Magiczna gondola - Eva Voller
Wydawnictwo: Egmont
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 464
Ostatnio czytam głównie kryminały (i to te mroczne skandynawskie) lub nawet
horrory jak ostatnio prezentowany – „Cienie w mroku”, czasami jednak mam ochotę
na coś znacznie lżejszego. A ponieważ nie przepadam za romansami sięgam wtedy
zwykle po jakąś książkę dla młodzieży – najlepiej taką z elementami
fantastycznymi, chyba nie istnieje „lżejszy” gatunek książek. „Magiczna
gondola” spełnia wszystkie te warunki, jest wiec idealnym wyborem na letnią
lekturę. Dodatkowym plusem jest dla mnie motyw podróży w czasie, który to
element zawsze bardzo mnie interesował.
Anna pochodzi z Niemiec a do Wenecji przyjechała tylko na letnie wakacje.
Towarzyszą jej rodzice, stale zajęci jednak swoją pracą i dziewczyna trochę się
nudzi samotnie włócząc się po pięknym mieście. W końcu ile można zwiedzać? Los
zgotował dla niej jednak sporą niespodziankę i monotonia dni mija bezpowrotnie
gdy przez przypadek trafia na pokład tajemniczej czerwonej gondoli a młody,
intrygujący gondolier przewozi ją wprost do… średniowiecza. Anna musi wypełnić
swoją misję by móc wrócić do domu, a po drodze czeka ją mnóstwo przygód i
niespodzianek.
Spotkałam się z wieloma porównaniami zestawiającymi „Magiczną Gondolę” z „Trylogią
czasu” pani Kerstin Gier. Bardzo lubię ową trylogię, wszelkie niedostatki
fabuły skutecznie niweluje niezwykłe poczucie humoru, które każe spojrzeć na
wszystko z większym przymrużeniem oka i po prostu dobrze się bawić czytając o
przygodach Gwen. W „Magicznej gondoli” tego humoru nie ma a główna postać nie
budzi aż takiej sympatii, przez co czasami drażni. Ale nie zmienia to faktu, że
książkę bardzo przyjemnie się czyta, pod warunkiem, że czytelnik pozwoli się
porwać letniej przygodzie w pięknej Wenecji.
Jest lekko, klimatycznie, czasem tajemniczo, mnóstwo akcji i subtelne
wakacyjne zauroczenie. Idealna letnia lektura. Jeśli ktoś chciałby się jednak
trochę poczepiać – jak zawsze ja – to trzeba zauważyć, że jak na książkę,
której motywem przewodnim jest podróż w czasie do średniowiecznej Wenecji
trochę mało jest Wenecji i jeszcze mniej średniowiecza. Za mało szczegółów,
które mogłyby na tę epokę wskazywać. Po drugie zaś, grono bohaterów jest
niewielkie można by się więc spodziewać, że zostaną potraktowani z większą
starannością. Tymczasem wszyscy oprócz Anny są w zasadzie statystami w tej
historii. Zarzut ten w sposób szczególny dotyczy Sebastiana. Czytelnikowi nie
udaje się go poznać, choć Anna zdążyła się już nawet zakochać mimo, że sceny z
jego udziałem można policzyć na palcach jednej ręki. Ta romantyczna część mnie
czuję więc pewien niedosyt, choć jak sądzę z dwojga złego lepiej przesadzić w
tę stronę :)
Polecam tym bardziej, że w tym miesiącu ma swoją premierę trzecia część
cyklu – „Ukryta brama”, trzeba więc zaległości szybciutko nadrobić :)
Moja ocena:
6/10
Czasem każdemu potrzeba chyba lżejszej lektury. Zachęca mnie ta recenzja, a jeszcze bardziej - okładka. Egmont ostatnimi czasu robi bardzo dobrą robotę jeśli chodzi o grafiki.
OdpowiedzUsuńCiekawa fabuła i na letnią lekturę jak znalazł. Mnie także podoba się wątek podróży w czasie, choć przyznaję, że lubię gdy epoka, do której się przenosimy jest starannie oddana :)
OdpowiedzUsuńNie, nie lubię. Przynajmniej nie lubiłam pierwszej części. Jak z tamtą coś zrobię, to dopiero wtedy będę mogła wziąć się za bary z tą. Chociaż nie przypuszczam, żeby mi się podobało.
OdpowiedzUsuńhttp://zakurzone-stronice.blogspot.com/