wtorek, 24 marca 2015

Niepewność - Lisa Gardner


Niepewność - Lisa Gardner



Wydawnictwo: Sonia Draga
Rok wydania: 2015
Ilość stron: 416



Bardzo lubię książki Lisy Gardner, jest ona jedną z moich ulubionych amerykańskich autorek w gatunku sensacja-thriller-kryminał. Drugą jest pani Gerritsen – którą określa się mianem autorki specjalizującej się w thrillerach medycznych. Co według mojej oceny nie jest do końca prawdę, gdyż motyw sekcji zwłok nie czyni książki „medyczną”. Panie te zresztą mają bardzo wiele wspólnego, bo choć różni je styl pisania (Lisy Gardner jest bardziej swobodny, Tess Gerritsen oszczędny i wyważony), to stworzyły one niemal identyczną główną postać kobiecą w roli detektywa.

W przypadku pani Gerritsen chodzi mi oczywiście o Jane Rizzoli, u pani Gardner zaś o sierżant D.D Warren. Obie to postacie niezwykle silne, pełne temperamentu, zaangażowania czy wręcz pasji, z jaką ścigają przestępców, bywają przy tym bezwzględne, czym zasłużyły sobie na respekt w męskim świecie stróżów prawa. Nawet ich osobiste losy są bardzo podobne, obie wyszły za mąż za agentów FBI i obie niedawno zostały matkami (przynajmniej ja jestem w takim właśnie momencie znajomości ich historii, przyznaję, bowiem, że nie czytam chronologicznie). W każdym razie podobieństwa są na tyle duże, że postaci te zdarza mi się mylić, zanim na dobre zagłębie się w lekturze kolejnego tomu.

Dlaczego o tym piszę? Chyba, dlatego, że D.D Warren była tak silną osobowościowo postacią, że zastąpienie ją inną – także kobiecą – wydaje się po prostu jakąś nie do końca udaną próbą naśladownictwa. Tessa Leoni  - która to zastąpiła panią sierżant w roli głównego śledczego jest w porównaniu z poprzedniczką nijaka i mdła. Pani Gardner chciała ją uczynić silną kobietą, ale jednocześnie nie powielać wzorca, w efekcie nie udało się ani jedno, ani drugie.

By pozostać zupełnie szczerą muszą przyznać, że nie czytałam pierwszego tomu, w którym pojawia się Tessa, być może tam autorka poświęca jej więcej uwagi. Wyjaśniałoby to wiele uwag odwołujących się do jakiejś mrocznej historii z jej przeszłości, która jak sądzę, została tam przedstawiona. Oceniając tylko z perspektywy „Niepewności” wygląda to właśnie tak, że niczego charakterystycznego w postaci tej nie widać.

Kolejne pytanie, dlaczego o tym piszę, i w ogóle skąd ten przydługi wstęp, gdy przecież miałam pisać głównie o lekturze „Niepewności”. Otóż chyba staram się odwlec moment, w którym będę musiała napisać, że to po prostu słaba książka. Najsłabsza autorstwa pani Gardner, jaką dotąd czytałam. A jej głównym mankamentem jest właśnie brak spajającej wszystkie wątki głównej postaci.

Wątków jest, bowiem co niemiara, i przez większość czasu zastanawiałam się czyją właściwie opowieść chce nam zaprezentować pani Gardner: zdradzanej żony, która w nieskończoność roztrząsa swą krzywdę – momentami doprowadzając tym czytelnika do szału, sprawę porwania, defraudacji pieniędzy, korporacyjnej wali o władzę, miłosnych zawirowań, mafijnych lub wojskowych porachunków, problemów prywatnego śledczego czy małomiasteczkowego policjanta. W tej książce jest dosłownie wszystko, co przyjdzie wam do głowy. I nie, to nie jest zaleta.  

Rodzina Denbe – Justin, Libby i ich nastoletnia córka Ashlyn została porwana. Ich zamożność wskazuje, że jednym z motywów może być żądanie okupu. Przez kilkaset kolejnych stron poznajemy bliżej wszystkich członów rodziny i prawdę o nich. Ich przyjaciół, wrogów, przeszłość, kłamstwa, tajemnice, słabości i sekrety. Choć to stary i wielokrotnie sprawdzony motyw, to jest on równocześnie wciąż bardzo dobry, bo nic tak nie kusi czytelnika jak odkrywanie, że nic nie jest takim, jakie się na pierwszy rzut oka wydaje. Motyw ten świetnie sprawdził się także w „Niepewności”. I jest to największa zaleta książki.

Co więc jest wadą? Nie do końca przemyślana fabuła. Wiele niedopracowanych fragmentów. Źli bohaterowie niczym z hollywoodzkiej produkcji lat dziewięćdziesiątych. Brak klimatu, a raczej budowanie go za pomocą wywodów podobnych do Libby, która opracowuje plan przekupienia porywaczy za pomocą maślanych bułeczek: „W chwili, gdy Zet wbił wzrok w cynamonową bułeczkę jego powieki zatrzepotały. Nagła dawka maślanego ciasta i lepkiego cukru z cynamonem zaatakowała jego krwiobieg mącąc zmysły…” Naprawdę.

Całość jest zresztą bardzo „amerykańska” i to niestety w tym negatywnym znaczeniu. Autorka serwuje nam kult siły i walki w wydaniu umięśnionych macho z pełnym przekonaniem powtarzających swym kobietom, że nie pozwolą by coś im się stało, gdy ktoś właśnie przykłada im pistolet do skroni. Pełno niedorzecznego patosu i przekonania o doniosłości własnych działań.


Nie wiem skąd to się autorce wzięło, wcześniej niczego takiego w jej książkach nie zauważyłam. Mam nadzieję, że „Niepewność” to tylko jednorazowy wypadek przy pracy potwierdzający tezę, że nawet najlepszym może zdarzyć się słabszy dzień (czy ile tam pisze się książkę :) 

Moja ocena:
5/10

3 komentarze:

  1. Muszę w końcu spróbować którejś z książek Lisy Gardner - kusi mnie to od jakiegoś czasu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Miałam dokładnie takie samo zdanie na temat tej książki. Słabiutka :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam prawie wszystkie jej,przetłumaczone na j.polski, książki. Podoba mi się styl jej pisarstwa ,sposób prowadzenia treści, kompozycja, sylwetki bohaterów.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...