Miesiąc miodowy - James Patterson, Howard Roughan
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2005
Ilość stron: 352
Mam taki problem z książkami Jamesa Pattersona,
że choć uważam je za bardzo dobre, to jednocześnie nie lubię stylu, w którym są
napisane. Autor jest niezwykle płodnym pisarzem i podziwiam go za niezwykłą
pomysłowość i wyobraźnię, która pozwala mu tworzyć coraz to nowe opowieści. A
jednak wszystkie jego książki, jakie dotąd czytałam – te z serii o Alexie Crossie
czy należące do Kobiecego Klubu Zbrodni, cechowały się pewną drażniącą mnie
manierą dotyczącą prezentacji bohaterów. Nie potrafię tego pewnie jasno
wytłumaczyć, ale chodzi mi o pewien patos w przedstawianiu ich relacji z
bliskimi lub ciągłe podkreślanie ich skuteczności i profesjonalizmu albo też „żarciki”,
które chyba miały być śmieszne… Inaczej mówiąc po prostu nie lubię stylu autora.
Ktoś mógłby, więc słusznie zapytać, po co czytam jego książki. Otóż odpowiedz
jest prosta. Nie mam nic do zarzucenia fabułom powieści Pattersona, a po jakimś
czasie, gdy historia odpowiednio mnie wciągnie wszelkie niedociągnięcia
przestają mieć znaczenie.
Dlaczego o tym wszystkim piszę? Dlatego, że ku
memu zdziwieniu „Miesiąc miodowy” zupełnie do powyższej charakterystyki książek
Pattersona nie pasuje. Jest wręcz odwrotnie. Może to zasługa drugiego autora – Howarda
Roughana. I jego wpływ na książkę był znacznie większy niż sugeruje to wielkość
czcionki jaką wypisano jego nazwisko na okładce? A może po prostu książki spoza
dwóch głównych kryminalnych serii Pattersona mają inny charakter? Nie wiem, w
każdym razie styl jest zupełnie inny niż dotychczas i przyjmuję tę zmianę z
wielką ulgą.
Fabuła książki jest zaskakująco prosta i
właściwie nie przynosi żadnych niespodzianek. Główna bohaterka jest tzw. czarną
wdową. Uśmierca mężczyzn, z którymi się wiąże i przejmuje ich majątek. Nie
zdradzam pisząc o tym żadnej tajemnicy, jest to, bowiem jawne już od pierwszych
stron książki. Swoja drogą książka nie zawiera żadnej kryminalnej zagadki – tym
większe uznanie dla autorów za to, że udało im się utrzymać zainteresowanie
czytelnika – a jedyna niewiadoma polega na odpowiedzi na pytanie czy kobieta
zostanie złapana czy też nie. Należy także wykazać się przy lekturze dużą dozą
tolerancji na nieścisłości i „niedorzeczność” niektórych rozwiązań. Autorzy,
bowiem pomijają i uogólniają wszystkie szczegóły, które mogłyby im nie pasować,
a które jednak powinny się tam znaleźć gdyby historia miała wydawać się
bardziej autentyczna.
„Miesiąc miodowy” jest nieskomplikowaną, prostą
i przyjemną lekturą, która może skutecznie umilić nam czas, jeśli tylko nie
będziemy wymagać od niej niczego ponad to. Jeśli ktoś jednak spodziewa się
mrożącego krew w żyłach thrillera, to może poczuć się rozczarowany, bo to zdecydowanie
nie ten rodzaj książki.
Moja ocena:
6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz