sobota, 6 kwietnia 2013

Nefilim - Thomas Sniegoski

 

Nefilim - Thomas Sniegoski



Wydawnictwo: Jaguar
Rok wydania: 2010
Ilość stron: 318





„Nefilim” to moja kolejna próba rozpoczęcia długotrwałej znajomości z jakąś, teraz tak modną, serią dla młodzieży. I chyba niestety znów skończy się tylko na pierwszym tomie, mimo, że z recenzji z jakimi się zetknęłam wynika, że każda kolejna część jest lepsza od poprzedniej. Do takich danych jednak zawsze podchodzę ze sporym dystansem, czytelnicy którzy dotarli do czwartej części musieli przecież wcześniej, zapewnie równie entuzjastycznie, zareagować na pierwsze. Ostatecznie finałową książkę, zamykającą serię, czytają już tylko wierni fani.
Do rzeczy jednak. Aaron, zwyczajny chłopak ze zwyczajnymi problemami po przekroczeniu swoich osiemnastych urodzin odkrywa, że jest potomkiem anioła i ziemskiej kobiety, co znaczy, że jego życie jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie. A jakby tego było mało, nie jest po prostu jednym z Nefilim, ale wybrańcem, nadzieją na odkupienie dla różnych kategorii upadłych aniołów – co znaczy, że jego życie jest jeszcze bardziej śmiertelnie zagrożone :)
I to właściwie cała fabuła tej części. Czuję się mocno zawiedziona, bo spodziewałam się naprawdę czegoś więcej. Książka jest bardzo prosta, bardzo schematyczna, postacie się aż po granice absurdu przerysowane – mam tu na myśli głównie anioła Werchiela – który jest tak strasznie, potwornie, przerażająco zły, że aż sam nie wie co robić, by to udowodnić. Podobno pan Sniegoski jest także autorem komiksów i ten rys książki bardzo by do komiksu pasował.
Wiem, sięgając po lekką książkę dla młodzieży trudno jest się spodziewać zapierającej dech w piersiach prozy. Ale faktem jest, że można się spodziewać, że chociaż nie będzie nudno. A w „Nefilim” nie ma ani głębi, ani napięcia ani akcji, ani komizmu, ani klimatu. Właściwie to nie ma zupełnie nic – oprócz gadającego psa :) który swoją drogą wydaje się dużo bardziej interesujący od samego Aarona.
I jeszcze uwaga odnoście wstępu – czyli sceny z Erykiem, a później także tej w Hongkongu – są zupełnie zbędne. Nie wiem po co zostały wplecione w treść – jak przypuszczam by zaprezentować czytelnikom ogrom niefajności Werchiel, ale sprawiają wrażenia zapychaczy, mających urozmaicić banalną w gruncie rzeczy fabułę, a takich zabiegów nie lubię.
Nie wiem, czy kiedyś sięgnę po drugi tom. Musiałbym się chyba bardzo nudzić.

Moja ocena:
4/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...