sobota, 18 stycznia 2014

Bez mojej zgody - Jodi Picoult


Bez mojej zgody - Jodi Picoult


Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2005
Ilość stron: 440



Postanowiłam przeczytać tę książkę. Teraz, dzisiaj, kiedy w końcu trzymam ją w ręce i zaraz nie wymyślę setek powodów dla, których powinnam się teraz zając czymś innym. Postanowiłam, że przeczytam ją na przekór wszystkim i wszystkiemu. Na przekór sobie samej. Dlaczego zmusiłam się przeczytania „Bez mojej zgody”? Bo mam wrażenie, że wszyscy już to zrobili, a ja nie. Bo co kilka dni trafiam na kolejną odsłonę ochów i achów na temat twórczości Jodi Picoult. Bo rozpoczęcie nowej lektury jej autorstwa wydało mi się łatwiejsze niż dokuczenie tej, którą zaczęłam, a musiałam porzucić przygniecioną niewyobrażalnym ciężarem pseudopsychologicznych nonsensów („Głos serca”)

Tak naprawdę jednak wzbraniałam się przed przeczytaniem „Bez mojej zgody” dlatego, że wiedziałam, co ta książka ze mną zrobi. Wywlecze na powierzchnie wszystkie moje emocje i uczucia, zmusi do tego by czytać, by patrzeć i nie odwracać wzroku z enigmatycznym wzruszeniem ramion i stwierdzeniem „tak bywa”, a potem gdy już nic nie będzie czytelnika chronić, proza Picoult przejedzie po naszych emocjach jak walec drogowy. Dlaczego tak sądzę? Bo musi tak być, bo nie da się inaczej napisać książki o umierającym dziecku, o cierpiącej rodzinie. Bo właśnie po to piszę się takie książki.

Cóż mogę powiedzieć? Czytałam „Bez mojej zgody” przez kilka godzin bez przerwy – nie byłam w stanie przestać, a z drugiej strony chciałam jak szybciej skończyć by móc wrócić do mojego spokojnego świata, gdzie nie muszę podejmować takich decyzji jak bohaterowie książki. Od początku, gdy zaczynamy czytać wiemy, że to wszystko musi skończyć się źle, jakkolwiek się skończy. Wiemy, że nie ma jasnej i prostej odpowiedzi a sytuacja jest patowa. Tak naprawdę więc roztrząsamy teoretyczny przypadek o którym wiemy, że jest możliwy i zastanawiamy się kto ma rację jednocześnie dobrze wiedząc, że wszyscy ją mają. Pozostaje nam więc tylko współczuć sędziemu, który musi wydać werdykt i cieszyć się, że on a nie my.
Książka została napisana po to by wstrząsać i wzruszać. Służy temu każda prezentowana scena, wspomnienie, myśl. Wszyscy w rodzinie  Fitzgeraldów są dorośli i dojrzali bez względu na ilość lat w metryce. Możemy przypuszczać, że to cierpienie sprawiło, że trzynastoletnia Anna wydaje się równie dorosła jak jej matka, ale czy aż tak, by nie mieć w sobie nic z dziecka? Autorka serwuje nam ogląd sytuacji z punktu widzenia różnych bohaterów, rzecz bardzo fajna i niezwykle interesująca, ale tylko wtedy, gdy mają oni inne poglądy. Tymczasem wszyscy oni są tego samego zdania, a więc chcieliby by Anna nie musiała być dawcą organów dla siostry, ale nie widzą innego rozwiązania. Wszyscy są tak jednomyślni i w zasadzie tak jednakowi, że gdyby nie śródtytuły mówiące nam „w czyjej głowie teraz siedzimy” z dużym prawdopodobieństwem popełnilibyśmy jakąś pomyłkę.

Muszę też wspomnieć, o wątku dotyczącym adwokata Cambella i historii jego relacji z Julią. Nie bardzo rozumiem czemu to wszystko znalazło się w tej książce, bo pasuje tutaj jak nie przymierzając pięść do nosa. Chyba po prostu się przyjęło, że w porządnej powieści musi znaleźć się obowiązkowo element romansu, bo inaczej historia traci na wartości. Ta, by nie traciła, emocji akurat tej lekturze nie brakuje.

Napisałam już całkiem sporo i jak zapewnie można się domyślić moje wrażenia na temat „Bez mojej zgody” są bardzo niejednoznaczne. Z jednej strony podziwiam autorkę, której udało się zagrać na naszych emocjach i to w sposób zupełnie swobodny i nie wymuszony, z drugiej jednak nie bardzo wiem czemu innemu oprócz zmuszeniu czytelnika do płaczu cała ta historia ma służyć. Bo czy ktoś jest w jakikolwiek sposób mądrzejszy po lekturze „Bez mojej zgody” – gdy choruje dziecko to cierpi nie tylko dziecko, ale i cała rodzina. Ale czy już tego nie wiedzieliśmy?

Moja ocena:
7/10

Książkę przeczytałam w ramach styczniowego wyzwania grunt to okładka i pod hasłem

2 komentarze:

  1. Ja jestem ogromną fanką twórczości Jodi Picoult i bez zastanowienia sięgam po jej kolejne powieści. "Bez mojej zgody" chwyciła mnie za serce i stała się jedną z moich ulubionych książek, które na zawsze pozostaną w pamięci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja także zamierzam przeczytać inne książki autorstwa Picoult by móc wyrobić sobie bardziej jednoznaczną opinię na jej temat. Jak na razie jednak "Głos serca" bardzo mi się nie podobał, "Bez mojej zgody" zaś, jest owszem bardzo poruszająca, ale nie do końca wiem, czy to moje klimaty :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...