środa, 20 lutego 2013

Książę mgły - Carlos Ruiz Zafon

Książę mgły - Carlos Ruiz Zafon

Wydawnictwo: MUZA S.A.
Data wydania: 2010
Ilość stron: 200

Opis:
Rodzina Carverów (trójka dzieci, Max, Alicja, Irina, i ich rodzice) przeprowadza się w roku 1943 do małej osady rybackiej, na wybrzeżu Atlantyku, by zamieszkać w domu, który niegdyś należał do rodziny Fleishmanów. Ich dziewięcioletni syn Jacob utonął w morzu. Od pierwszych dni dzieją się tutaj dziwne rzeczy (Max widzi nocą w ogrodzie clowna i dziwne posągi artystów cyrkowych), ale ważniejsze, że dzieci poznają kilkunastoletniego Rolanda, dzięki któremu mogą to i owo dowiedzieć się o miasteczku (np. historię zatopionego w wodach przybrzeżnych, pod koniec pierwszej wojny, okrętu "Orfeusz") i poznać dziadka Rolanda, latarnika Victora Kraya, który opowie im o złym czarowniku znanym jako Cain lub Książę Mgły, chętnie wyświadczającym usługi, ale nigdy za darmo. Coś, co dzieciom wydaje się jeszcze jedną miejscową legendą, szybko okazuje się zatrważającą prawdą. 




Książę mgły to jedna z lepszych książek jakie ostatnio czytałam, a raczej odsłuchałam bo w jej przypadku zdecydowałam się na audiobooka w jak zawsze rewelacyjnej interpretacji Piotra Fronczewskiego.
Ta książka to czysta magia. I to nie w żadnym z banalnych wydań. Przyznam, że trochę nie rozumiem dlaczego według autora "Książę Mgły" jest powieścią skierowaną do młodszego czytelnika, chyba tylko ze względu na ową magię. Ale, któż z nas dorosłych uzna magię za niegodną swej uwagi? Zawłaszcza gdy jej drugie dno sięga rzeczy tak poważnej jak istota zła. W gruncie rzeczy nawet postacie nakreślone przez Zafona są jak najbardziej dojrzałe i gdyby nie ich metryka z którą autor nas zaznajamia nic nie wskazuje na ich młody wiek.
A poza tym, przyznam się, też do tego, że od dawna, żadna książka nie wydała mi się tak autentycznie straszna. Nikt o tym nie uprzedzał, ale możecie mi wierzyć, że plastyczność opisów Zafona, który dosłownie czaruje obrazem, sprawia, że scena w której Max samotnie w czeluściach starego domu ogląda amatorskie nagrania zmarłego Jackoba a za oknem rozlegają się dźwięki nadciągającej nawałnicy, godna jest pierwszorzędnego horroru. Mnie przywodzi na myśl film pod tytułem „Sierociniec”.   
Zafonowi nie udało się oczywiście uniknąć pewnych nieścisłości w fabule, by nie rzecz nawet, że niedorzeczności zwłaszcza w przypadku historii opowiadanej przez Latarnika. Ale któż mógłby mieć mu to za złe, skoro jesteśmy tak oczarowani oprawą graficzną i klimatem, który dosłownie wciąga nas w inną przestań i czas.
Może owo niesamowite operowanie obrazem jest charakterystyczną cechą Zafona, pamiętam bowiem, że właśnie ona najbardziej urzekała mnie w „Cieniu wiatru”. Zamierzam się przekonać sięgając po inne tytuły i  to już niedługo.
Bez wątpienie polecam i to nie tylko młodszemu czytelnikowi.

Moja ocena:

8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...