Grobowiec z ciszy - Tove Alsterdal
Wydawnictwo: Akurat
Rok wydania: 2014
Ilość stron: 496
Według opisu z okładki książka „Grobowiec z
ciszy” Tove Alsterdal ma w sobie wszystko to, co w książkach lubię. Przede
wszystkim jest skandynawskim kryminałem i już samo to kwalifikuje ją na listę
„chcę przeczytać”, a gdy do tego dodam, że zawiera sporo wątków obyczajowych,
rodzinnych tajemnic i sekretów przeszłości, które główna bohaterka musi odkryć,
to tym samym książka trafia już do „muszę przeczytać”.
Nie czytałam wcześniejszej książki autorki – „Kobiety
na plaży” ale słyszałam o niej dużo dobrego, miałam, więc spore oczekiwania względem
„Grobowca z ciszy” być może jak się okazało nazbyt wygórowane, ale po kolei. O
czym jest książka?
Katrine od jakiegoś czasu mieszka w Londynie,
ale gdy matka zaczyna wymagać opieki ze strony najbliższych wraca do Szwecji,
by uzgodnić szczegóły z bratem. Nieoczekiwanie dowiaduje się, że otrzyma w
spadku dom, rodzinną posiadłość matki na dalekiej północy, o której ta dotąd
nie wspominała. Jednocześnie otrzymuje także bardzo hojną ofertę kupna tej tajemniczej
nieruchomości, hojną zwłaszcza, że dom okazuje się zapuszczoną ruderą. Nie
powstrzymuje to jednak Katriny od „pokręcenie” się trochę po okolicy i
zagłębienia się w przeszłość własnej rodzinny, o której dotąd nie miała
pojęcia. Nie jest to jednak dobry czas
na zadawanie zbyt wielu pytań, w okolicy doszło do brutalnego morderstwa i mieszkańcy
stali się jeszcze bardziej skryci niż dotychczas. Katrine nie zdaje sobie
sprawy jak daleko zawiodą ją jej poszukiwania…
Ciekawe prawda? Jest tajemnica, są skrzętnie
ukrywane rodzinne sekrety, jest morderstwo, stary opuszczony dom, zasypana
śniegiem wieś i jej intrygujący mieszkańcy. Jest, więc wszystko, co powinno.
Fabule naprawdę nie da się nic zarzucić, a jednak… czuję jakiś niedosyt.
Książka po prostu nie wciąga. Nie wiem, dlaczego, niby wszystko w porządku,
ładny język, plastyczne opisy. A czytanie szło mi jak krew z nosa. Odkładałam
kilkanaście razy zanim dobrnęłam do finału, przy którym dopiero przestałam
liczyć strony do końca.
Ostatecznie doszłam do wniosku, że wina leży w
pomieszaniu gatunków. Otóż „Grobowiec z ciszy” zawiera wątki kryminalne, ale
kryminał z tego żaden. Jako powieść obyczajowa zaś książka wypada także dość
blado. Każdy zna setki podobnych lub ciekawszych historii – w końca nasze
kontakty z „sowietami” były znacznie bardziej złożone.
Być może całość uratowałaby postać głównej
bohaterki, gdyby autorka zdecydowała się przypisać jej, choć odrobinę charyzmy,
nie zdecydowała się jednak i Katrine jest tak nijaka jak cała książka.
Moja ocena:
5/10
Zgadzam się z Twoją opinią - pomieszanie wątków zagrało na niekorzyść, autorka pokazała wszystko i nic. Nie czuć atmosfery kryminału, ale na obyczajówkę jest to zbyt płytkie. Niektóre opisy są świetne, ale to tylko fragmenty. Ciekawa jestem, jak autorka sprawdziłaby się w powieści stricte obyczajowej.
OdpowiedzUsuń