Wodne anioły - Mons Kallentoft
Wydawnictwo: Rebis
Rok wydania: 2013
Ilość stron: 432
Mons Kallentoft to już w zasadzie klasyk szwedzkiego kryminału, o ile klasykiem
można nazwać kogoś, kto największy rozgłos zdobył dopiero w 2007 roku, kiedy
została opublikowana jego pierwsza książka poświęconej pani komisarz Malin Fors
– „Ofiara w środku zimy”. Był to tom, który zapoczątkował serię w tytułach
odwołującą się do pór roku. Kiedy te jednak się skończyły (nawet gdy zaradny
autor dołożył „Piątą porę roku”) kontynuacja cyklu ma objąć z kolei wszystkie
żywioły. „Wodne anioły” to pierwsza książka z tej właśnie grupy, czyli
chronologicznie szósta część syklu „Malin Fors”.
Uff… trochę to wszystko skomplikowane.
Musiałam się jednak w tym rozeznać, bo jak dotąd żadnej książki
Kallentofta nie czytałam. I choć spokojnie można zabrać się za lekturę w
dowolnej kolejności to trudno jednak pozbyć się wrażenia, że jak w przypadku
większości tak obszernych cyklów pewne subtelne „smaczki” gdzieś nam umykają.
Widać to zwłaszcza w przypadku relacji poszczególnych bohaterów, sama Malin
Fors zdaje się mieć na swym koncie bliższy związek z większością osób ze
swojego biura a jak wiadomo musi to wpływać na obecne relacje :)
Fabuła rozpoczyna się bardzo interesująco. Zamożne szwedzkie małżeństwo
zostaje brutalnie zamordowane w swoim własnym domu. Prowadząca śledztwo policja
niemal od razu rozpoczyna poszukiwania ich pięcioletniej, adoptowanej córeczki
Elli. Gdy okazuje się, że dziecka nie ma ani w przedszkolu ani u babci, czy
innych krewnych pozostaje już tylko przeszukać dno pobliskiej rzeki i spróbować
odkryć kto mógł zamordować rodziców i zabrać dziecko. I dlaczego?
Książki Kellentofta zostały przetłumaczone na dwadzieścia parę języku i
wydane w kilkudziesięciu krajach. Stąd to moje górnolotne określenie „klasyk”.
Mówiąc szczerze uważam, że ze swoją twórczością po prostu doskonale wpisał się
w panujący w literaturze nurt – tę swoistą modę na skandynawskie kryminały. I
choć przeczytałam tylko jedną jego książkę – a to trochę mało by mieć prawo
wypowiadać się o całej twórczości – to nie doszukałam się tu niczego naprawdę
oryginalnego. Oprócz tego, że rolę głównego detektywa pełni kobieta – co też
nie jest już niczym szczególnie oryginalnym – to wszystko wydaje się raczej
typowe.
Równie dużo miejsca co sama kryminalna intryga zajmują w książce prywatne
sprawy bohaterów a więc problemy alkoholowe Malin i jej nieudane próby
stworzenia stałego związku i opieka nad córką, a także już mniej obszerne ale
równie częste opisy problemów z życia pozostałych uczestników śledztwa. A
wszystko to oczywiście w skandynawskim depresyjno – melancholijnym stylu. Autor
posuwa się nawet krok dalej i co jakiś czas prezentuje nam dramatyczny dialog
duchów – zamordowanych rodziców dziewczynki, którzy z „góry” przyglądają się
poszukiwaniom zaginionego dziecka. Naprawdę. Może byłoby to i ciekawe, gdyby
wnosiło coś do treści a nie ograniczało się do powtarzanego w kółko pytania
„Gdzie jesteś Ella..?”
„Wodne anioły” są dobrą książką taka jest w zasadzie moja ostateczna ocena,
choć wiele elementów podczas lektury bardzo mnie drażniło. Krótkie prezentacje
dotyczące tego co w tym samym momencie robią różnie bohaterowie – fajne gdyby
nie to, że większość przez cały czas robiła to samo. Ile razy można prezentować
czytelnikowi informatycznego speca przed komputerem? Okazuje się, że można i to
całkiem sporo. To samo dotyczy duchów i „mentalnych” rozważań pewnej
tajemniczej kobiety. Za dużo efekciarstwa, a za mało konkretu.
Moja ocena: 6/10
Książka bierze udział w wyzwaniach: klucznik, Czytam Opasłe Tomiska,
Cóż, ja również zaczęłam swoją przygodę z Kallentoftem od "Wodnych aniołów" i byłam pozytywnie zaskoczona - wciągnęłam się zarówno w prywatne życie Malin Fors (a to cud, bo z reguły takie wstawki mnie irytują), ale też w fabułę i narrację. Później w ręce wpadł mi pierwszy tom cyklu i tam jest dużo gorzej - sam styl leży, widać przepaść, ale z drugiej strony też postępy jakie poczynił w ostatnich latach.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy zdecyduję się na wcześniejsze części, ale z pewnością sięgnę po te wydane po "Wodnych aniołach". Mimo lekkiego rozczarowania uważam, że jest coś "fajnego" w sposobie pisania Kallentofta i zamierzam dać mu jeszcze szansę - niech się rozwija :)
UsuńOd jakiegoś czasu mam na oku tego autora, ale jeszcze się za niego nie zabrałam. Myślę, że w końcu będę musiała to zrobić :)
OdpowiedzUsuńZachęcam by spróbować, ja też wszędzie trafiałam na jego nazwisko, ale dotąd nie miałam okazji przeczytać - aż się taka nadarzyła i nie żałuję :)
Usuń