Strach przed ciemną wodą - Craig Russell
Wydawnictwo: W.A.B.
Rok wydania: 2014
Ilość stron: 480
Zaczęłam czytać „Strach przed ciemną
wodą” kompletnie nic nie wiedząc o tej
książce ani jej autorze – bardzo rzadko kiedy zdarza mi się taki spontaniczny
zakup. Ale skoro już kupiłam… :) Natychmiast zabrałam się za czytanie i
plastyczność obrazów i napięcie jakie udało się autorowi wzbudzić już na
pierwszych stronach wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie.
Zaintrygowana zaczęłam więc szperać w
poszukiwaniu informacji o autorze, i z zaskoczeniem odkryłam, że jest on
Brytyjczykiem. Jest to dlatego dziwne, że akcja książki osadzona jest w
Niemczech – w Hamburgu. I to nie tylko tej książki, przygody nadkomisarza Jana
Fabela obejmują już kilka tomów. Dlaczego autor rozgrywa całą akcję w jakimś
obcym, ale wciąż prawdziwym mieście? To chyba znacznie utrudnia sprawę, prawda?
Nie żeby mi to przeszkadzało, po prostu się dziwie.
Wspominam o tym fakcie z jeszcze
jednego ważnego powodu, otóż autor swoją fascynację niemieckim przeniósł także
na warstwę językową i postanowił zachować niektóre zwroty w oryginalne, chodzi
mi zwłaszcza o zwroty grzecznościowe – pan, pani czy dyrektor itp. Mamy wiec
m.in. takie zdanie: „Herr Müller-Voigt, jako senator do spraw środowiska,
przewodniczy komitetowi organizacyjnemu.” Może się czepiam, ale nie rozumiem,
po co to, albo się coś tłumaczy, albo nie. A tak przecież ta wypowiedz nie
mogła by brzmieć w żadnym języku.
Wracając jednak do fabuły Craig
Russell na kilku pierwszych storach namnożył mnóstwo zagadek, które potem nasz
dzielny detektyw z mozołem rozwiązuje. Sprawa jest o tyle trudna, że choć
trupów przybywa podejrzanych już raczej nie, chyba, że weźmie się pod uwagę, że
wiele śladów wskazuje na niego samego. Reszta prowadzi wprost do pewnej
tajemniczej organizacji ekologicznej, która przypomina bardziej wojującą sektę
niż propagatorów poszanowania matki natury.
Tematyka jest bardzo
interesująca, z książki można wiele dowiedzieć się na temat nurtów we
współczesnej ekologii. Przyznam szczerze, że nie zdawałam sobie dotąd sprawy ze
złożoności tematu. Mam jednak wrażenie, że chcąc wyedukować czytelnika Russell
troszkę przesadził i kilka fragmentów książki zamieniło się w quasi-eseje
naukowe, a przecież nie tego szuka odbiorca sięgając po kryminał. Niestety pod
całą tą „teoria” zagubiła się gdzieś akcja, a szkoda, bo sam pomysł na fabułę
był bardzo dobry.
Książce nie brak jednak
także wielu zalet. Dla mnie najważniejszą z nich są postacie i sposób ich
zaprezentowania czytelnikowi oraz bardzo ładny, plastyczny język. Także postać
głównego detektywa jest dość interesująca – jak na ironię najciekawsze jest to,
że jest taki normalny, co ostatnio w kryminałach nie często się zdarza :)
6/10
Nie czytałam do tej pory książek tego autora, nawet o nim nie słyszałam, ale z recenzji wnioskuję, że jest to całkiem ciekawa pozycja :)
OdpowiedzUsuń