Śmiejący się policjant - Per Wahlöö i Maj Sjöwall
Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 2010
Ilość stron: 224
Zamieszczam
okładkę wydania z 2010r. czyli tego ostatniego, a z pewnością znacznie
młodszego od egzemplarza, który ja czytałam. Mimo poszukiwań nie potrafię go
jednak zidentyfikować, choć na moje oko książka liczyła już sobie kilkanaście
lat. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że czytałam w podróży, książka była
pożyczona, a ja zadufana we własne umiejętności szperacza internetowego (lub
możliwości brata Google) nie zanotowałam sobie, ani roku wydania ani
wydawnictwa. Dlaczego to takie ważne? Ze względu na tłumaczenie. Podobno jest
ono różne z różnych wydaniach, a to właśnie tłumaczenie zaważyło na moim
odbiorze „Śmiejącego się policjanta”.
Szwedzkiemu
duetowi udało się stworzyć kryminał zupełnie inny od typowego (albo
przynajmniej od takiego, który ja uważam za typowy) skandynawskiego kryminału.
Choć można tu dostrzec echa, charakterystycznego ponurego klimatu w jakim utrzymana
jest fabuła, to najbardziej uderza jednak zwięzły niemal reporterski styl i
dbałość o szczegóły – co ciekawe nie tyle dotyczące kryminalnej intrygi co
oddania realiów prowadzonego śledztwa.
Per
Wahlöö i Maj Sjöwall przedstawiają nam historię morderstwa w
czasach „pomiędzy”. A wiec osadzoną nie w realiach sherlockowskiego melonika i
monokla, ale także nie we współczesnym świecie komputerowych baz danych, zawansowanych
badań biologicznych i wszystkich innych możliwości jakie policji przyniosła „nowoczesność”.
Opowiadana przez autorów historia rozgrywa się w czasach kiedy u nas
niepodzielnie władał komunizm (co ma swoje odbicie w warstwie językowej
tłumaczenia) w Skandynawii zaś policja z uporem próbowała przezwyciężać
przeszkody, które z dzisiejszej perspektywy wydają się banalne, jak na przykład
ustalenie tożsamości zwłok jeśli rysy twarzy ani okoliczności nie pozwalają na
identyfikację. Nawet nie zdajemy sobie dziś sprawy ile mozolnej pracy wymagało
jedno śledztwo. Przeszukiwanie archiwów, przesłuchiwanie setek świadków,
rozpytywanie i szukanie śladów a do tego ciągłe notatki, raporty, sprawozdania
bo przecież inaczej nikt nie będzie wiedział co już zostało zrobione.
Wahlöö
i Sjöwall prezentują nam nie działania jednego genialnego detektywa,
który za pomocą magicznej niemal dedukcji wskaże mordercę, ale pracę całego
wydziału – mozolną ale rzetelną – i to jest we dług mnie największa zaleta tej
książki. Choć i sama intryga z niebanalnym rozwiązaniem zasługuję na uznanie.
Co
do tłumaczenia, o którym wspomniałam – stanowi ono dla mnie zarówno zaletę jak
i wadę. Jest interesujące pod tym względem, że świetnie oddaje klimat
przedstawianych czasów – choć w wydaniu bardziej swojskim niż skandynawskim. To
zabawne jak bardzo zmienił się język i nas sposób mówienia w ciągu ostatnich
dziesięcioleci :)
Moja ocena:
6/10