czwartek, 4 kwietnia 2013

Porzuceni - Meg Cabot

 

Porzuceni - Meg Cabot



Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 320




Nie znam twórczości pani Cabot, muszę przyznać się do tego już na samym wstępie, a choć oczywiście zdaję sobie sprawę, że jest ona autorką bardzo poczytnych powieści dla dziewcząt, to nigdy nie zdołałam się przemóc by po którą z nich sięgnąć. Właśnie to, że są przeznaczone dla „dziewcząt” tak mnie odstraszała – bo zazwyczaj za takim określeniem kryje się infantylność i „różowa” tandeta. „Porzuconym” postanowiłam jednak dać szanse, głównie ze względu na wątki mitologiczne. Zawsze uważałam, że jest coś urzekającego w micie o Hadesie i Persefonie i miałam nadzieję, że pani Cabot stworzy z tego ciekawą opowieść osadzając w roli uprowadzonej bogini współczesną nastolatkę. I pomysł naprawdę jest niezły.
Nastoletnia Pierce przeprowadza się na wyspę w gdzie jej matka spędziła swoje dzieciństwo. Obie mają nadzieję, że będzie to dla nich nowy początek, dla matki po niedawnym rozwodzie, dla dziewczyny po kłopotach w szkole, a przede wszystkim wypadku w wyniku którego na moment przeniosła się już w zaświaty. Na przekór ich oczekiwaniom wyspa okazuje się miejscem nie tylko eskalacji ich problemów ale nawet ich źródłem. A Pierce musi przestać, nawet przed samą sobą, udawać, że spotkany w krainie śmierci John, jest tylko wytworem jej wyobraźni.
Fabuła jest więc bardzo intrygującą. Przyjemny jest także język jakim posługuje się pani Cabot, bardzo lekki dzięki czemu książkę bardzo szybko się czyta. Nie zmienia to jednak faktu, że pierwsze dwieście stron jest bardzo męczące i mdłe. Poznajemy Pierce w momencie gdy pojawia się ona na wyspie. Wszystkie wcześniejsze wydarzenia, jej chwilową śmierć, pierwsze i kolejne spotkania z Johnem, kłopoty w szkole i wszystko co doprowadziło ja do miejsca w którym jest – czyli tak naprawdę połowę fabuły – poznajemy na podstawie jej dość chaotycznych wspomnień. Książka bardzo dużo na tym traci. Trudno o jakiekolwiek napięcie czy dramaturgię scen, gdy wiemy, że musiały się one skończyć dobrze, a bohaterka żyje i sobie wspomina.
Dopiero pod koniec książki zaczynamy uczestniczyć w aktualnych zdarzeniach i akcja w końcu dogania teraźniejszość. To zdecydowanie lepsza część książki. Choć także nie bez wad.
Zdecydowanie największą wadą jest postać samej Pierce. Ja wiem, ze nastolatki nie mogą zachowywać się jak dorosłe kobiety bo inaczej nie byłyby nastolatkami. Ale czy zawsze muszą być przedstawiane jako aż tak naiwne, roztrzepane i co tu dużo ukrywać co najmniej niezbyt bystre, by nie powiedzieć, że zwyczajnie głupie? Nikt mi nie wmówi, że nastolatki takie są. W tym względzie muszę podtrzymać wszystkie swoje zastrzeżenia co do książek dla „dziewcząt”, w każdym razie w „Porzuconych” nie udało się pani Cabot przed nimi ustrzec.
Tak naprawdę książka niewiele różni się od mnóstwa podobnych poruszających temat nastoletniej miłości z wątkiem fantastycznym. Niewątpliwa zasługa jest tutaj wprawne wplecienie wątków mitu do tej bardzo prostej w zasadzie historii. Ale i ten element można było moim zdaniem znacznie lepiej wykorzystać. Mam nadzieję, że stanie się tak w drugiej części. Na razie dość przeciętnie. 

Moja ocena:
5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...