poniedziałek, 29 lipca 2013

Kochający na marginesie - Johanna Nilsson

 

Kochający na marginesie - Johanna Nilsson


Wydawnictwo: Replika
Rok wydania: 2009
Ilość stron: 205




Czy ktoś tak jak ja, zastanawiał się kiedyś co piszą skandynawscy pisarze, kiedy akurat nie tworzą kryminałów? Ja się zastanawiałam, bo gdy pomyślę o literackiej twórczości autorów z tamtej północnej części świata, to jakoś nie potrafię sobie wyobrazić lekkiej, radosnej i ciepłej historii, ba nawet skandynawski romans ma zawsze w sobie coś mrocznego. Ale wracając do tematu teraz już nie muszę się zastanawiać jak wyglądałaby „tamtejsza” powieść obyczajowa, bo lekturę takiej mam już za sobą – „Kochający na marginesie” czyli skandynawski kryminał bez zbrodni (reszta jest bez zmian). 

Tak, wiem, trochę przesadzam i chyba powinnam zaznaczyć, że powyższych stwierdzeń nie należy traktować w żadnym wypadku jako krytyki. Wręcz przeciwnie, uważam, że jest coś fenomenalnego w tym, że autorce udaje się snuć sugestywną i przejmującą opowieść o ludzkich uczuciach przy pomocy prostego i lakonicznego języka, zdystansowanym i chłodnym tonem. 

„Kochający na marginesie” to przede wszystkim opowieść o samotności, a właściwie o szczególnym jej rodzaju – samotności w tłumie. Prezentuje nam grupę zagubionych bohaterów, których pozornie łączy tylko to, że są bywalcami tytułowej kawiarni. Tak naprawdę jednak są oni wszyscy współczesnymi rozbitkami, zagubionymi w pędzącym świecie ofiarami własnej historii. Złodziejka Bea i jej ojciec alkoholik, którzy kochają się, ale nie potrafią odnaleźć, młoda transseksualistka nieustannie walcząca o akceptację, uliczny muzyk, lekarz nie potrafiący pogodzić się z końcem poprzedniego związku i kochające się małżeństwo, które czeka ciężka walka z nowotworem. To zwyczajni, szarzy ludzie lokujący się gdzieś na „marginesie” szczęśliwego społeczeństwa, borykają się z własnymi problemami i słabościami. Zawsze pozostając w tych zmaganiach całkowicie samotni, niezależnie jak wielu ludzi by ich otaczało. Historia zmierza do tragicznego finału, który zdaje się być nieunikniony. 

Mimo tragizmu, smutku i chłodnego tonu, książka ma w sobie coś optymistycznego, choć może nie w samej historii. Niesie w sobie jakąś niepodważalną naukę, że najważniejszą rzeczą jaką możemy ofiarować zarówno drugiemu człowiekowi jak i samemu sobie jest akceptacja.

Moja ocena:
7/10

4 komentarze:

  1. Czytałam tę książkę parę lat temu, jeszcze w gimnazjum i byłam nią wtedy zachwycona. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest nieco inna niż wszystkie i odważnie porusza trudne tematy. Mnie też się bardzo spodobała :)

      Usuń
  2. Ja tak sobie pomyślę, to chyba nigdy nie czytałam nic skandynawskiego, co by nie było kryminałem. Ale z tego, co widzę po recenzji, to do powstania powieści obyczajowej rzeczywiście wystarcza "wyjąć" trupa i dalej zostaje to samo - każdy jest zdołowaną, samotną wyspą ;P Oni naprawdę muszą cierpieć na brak słońca bardziej niż zdają sobie sprawę ;P
    Także po co czytać tamtejsze powieści obyczajowe, zostanę sobie przy kryminałach, bo i tak na jedno wychodzi a przynajmniej jest trup ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, coś w tym jest ;D
      To co najbardziej podobało mi się w książce jest też charakterystyczne dla skandynawskich kryminałów - ten ciężki, mroczny klimat. A trup gratis ;D

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...