Dotyk Julii - Tahereh Mafi
Wydawnictwo: Otwarte
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 336
„Dotyk Julii”
jest tym przypadkiem książki od której po prostu nie sposób się oderwać. Ja
pochłonęłam ją na raz, co zakończyło się niewyspaniem i potwornym bólem głowy
następnego ranka. Czy warto było? Wczoraj jeszcze bez wątpienia powiedziałabym
głośne „tak” i dołożyła jeszcze kilka wykrzykników. Na szczęście znam siebie na
tyle, że wiem, że po zetknięciu z niektórymi historiami po prostu muszę
ochłonąć, by oszacować ich faktyczną wartość. Zabrzmiało to bardzo
oficjalnie, a ja przecież nie kładę książek na szali i nie przymierzam do
żadnych odważników. Więc to nie jest tak, że jakaś książka z czasem przestaje
mi się podobać, tylko, że zaczynam dostrzegać nieścisłości, banalności i inne
wady. I tak właśnie jest z „Dotykiem Julii”.
Jest świetna.
A przede wszystkim jest świetnie napisana, przekreślone myśli, porównania i
opisy niemal namacalnie oddające emocjonalny stan głównej bohaterki, a to
wszystko przy użyciu prostego języka. W trakcie czytanie jesteśmy z Julią,
czujemy jak Julia, myślimy jak Julia, nawet jeśli to znaczy, że jesteśmy
kompletnie zagubieni, naiwni, czy przerażeni. I w tym miejscu do samej ziemi
chylę czoła przed panią Mafi, za niesamowitą lekkość i prostotę środków,
którymi osiąga to co w przypadku bardzo licznych twórców jest tylko odległym
marzeniem. Nie obserwujemy zdarzeń z zewnątrz. Jesteśmy w środku tej historii i
pewnie dlatego nie możemy się wyzwolić przed dotarciem do ostatniej strony.
Dużo do
życzenia pozostawia jednak treść. Antyutopijna wizja przyszłości. Interesująca, ale za słabo
zarysowana, chociaż rozumiem, że mamy do czynienia z trylogią i to w następnych
częściach się zmieni. Należy więc czekać. Największą wadą książki jest
jej przewidywalność, zwłaszcza na polu zawirowań relacji między Julią, Adamem i
Warnere’m. Wiemy kogo wybierze Julia, a byłoby znacznie ciekawiej gdyby męskie
postacie nie były aż tak schematycznie czarno – białe.
I niestety
nie da się nie dostrzec analogi do X-mena. A z każdą kolejną przeczytaną stroną
jest ona coraz wyraźniejsza, tak, że końcówka jest już zupełnie x-menowa. A
szkoda, bo czy fakt, że główna postać potrafi za pomocą dotyku odbierać życiową
energię innym koniecznie musi prowadzić do takich samych rozwiązań? Czy autorce
zabrakło wyobraźni na własną, niepowtarzalną historię? Szkoda tym bardziej, że
przy takich umiejętnościach władania piórem jak w przypadku pani Mafi spodziewałabym
się, że stworzy ona nam nieskończoną liczbę fascynujących światów. A tu
zabrakło oryginalnego pomysłu na jeden?
Ale już nie
narzekam. Jakby nie patrzeć, tej książki po prostu nie da się nie lubić i ja z niecierpliwością
czekam na polskie wydanie kontynuacji. A sądząc po pozytywnych recenzjach i
ocenach innych czytelników, nie tylko ja.
Moja ocena:
8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz