Rok we mgle - Michelle Richmond
Wydawnictwo: Videograf II
Rok wydania: 2008
Ilość stron:334
Dziś dla
odmiany coś dużo bardziej poważnego, a z pewnością nie tak lekkiego jak
książki, które ostatnio czytam. Powieść Michelle Richmond wymaga emocjonalnego
zaangażowania. To nie jest banalna historia, która pozowali nam miło spędzić
czas, bo choć historia jest prosta to cel jaki postawiła sobie autorka dosyć
ambitny. Chce ona przeprowadzić nas poprzez trwający rok okres zmagania się ze
stratą po zaginięciu dziecka. Przez całe spektrum reakcji: wstrząsu, rozpaczy,
poszukiwań, nadziei, akceptacji, żałoby i bólu. A przede wszystkim – bo
obserwujemy całą sytuację z perspektywy Abigail – poczucia winy.
Abigaile jest
młoda kobietą, która zamierza wraz z Jake’iem i jego córeczką Emmą stworzyć
szczęśliwą rodzinę. Wszystkie te marzenia pękają jak bańka mydlana gdy Abigail
zabiera Emmę na plażę, a tam dziewczynka znika.
Bohaterka
kierowana poczuciem winy i ogromnym poczuciem straty – to, że nie jest
biologiczną matką dziecka czyni sytuację tylko dużo bardziej skomplikowaną zwłaszcza w sferze jej relacji z Jake’iem –
nie ustaje w poszukiwaniach nawet gdy osiągają już one poziom irracjonalności.
W opisie
przeczytamy, że to „wzruszająca i miejscami zabawna książka o miłości,
tęsknocie i niepozornych chwilach, które mogą odmienić życie”. I to prawda. Ta
książka właśnie taka jest. Prawdą jest jednak także to, że jest miejscami
bardzo nużąca, a ogólny obraz jaki po sobie zostawia jest bardzo pesymistyczny.
To co jest
zaletą książki jest też jej wadą. Liczne retrospekcje i dygresje na temat fotografii
i pamięci, nadają książce, a przede wszystkim głównej bohaterce
wielowymiarowości i głębi. Ale są też zwyczajnie nudne.
Trudno oprzeć
się wrażeniu, że czegoś zabrakło. Może jakiegoś napięcia, czegoś co by nami
wstrząsnęło, coś co pozwoliłoby nam zbliżyć się do historii Abigail, głębiej
wejść w jej dramat. To nie jest książka akcji – to fakt, ale odrobina może
jednak trochę by się przydała. W każdym razie coś co równoważyłoby przydługie
opisy.
I
zakończenie. Irytujące, słodko – gorzkie, ale tak naprawdę rewelacyjne. Nie
mogło przecież być inne.
Polecam tym,
którzy mają ochotę zmierzyć się z głębokim studium ludzkiej psychiki, po
największej, niewyobrażalnej nawet stracie. Polecam ze względu na prosty język
i fakt, że autorce udało się uniknąć melodramatycznego patosu bez straty na
wymowie książki. A przede wszystkim polecam ze względu na bardzo ciekawe
skonfrontowanie dwóch różnych postaw w obliczu straty – Abigail nie potrafiącej
porzucić nadziei i Jake’a próbującego zmierzyć się z bólem.
Moja ocena:
6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz