Przymus - Keith Ablow
Nota wydawcy:
Frank Clavenger, psychiatra sądowy, chce zapomnieć o świecie zbrodni, w którym przez ostatnie lata się obracał. Niestety, bliski przyjaciel Clavengera, szef policji z Nantucket, rozpaczliwie potrzebuje jego pomocy. Nieznany sprawca zamordował kilkumiesięczną córkę miliardera Darwina Bishopa, w niebezpieczeństwie jest też jej siostra bliźniaczka, a śledztwo stoi w miejscu. Najgorsze jest to, że każde z Bishopów mogło mieć motyw, by zabić dziewczynkę: bezwzględny pan domu, jej piękna, zmysłowa matka, a także ich przybrani synowie – nieprzeciętnie uzdolniony Garret i zdradzający objawy psychopatii Billy. Zagubiony w emocjonalnym gąszczu, w którym żyją Bishopowie, Clavenger zastawia pułapkę na mordercę…
Wydawnictwo: Rebis
Rok wydania: 2003
Ilość stron: 326
Przyznam szczerze,
że choć zabrałam się, za tą książkę niejako przez przypadek – zwyczajnie wpadła
mi w ręce, kiedy akurat nic nie czytałam – to rozpoczynając lekturę
spodziewałam się czegoś trochę innego. Nie żeby książka była zła, bo nie jest.
Pomysł jest niezły, wątek kryminalny ciekawy, a język płynny i lekki. I byłoby
to zapewne całkiem niezłe połączenie, gdyby móc odsączyć całe morze wszechobecnych
psychologicznych frazesów. Wiem, pomysł karkołomny, zwłaszcza, że Ablow głównym
bohaterem swojej książki czyni psychiatrę. I to nie byle jakiego. Frank
Clavenger jest bowiem psychiatrą sądowym, któremu nieustanna potrzeba
naprawiania życia innych ludzi nie pozwala zerwać ze zbyt wiele kosztującymi go
sprawami kryminalnymi. Tak jest też i tym razem, gdy za namową przyjaciela z
policji angażuje się w sprawę morderstwa w rodzinie Bishopów.
Wszechwiedza głównego
bohatera i sposób w jaki podchodzi do analizowania życia innych sprawia, że
jego postać raczej irytuje niż budząca sympatię. To co jednak wydaje mi się
największą wadą książki to bardzo pobieżne zarysowanie postaci i to pomimo całej
tej „psychologowości”. Jest to zarzut tym większy, że po autorze będącym
zawodowym psychiatrą zajmującym się dokładnie tym samym co bohater – czyli przypadkami
kryminalnymi – można było spodziewać się czegoś więcej niż stworzenie
supermana psychiatrii, który niczym waleczny heros rusza do boju by ulżyć w
psychicznym cierpieniu ludzkości.
Całość ratuje
przyzwoity wątek kryminalny, który sprawa, że książka jednak nie trafia z
powrotem na półkę, zanim nie dobrniemy do ostatniej strony i nie dostaniemy
odpowiedzi na najważniejsze pytanie „kto zabił?!”.
Przytaczam
fragment, który doskonale obrazuje charakter całej książki – bohater organizuje
kilkuminutową sesję terapeutyczna dla kierowcy taksówki:
Wiedziałem czego Alex Puzick posztukuje. Przebaczenia. Spojrzałem na
plastikowego Jezusa przyklejonego do deski rozdzielczej.
- To, że pan odszedł od żony nie wywołało choroby córki.
Nie odwrócił się nawet nie spojrzał w lusterko.
- Tak pan sądzi? – powiedział to tak jakby się modlił żeby to była prawda.
- Widzę, że się pan zadręcza. Martwi się pan o córkę.
Westchnął.
- Powinienem był z nimi zostać – mruknął bardziej do siebie niż do
mnie.
Może tak, a może pogorszyłoby to tylko sprawę. Mogłem jednak być pewien,
że człowiek, którego znałem zaledwie od piętnastu minut cierpiał tak, że udzielał
mi się jego ból.
- Opuścił pan żonę i córkę bo się pan zakochał. To znaczy, że działał
pan z porywu serca. Zachował się pan uczciwie wobec siebie. Nie wiem, co
sprawiło, że Dorota utraciła władzę nad swoimi uczuciami ale na pewno nie to.
- Mówi pan z taka pewnością…
- Wykonuję te pracę od bardzo dawna. – Nachyliłem się do niego. – Wiem co
mówię.
Wyraźnie się odprężył.
- Zobaczę się z nimi w następnym miesiącu. Za pięć tygodni.
Opadłem z powrotem na siedzenie.
- W porządku.
Żaden z nas już się nie odezwał, dopóki nie zatrzymaliśmy się na Beaver
przed numerem 25.
Moja ocena:
5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz