bliźniaków. Nikogo bez ciężkich dramatycznych przeżyć na koncie. Nikogo choćby momentami zwyczajnie szczęśliwego. I nikogo, naprawdę nikogo normalnego.
Nie pozostaje mi nic innego jak dorzucić jeszcze parę uwag na temat treści. Trudno czuć się zaskoczonym. Pomysł jest banalny, bo sami przyznajcie ile kryminałów z bliźniakami w roli głównej już poznaliście? No, dobra ja żadnego, ale to chyba dlatego, że nawet sam pomysł ma w sobie coś z tandety południowoamerykańskich nowel gdzie winny jest zawsze trzeci bliźniak.
Już się nie wyzłośliwiam. Nie jest zaskakująco, ale znowu nie jest też wcale bardzo źle. Miejscami interesująco. I może nawet gdybym nie była tak nieprzychylnie nastawiona do pani Link, uważałabym, że jest całkiem ok. No cóż, nigdy nie zamierzałam silić się na obiektywność ;)

Moja ocena:
5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...