Bogowie Alabamy - Joshilyn Jackson
Wydawnictwo: G+J Gruner&Jahr
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 304
Moje pierwsze
zetknięcie z twórczością pani Jackson okazało się tak udane, że już na wstępie
wiedziałam, że to dopiero początek mojej czytelniczej drogi związanej z
książkami opatrzonymi jej nazwiskiem.
„Oszukać
przeznaczenie” zawierało pewne niedopowiedzenia, jakby autorka celowo nie
chciała zdradzać pewnych części historii. Pełna nadziei zaczęłam więc szperać i
nie byłam szczególnie zaskoczona gdy znalazłam „Bogów Alabamy” – opowieść
będącą rozwinięciem wcześniej tylko zaznaczonych wątków. A to znaczy przecież,
że przez kilka następnych godzin będzie towarzyszył mi ten sam klimat, miejsca,
niektóre postaci, a przede wszystkim ten sam, lekki, odrobinę ironiczny styl,
który tak mi się podobał w „Oszukać przeznaczenie”. I owszem, wszystko to tam
jest, ale książka jest całkiem inna. Ale po kolei.
Na okładce
przeczytamy, że Arlene Fleet opuściła rodzinne strony by definitywnie zostawić
za sobą przeszłość, co oczywiście jej się nie udaje, a przeszłość powraca wraz
ze zwariowaną Rose Mae Grandee pukającą do jej drzwi. Bardzo niechętnie wraca
więc do Alabamy, by z ową przeszłością się rozliczyć i móc u boku narzeczonego
rozpocząć nowe życie.
Nic
zaskakującego, prawda? Stary, niezawodny temat niemożności ucieczki przed
konsekwencjami czynów z przeszłości, potraktowany w równie stary i niezawodny
sposób – wydarzenia obecne przeplatają się z retrospekcjami z przeszłości. Nie
mam nic przeciwko sprawdzonym sposobom – dają pewność dobrej lektury, ale
niewiele ponad to. I taka właśnie jest ta książka.
Wydarzenia
rozgrywające się w teraźniejszości są niezbyt interesujące, a jedyne co je
urozmaica to spory Arlene z narzeczony Burr’em ( postać potraktowana przez
autorkę bardzo powierzchownie), które mówiąc szczerze wydają mi się dość
irracjonalne i wepchnięte tam na siłę. Podobnie niewykorzystany jest motyw spotkania
z rodziną po tak długiej nieobecności. Wszystkie wzajemne żale i pretensję
wiszą w powietrzu i tylko czekają by wybuchnąć jakim emocjonalnym „bum!”,
którego nie ma.
Przede
wszystkim trudno jest sympatyzować z samą Arlene, nawet gdy już poznajemy jej
historię i motywy jej działań to wydaje się ona trochę nijaka – rozdarta między
próbą naśladowania zadziornej Rose Mae, a anielsko dobrej kuzynki Clarice. Jest
to częściej irytujące niż zabawne.
To co jest
niewątpliwie największą zaletą tej książki, to doskonale oddany klimat Alabamy
końca lat osiemdziesiątych, nastolatków i dorosłych rozmiłowanych w swych
bogach – seksie, baseballu i religii – czczonych z równa pasją.
Drugim ważnym
elementem jest postać ciotki Florence, mocnej, charyzmatycznej
osobowości, która pomimo straty syna potrafi utrzymać całą swoją rodzinę w
ryzach, nie pozwalając jej się rozpaść. To jedyna silna postać w tej książce,
przeciwwaga dla rozmytej Arlene, czasem aż szkoda, że to nie jej historię
postanowiła opisać autorka.
Podsumowując
powiem, że po przeczytaniu obu książek wygląda to tak jakby Jackson pomysłu i
talentu wystarczyło tylko na jedną. Nie wiem w jakiej powstawały kolejności,
ale dla mnie bezspornie „Oszukać przeznaczenie” jest rewelacyjne, natomiast „Bogowie
Alabamy” tylko przeciętne. Choć może po prostu zbyt wiele oczekiwałam i dlatego
czuję się mocno zawiedziona. W każdym razie by wyrobić sobie jakieś zdanie na
temat twórczości Joshilyn Jackson muszę sięgnąć bo następne tytuły tylko, że do
nich podejdę już bardziej neutralnie.
Moja ocena:
4/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz