Sekretny język kwiatów - Vanessa Diffenbaugh
Wydawnictwo: Świat Ksiżąki
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 400
Na „Sekretny
język kwiatów” zwróciła moją uwagę bardzo ładna okładka. Choć już dawno postanowiłam
sobie nie oceniać zawartości po okładce, to pozwoliłam sobie tę zasadę złamać. Znowu
J
Ale żeby nie
było, że jestem jak dziecko wzdychające do wszystkiego co ładne i błyszczące (niektórzy
twierdzą, że lepszym przykładem niż dziecko byłaby kobieta – ale uważam, że to
seksizm:), przeczytałam też opis i zapowiadał się on bardzo obiecująco.
Pani Diffenbaugh
przedstawia nam losy młodej dziewczyny od niemowlęctwa wychowywanej w domach
dziecka, rodzinach zastępczych i innych palcówkach opiekuńczych. Wyobcowanej,
zamknięte w sobie i nieufnej. Jej jedyną miłością są kwiaty i język kwiatów którym
porozumiewa się z otoczeniem. Musi ona opuścić placówkę i rozpocząć dorosłe, samodzielne
życie. Wszystko układa się jednak inaczej niż sobie wyobrażała, za sprawą
Granta, który zna język kwiatów nie gorzej niż ona.
Początek jest
bardzo dobry, autorka wciąga nas w historię tak, że niepostrzeżenie znajdujemy
się nagle w jednej trzeciej książki i bardzo chcemy wiedzieć, co się stanie i
co się stało, bowiem opowieść prowadzona jest dwutorowo. Retrospekcje z
przeszłości przeplatają się z obecnymi wydarzeniami. Choć zazwyczaj nie lubię
takiego zabiegu to w tej książce wypada to całkiem dobrze. Więcej nawet właśnie
znajomość tych wydarzeń z przeszłości pozwala nam zrozumieć Victorię. Albo jak
w moim przypadku - starać się zrozumieć…
Potem jednak
nieoczekiwanie pani Diffenbaugh funduje nam mały przewrót. Dotąd obserwowaliśmy
wydarzenia powoli, dzień po dniu. W ten sposób nabierały one ważności i stawały
się czytelnikowi bliższe. A potem autorka jak gdyby nigdy nic pisze coś w
rodzaju „i tak dalej przez kilka miesięcy”. Akcja się rozmywa. Historia
przestaje być interesująca. Nic z tego co robi Victoria nie ma już znaczenie
skoro na następnej stornie możemy wylądować kilka miesięcy dalej.
W większości
książek punkt wskazujący jedną trzecią jest tym w którym następuje kulminacja
zdarzeń, to coś co sprawia, że mimo iż jesteśmy już nieco zmęczeni czytaniem
nie możemy przerwać. W „Sekretnym języku kwiatów” w tym miejscu rozpoczyna się tendencja
spadkowa. Ostatnie kilkadziesiąt stron przeczytałam głównie dlatego, że tyle
właśnie dzieliło mnie od dobrnięcia do końca. A nie lubię nie kończyć książek.
Zawsze mam nadzieję, że jeszcze mnie czymś zaskoczą. Zwłaszcza, że początek był
naprawdę dobry.
Co do samej
treści. Nie rozumiem Victorii. Mimo poznania jej historii, nieszczęśliwego
dzieciństwa, dramatycznych zdarzeń, odrzucenia i samotności nie udało mi się
poczuć do tej postaci sympatii. Z takim uporem odrzuca ona wszystkie nadarzające
się szanse na szczęście, że w swym egoizmie wiecznej cierpiętnicy pozbawia tej
szansy ludzi wokół siebie. I nie sądzę, by fakt, że wychowywała się w domu
dziecka to usprawiedliwiał – jest to zbyt dużym uproszczeniem.
Reasumując po
początkowym entuzjazmie przyszła pora na rozczarowanie. Autorka tak rozbudziła
moje oczekiwania naprawdę dobrymi fragmentami, że pozostałe przy nich wydają
się złe. I tych złych jest niestety znacznie więcej.
Polecam by
przekonać się samemu. Jak dla mnie po prostu średnio.
Moja ocena:
5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz