Akademia wampirów - Richelle Mead
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Rok wydania: 2010
Ilość stron: 336
Długo się
zastanawiałam co właściwie chce napisać o tej książce. Długo się zastanawiałam
co ja właściwie o niej myślę. Już dawno zwróciłam uwagę na cały cykl pani Mead,
przeczytałam liczne recenzje i opinie, jak robię to zawsze gdy zabieram się za
coś, co od początku budzi we mnie sprzeczne uczucia. Większość głosów
twierdziła, że jest oryginalnie i klimatycznie. I mimo, że po raz kolejny o wampirach
to jednak warto. A więc i ja sięgnęłam po pierwszy tom serii.
Przeczytałam. I
wciąż mam tak samo mieszane uczucia. Rzadko kiedy zdarza mi się nie umieć
powiedzieć, czy książka mi się podobała czy nie. A z „Akademią wampirów” tak
właśnie jest. Zacznę więc od tego, co do czego nie ma żadnych wątpliwości, od
tego co w książce w porównaniu z podobnymi pozycjami unikatowe. A taki jest
pomysł wprowadzenia kategorii do „gatunku” wampirów. Mamy więc tradycyjnych
przedstawicieli pijących krew, i takich, którzy tego robić nie muszą,
pełniących najczęściej rolę ich strażników. Intrygujący zabieg pozwalający
znacznie urozmaicić fabułę i wprowadzić do niej całe multum wampirzych
problemów społecznych :)
Po drugie,
fajnie jest w końcu przeczytać książkę tego gatunku gdzie główna kobieca postać
nie jest wcieleniem niewinnej bezradności czekającej cierpliwie, aż ktoś
uratuje ją od wszelkiego zła. Rose, nie ma w sobie nic z takiej dziewczyny. Ale
i na tym polu niestety nie czuje się usatysfakcjonowana. Pani Mead przegina
bowiem w drugą stronę i zamiast zaradnej i pewnej siebie postaci mamy coś na
kształt rozszczekanego terierka gotowego rzucić się na każdego kto wejdzie mu w
drogę. I nie ważne czy to ma sens czy nie. Nieco lepiej jest z Lissą, choć ta z
kolei przez pierwsze pół książki świetnie odpowiada powyższemu opisowi
bezbarwnej księżniczki. Potem na szczęście postawia ujawnić swój charakter na
czym książka znacznie zyskuje.
Bardzo
podobał mi się klimat. Mroczny i ciężki jak rosyjska zima. Ta „wschodniość”
jest jednym z największych atutów książki. W porównaniu do „zachodnich”
wampirów ze lśniącą skórą czy kłami, ci „wschodni” wydają się dużo prawdziwsi i
w końcu tak jak powinni, przerażający. Dziwi mnie tylko, dlaczego akcja
rozgrywa się w Akademii na terenie USA, a nie w Rosji, skoro i tak wszystko
jest rosyjskie. Ale opowieść na tym nie traci.
Słyszałam
gdzieś ostatnio, że w przypadku tej serii, każda kolejna książka jest lepsza od
poprzedniej. Taką właśnie mam nadzieję, bo choć jestem zaintrygowana, to
zafascynowana na pewno jeszcze nie. W najbliższym czasie zabiorę się za
czytanie drugiej z cyklu by tę teorię sprawdzić. A na razie „Akademie wampirów”
uważam za książkę po prostu dobrą.
Moja ocena:
6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz