Głos - Arnaldur Indriðason
Wydawnictwo: W.A.B.
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 344
"Głos" jest
trzecim kryminałem Arnaldur Indriðason z Erlendurem Sveinssonem w roli
detektywa. Jest to jednak pierwsza jego książka, którą ja miałam okazję czytać.
Wiec kilka uwaga w roli wstępu. Arnaldur Indriðason jest Islandczykiem, co jak
przypuszczam wiele wyjaśnia a przynajmniej pozbawia złudzeń, że zdołamy wymówić
jego nazwisko :) I niestety trzeba się do tego przyzwyczaić, jak już można
poznać po personaliach głównego detektywa, pod tym względem nie będzie łatwo.
Nie wiem czy imiona wybierane przez autora są typowe dla Islandii, ale jak
widać, nie ma on litości dla zagranicznego czytelnika, trzeba więc być gotowym
na: Bergthorę, Elinborg, czy Valgerdur dodam, że to imiona kobiece, męskich nawet
nie próbowałam odczytywać. Mój wzrok prześlizgiwał się przez nie dostrzegając
tylko wygląd liter i na ich podstawie dopasowywał do postaci :) Innego sposobu nie
znalazłam, co jest jednak trochę męczące, zwłaszcza, że na początku książki
pojawia się całkiem spora grupa osób, które trzeba zapamiętać.
Całość akcji
rozgrywa się w islandzkim hotelu, w przeciągu kilku dni poprzedzających święta
Bożego Narodzenia. Nastrój nie jest jednak świąteczny, zwłaszcza gdy przed
zabawą choinkową dla dzieci, portier, który miał odegrać rolę św. Mikołaja
zostaje znaleziony martwy. Kierujący śledztwem policjant Erlendurem zatrzymuje
się w hotelu i z pomocą kilku współpracowników z mozołem próbuje odtworzyć
szczegóły z życia ofiary, co okazuje się trudniejsze niż można przypuszczać.
Pomimo, że portier mieszkał i pracował w hotelu od ponad dwudziestu lat nikt
tak właściwie go nie znał.
„Głos” jest
bardzo skandynawskim kryminałem – Islandii do Skandynawii pod względem
kulturowym nie tak daleko – przynajmniej pod względem klimatu i ponurego nastroju
jaki buduje autor. Mówiąc szczerze
byłaby to naprawdę świetna książka – wątki dotyczące zabójstwa, śledztwa i
powoli odkrywanych faktów z życia zabitego „Mikołaja” są bardzo intrygujące i
dobrze przemyślane. Szkoda jednak, że schodzą na dalszy plan pod naporem postaci
detektywa Erlendura i szczegółów z jego życia. Jeśli ktoś nie jest gotów zmierzyć
się z bezdenną dziurą egzystencjalnej pustki życia detektywa i jego córki Evy
Lind (dla której piekłem życia jest samo życie), to niech trzyma się z daleka
od tej książki :)
Tak się
zastanawiam, skoro w „Głosie” autor przedstawił nam całe nieszczęśliwe życie
Erlendura to co o nim pisze w pozostałych tomach serii? W końcu ile nieszczęść
może spotkać jednego człowieka?
Wracając
jednak do samej książki, czyta się ją dość przyjemnie, choć trudną ją nazwać
porywająca. Nie nadaje się także do szybkiego „połknięcia” na jeden wieczór,
ale w zasadzie to dość dobry kryminał – a z pewnością bardzo dobry jeśli chodzi
o warstwę kryminalną. Chociaż jestem trochę zła na autora, że rozwiał moją
wizję bajecznej, skutej lodem wyspy zastępując go smutnym obrazem zrezygnowanych
ludzi bezskutecznie walczących z własnymi demonami. Czasami dobrze przecież
mieć złudzenia :)
Moja ocena:
Zmieniłaś szablon! Od razu czuje się inną energię :) Uważam, że jest lepiej :)
OdpowiedzUsuńCo do książki - a może najpierw jej autora - zastanawiałam się czy to kobieta czy mężczyzna, no i ten śmieszny zawijas w nazwisku! ciekawe jak to się wymawia,
współczuję przetrawiać islandzkie imiona na kartach książki, chociaż po jakimś czasie zapewne człowiek się przyzwyczaja, ale jednak ;)
I może ten główny bohater to rzeczywiście taki nieszczęśliwiec i jeszcze Cie zaskoczy w następnych tomach swoim pechem;
może oni po prostu sa tam w tej Islandii tacy depresyjni? w końcu zimno, ponuro, prawie pod biegunem...
Tak, na moim blogu już wiosna...
UsuńAutor jest mężczyzną choć gdyby opierać się tylko na analogii do żeńskiego Valgerdur można mieć co do tego spore wątpliwości :)
Tomów z tym bohaterem jest już chyba siedem więc naprawdę musiałby mieć sporego pecha... ale kto wie, może Islandczycy nie mają problemów z unieszczęśliwianiem swoich postaci na więcej sposobów niż mnie w ogóle przychodzi do głowy. Ale wiadomo, u nas inne słońce :)
Wszystkie części serii kontynuują życiowe wątki Erlendura, choćby z tego powodu warto ją czytać od początku :) Mnie "Głos" bardzo się podobał, choć i tak za najlepszą dotąd część cyklu uznaję "Grobową ciszę" :) Mnie ten depresyjny klimat ujął ;)
OdpowiedzUsuńNie dane mi było czytać serii od początku chociaż żałuję, bo mnie ten depresyjny klimat też w zasadzie ujął ;) To chyba ta wiosna... :)
Usuń