Na skraju jutra - Hiroshi Sakurazaka
Wydawnictwo: Galeria Książki
Rok wydania: 2014
Ilość stron: 280
Powinnam chyba zacząć od tego, że
najpierw obejrzałam film, a potem zabrałam się za książkę, a więc w innej
kolejności niż robię to zazwyczaj. Ku memu zaskoczeniu książka i film okazały
się tak zupełnie różne, że nie przeszkadzała mi nawet znajomość fabuły. Filmowa
fabuła też zresztą jest zaledwie luźną wariacją na temat pierwowzoru. I wcale
nie traktuję tego jak zarzut, wręcz przeciwnie, esencjonalny charakter literackiego
„Na skraju jutra” aż prosi się o takie wariacje. Historia ma w sobie bowiem
ogromny potencjał i już od pierwszych stron czy minut wymaga od czytelnika by
uruchomił swoją wyobraźnie i zmusił ja do pracy na najwyższych obrotach aż do
samego końca.
Co tak fascynującego jest w tej
historii? Mamy inwazję kosmitów z którymi ludzkość zmaga się już od kilku lat i
to w rezultacie systematycznie przegrywając. Mamy wielką bitwę, która dla
ludzkości oznacza prawdziwą rzeź i na koniec – choć to najważniejsze – mamy pętle
w czasie, która sprawia, że dla jednego z żołnierzy owa bitwa rozgrywa się w
nieskończoność od nowa. Wszystko dzieje się w Japonii, a nasz główny bohater to
młody i niedoświadczony rekrut (w wersji książkowej w filmowej jest inaczej), który
musi jeszcze wiele nauczyć się o wojnie i walce, zanim będzie mógł marzyć choćby
o wydostaniu się z pułapki czasu. W zupełnie innej sytuacji jest zaprawiona w
bojach Rita, zwana powszechnie Stalową Suką i kreowana na bohaterkę przegrywającej
ludzkości. Wielkiej sławie towarzyszy wielka samotność, przynamniej dopóki tej
dwójce nie uda się spotkać. Niestety czas nie jest po ich stronie…
Sięgnęłam po książkę zaciekawiona w
jaki sposób autor poradził sobie z zaprezentowaniem takiej ilości powtórek nie
zanudzając przy tym czytelnika. Okazało się, że Sakurazaka posłużył się najprostszym
z rozwiązań i po prostu je pomijał ukazując tylko te, które odbiegały od „rutyny”
dnia Keiji’ego . Styl autora jest zresztą bardzo oszczędny, nie serwuje nam
zbyt wielu opisów co z jednej strony otwiera pole dla naszej wyobraźni z
drugiej jednak nie zapominajmy jak różny od znanego nam świata prezentuje. Już
samo wyobrażenie sobie kombinezonów nastręcza sporo trudności, nie mówiąc już o
uzbrojeniu czy wyglądzie samych Mimów (tak określa się wroga). Całość ma w
sobie coś bardzo japońskiego, widać na przykład, że autor jest zdeklarowanym
fanem mangi. Gdy opisuje postacie – zwłaszcza te kobiece – to idealnie wpisuje
się właśnie w tę konwencję.
Nie będę ukrywała, że pod tym względem
zdecydowanie bardziej podobał mi się film. Nie jestem fanką mangi i dużo
bardziej przemawia do mnie zachodnia wersja tej historii nawet w bardzo hollywoodzkim
wydaniu :)
Polecam jednak zarówno książkę jak i
film, a najlepiej i jedno i drugie :)
Moja ocena:
6/10
Bardzo lubię książki z motywem pętli czasowej. Z chęcią sięgnę po ten tytuł :)
OdpowiedzUsuńDo mnie jakoś nie przemawia ta książka, w księgarni zupełnie bym jej nie zauważyła.
OdpowiedzUsuń