Bez mojej zgody - Jodi Picoult
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2005
Ilość stron: 440
Postanowiłam
przeczytać tę książkę. Teraz, dzisiaj, kiedy w końcu trzymam ją w ręce i zaraz
nie wymyślę setek powodów dla, których powinnam się teraz zając czymś innym.
Postanowiłam, że przeczytam ją na przekór wszystkim i wszystkiemu. Na przekór
sobie samej. Dlaczego zmusiłam się przeczytania „Bez mojej zgody”? Bo mam
wrażenie, że wszyscy już to zrobili, a ja nie. Bo co kilka dni trafiam na
kolejną odsłonę ochów i achów na temat twórczości Jodi Picoult. Bo rozpoczęcie
nowej lektury jej autorstwa wydało mi się łatwiejsze niż dokuczenie tej, którą
zaczęłam, a musiałam porzucić przygniecioną niewyobrażalnym ciężarem
pseudopsychologicznych nonsensów („Głos serca”)
Tak
naprawdę jednak wzbraniałam się przed przeczytaniem „Bez mojej zgody” dlatego,
że wiedziałam, co ta książka ze mną zrobi. Wywlecze na powierzchnie wszystkie
moje emocje i uczucia, zmusi do tego by czytać, by patrzeć i nie odwracać
wzroku z enigmatycznym wzruszeniem ramion i stwierdzeniem „tak bywa”, a potem
gdy już nic nie będzie czytelnika chronić, proza Picoult przejedzie po naszych
emocjach jak walec drogowy. Dlaczego tak sądzę? Bo musi tak być, bo nie da się
inaczej napisać książki o umierającym dziecku, o cierpiącej rodzinie. Bo
właśnie po to piszę się takie książki.
Cóż
mogę powiedzieć? Czytałam „Bez mojej zgody” przez kilka godzin bez przerwy –
nie byłam w stanie przestać, a z drugiej strony chciałam jak szybciej skończyć
by móc wrócić do mojego spokojnego świata, gdzie nie muszę podejmować takich
decyzji jak bohaterowie książki. Od początku, gdy zaczynamy czytać wiemy, że to
wszystko musi skończyć się źle, jakkolwiek się skończy. Wiemy, że nie ma jasnej
i prostej odpowiedzi a sytuacja jest patowa. Tak naprawdę więc roztrząsamy
teoretyczny przypadek o którym wiemy, że jest możliwy i zastanawiamy się kto ma
rację jednocześnie dobrze wiedząc, że wszyscy ją mają. Pozostaje nam więc tylko
współczuć sędziemu, który musi wydać werdykt i cieszyć się, że on a nie my.
Książka
została napisana po to by wstrząsać i wzruszać. Służy temu każda prezentowana
scena, wspomnienie, myśl. Wszyscy w rodzinie Fitzgeraldów są dorośli
i dojrzali bez względu na ilość lat w metryce. Możemy przypuszczać, że to
cierpienie sprawiło, że trzynastoletnia Anna wydaje się równie dorosła jak jej
matka, ale czy aż tak, by nie mieć w sobie nic z dziecka? Autorka serwuje nam
ogląd sytuacji z punktu widzenia różnych bohaterów, rzecz bardzo fajna i
niezwykle interesująca, ale tylko wtedy, gdy mają oni inne poglądy. Tymczasem
wszyscy oni są tego samego zdania, a więc chcieliby by Anna nie musiała być
dawcą organów dla siostry, ale nie widzą innego rozwiązania. Wszyscy są tak
jednomyślni i w zasadzie tak jednakowi, że gdyby nie śródtytuły mówiące nam „w
czyjej głowie teraz siedzimy” z dużym prawdopodobieństwem popełnilibyśmy jakąś
pomyłkę.
Muszę
też wspomnieć, o wątku dotyczącym adwokata Cambella i historii jego relacji z
Julią. Nie bardzo rozumiem czemu to wszystko znalazło się w tej książce, bo
pasuje tutaj jak nie przymierzając pięść do nosa. Chyba po prostu się przyjęło,
że w porządnej powieści musi znaleźć się obowiązkowo element romansu, bo
inaczej historia traci na wartości. Ta, by nie traciła, emocji akurat tej
lekturze nie brakuje.
Napisałam
już całkiem sporo i jak zapewnie można się domyślić moje wrażenia na temat „Bez
mojej zgody” są bardzo niejednoznaczne. Z jednej strony podziwiam autorkę,
której udało się zagrać na naszych emocjach i to w sposób zupełnie swobodny i
nie wymuszony, z drugiej jednak nie bardzo wiem czemu innemu oprócz zmuszeniu
czytelnika do płaczu cała ta historia ma służyć. Bo czy ktoś jest w jakikolwiek
sposób mądrzejszy po lekturze „Bez mojej zgody” – gdy choruje dziecko to cierpi
nie tylko dziecko, ale i cała rodzina. Ale czy już tego nie wiedzieliśmy?
Moja ocena:
7/10
Książkę przeczytałam w ramach styczniowego wyzwania grunt to okładka i pod hasłem
Ja jestem ogromną fanką twórczości Jodi Picoult i bez zastanowienia sięgam po jej kolejne powieści. "Bez mojej zgody" chwyciła mnie za serce i stała się jedną z moich ulubionych książek, które na zawsze pozostaną w pamięci.
OdpowiedzUsuńJa także zamierzam przeczytać inne książki autorstwa Picoult by móc wyrobić sobie bardziej jednoznaczną opinię na jej temat. Jak na razie jednak "Głos serca" bardzo mi się nie podobał, "Bez mojej zgody" zaś, jest owszem bardzo poruszająca, ale nie do końca wiem, czy to moje klimaty :)
Usuń