wtorek, 9 kwietnia 2013

Piękne Istoty - Kami Garcia, Margareth Stohl

 

Piękne Istoty - Kami Garcia, Margareth Stohl



Wydawnictwo: Łyński Kamień
Rok wydania: 2010
Ilość stron: 536





Strasznie mnie znużyła ta książka. Strasznie. Czytałam ją przez całe trzy dni, i to nie dlatego, że nie miałam czasu, ale po prostu czytanie tych pięciuset kilkudziesięciu stron tyle mi zajęło. Pierwsze więc co mi przychodzi do głowy, gdy myślę o „Pięknych Istotach” (przy okazji wydaje mi się, że oryginalny tytuł dużo lepiej oddaje ambiwalentną naturę owych „istot”) to myśl, że książka jest niemożliwe wręcz przeciągnięta, jakby autorki postawiły sobie za zadanie zapełnić drukiem jak największą liczbę kartek bez zawracania sobie zbytnio głowy sensem fabuły. Może ze względu na to, że jest ich dwie - a to doprawdy co najmniej o jedną za dużo jak na tak banalną w gruncie rzeczy opowieść – na każdą przypadła odpowiednia liczba nadprogramowych fragmentów, które z powodzeniem można by było usunąć.
 Tak zdaje sobie sprawę, że książki – bo powstał już cały cykl – mają wierne i zaskakująco szerokie, grono wielbicieli, ma to też związek z filmem, który niedawno trafił do kin. W moim jednak odczuciu „Piękne Istoty” są bardzo przeciętnym paranormal romance, kolejną realizacją obowiązującego ten rodzaj książek schematu. Jedyne novum w przypadku tego „działa” jest prowadzenie narracji z punktu widzenia zwykłego chłopaka o imieniu Ethan, a nie posiadającej nadnaturalne zdolności dziewczyny – Leny. A wiec odwrotnie niż ma to zazwyczaj miejsce.
Powiem od razu, że uważam to za drugą największą wadę książki. „Piękne Istoty” były by czymś znacznie lepszym gdyby w świat mocy, magii, dobrych i złych sił a więc w historię swojej rodziny, wprowadziła nas Lena – główna aktorka dramatu, a nie bardzo irytujący chłopak stojący na marginesie tego co w książce mogłoby być najciekawsze.
Kolejna uwaga dotyczy klimatu jaki panie Garcia i Stohl starały się stworzyć opisując nam realia, zwyczaje i sposób w jaki funkcjonuje małe miasteczko w Południowej Karoline. Doceniam próbę nawet jeśli nie do końca udaną. Szczerze mówiąc nawet klimat gdzieś gubi się w tym niepotrzebnym słowotoku, który byłby do przyjęcia gdyby okrasić go choćby odrobiną ironii czy poczucia humoru. Tego ostatniego książka nie zawiera nawet za grosz, choć jak przypuszczam kilkustronicowa rozmowa starych kobiet na temat wiewiórek miała być z założenia zabawna. Nie była.
Już jednak więcej nie krytykuję. Książka jest jaka jest. Fabuła, a zwłaszcza niektóre sytuacje i motywy są zupełnie niespójne i nielogicznie ale nie przypuszczam by były to sprawy priorytetowe dla autorek. Po prostu trudno mi zrozumieć dlaczego książka ta cieszy się takim uznaniem, nawet wątek romantyczny, który mógłby podobać się nastolatkom jest tam potraktowany dość pobieżnie – uczucie między młodymi po prostu się pojawia, jak sny Ethana, i tak już zostaje. A miałam już nie krytykować :) Spróbuje teraz wymyślić jakąś zaletę i… nic nie przychodzi mi do głowy, a przecież jakoś przebrnęłam przez wszystkie te strony i nie uważam, poświęconego czasu, za zupełnie stracony. Może po prostu spodziewałam się czegoś naprawdę dobrego, a tymczasem „Piękne Istoty” to książka bardzo przeciętna.

Moja ocena:
5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...