Taniec cieni - Yelena Black
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2014
Ilość stron: 400
Przyznam się od razu, że kompletnie nie
rozumiem baletu. Jest dla mnie jakąś wypaczoną i nienaturalną formą tańca
(można śmiało zarzucić mi ignorancję), ale balet po prostu do mnie nie
przemawia. Nie wiem także co gorszego mogłoby spotkać małą dziewczynkę niż
zajęcia z baletu – kojarzy mi się to z „tresurą” małych Azjatek na przyszłe
olimpijki z gimnastyki artystycznej – ciągłe dbanie o wagę, dyscyplina i
ćwiczenia na pograniczu tego co jeszcze można nazwać „zdrowym”. Pot i ból. Tak
widzę balet.
Dlaczego więc dała się skusić książce o
tańcu? Dlatego, że większość wydarzeń ma miejsce w zamkniętej przestrzeni
szkoły baletowej, a ja bardzo lubię takie motywy – szkoły, obozy, internaty – a
więc i sieć wzajemnych relacji, zazdrość, sympatia i niechęć. Wszystko to
bardzo interesująco wypada w historiach gdy bohater próbuje dotrzeć do
skrywanej pod płaszczem normalności tragicznej prawdy. W „Tańcu cieni” tym
bohaterem jest Vanessa, która postanawia dołączyć do prestiżowej nowojorskiej
szkoły baletowej po tym jak trzy lata temu właśnie z tego miejsca zniknęła jej
siostra. Szybko okazuje się, że pod naporem zajęć i obowiązków jakie czekają ją
w nowej szkole, na owe poszukiwania zwyczajnie nie będzie miała czasu.
Książkę czyta się przyjemnie, i nawet
mnie – czyli osobę w tym temacie bardzo oporną – udało się autorce zafascynować
sposobem w jaki pisze ona o tańcu. Widać, że nie jest to dla pani Black
nieznany temat, a jej pasja ma odbicie w sposobie jaki opisuje balet. Co do
samej fabuły jednak – to zupełnie mnie ona zawiodła. Przez większość część
książki tak naprawdę niewiele się dzieje, poza opisami prób do występu podczas,
których wybuchowy nauczyciel na zmianę wychwala i krytykuje Vanessę (która jest
oczywiście niesamowicie utalentowana, choć jej na tym nie zależy). Mimo to,
pierwsza połowa i tak jest tą lepszą częścią książki, kiedy bowiem historia
zaczyna zmierzać do rozwiązania okazuje się, że jest ono dosyć „niezwykłe”.
Reasumując książka jest na swój sposób
interesująca. Pani Black bez wątpienia ma spore umiejętności pisarskie –
„Taniec cieni” jest jej debiutem, bez trudu można więc wybaczyć wszystkie niedociągnięcia.
W każdym razie jeśli zostaną wydane inne jej książki to mam nadzieję, że będą
nieco bardziej racjonalne – dla osób lubiących twardo stąpać po ziemi jak
ja - a wtedy bardzo chętnie po nie
sięgnę.
Moja ocena:
6/10
Od kiedy obejrzałam "Czarnego łabędzia" na balet patrzę trochę inaczej, ale nie różnię się zbytnio od Twojego podejścia- kobiety tańczące tak, ale mężczyźni - nie!
OdpowiedzUsuńPiękna okładka :)
Pozdrawiam serdecznie
Niestety nie widziałam "Czarnego łabędzia", może zmieniłby on moje podejście :)
UsuńOkładka faktycznie piękna.
Chciałabym sięgnąć po tę książkę, bo mnie przyciąga do siebie :D Może tematyka nie do końca dla mnie, ale jednak :)
OdpowiedzUsuń