Podsumowanie maja
A więc nastał
nam czerwiec. Na razie dość deszczowy, ale nie tracę nadziei na słońce, choć z
drugiej strony, nic tak nie sprzyja dobrej lekturze jak deszczowy wieczór i
kubek aromatycznej herbaty. Ostatecznie i na słońce i na deszcze najlepsza jest
porządna książka. Ale do rzeczy. Maj upłynął mi ewidentnie pod znakiem aniołów
(najczęściej upadłych), nie był do zamierzony element, tak jakoś po prostu
wyszło. Zanim jednak do tych książek dojdę, wspomnę o kilu innych.
Na początek
tradycyjnie największe odkrycie tego miesiąca. I tu bezapelacyjnie musi paść
nazwisko Mary Higgins Clark – amerykańskiej autorki kilkudziesięciu już
powieści z pogranicza thrillera, kryminału i sensacji. To co lubię u tej pani
to porządny pisarki warsztat, dobrze i kompletnie skonstruowana fabuła, ciekawy
pomysł i do końca nieprzewidywalne rozwiązanie. A także, co niezwykle rzadkie
gdy autorkami takich książek są kobiety, zaledwie subtelnie zarysowany wątek
romansowy, który nie przysłania całej treści. Taka właśnie jest powieść „Śmierć wśród róż” (moja ocena 8/10), a
także nieco słabsza ale wciąż bardzo dobra powieść „Noc jest moją porą” (6/10).
Największą
niespodzianą w maju okazała się dla mnie książka Alistaira MacLeana „Noc bez brzasku” (8/10). Zazwyczaj nie
sięgam po takie książki – mówiąc „takie” mam na myśli tzw. męską literaturę
(wiem, że to uproszczenie, ale skoro mówimy o typowo kobiecych książkach, to
dlaczego nie męskich?) militarną, szpiegowską lub z wątkiem technologicznym. Tymczasem
książka MacLeana jest konkretnym, porządnym thrillerem od pierwszej do
ostatniej strony trzymającym w niesłabnącym napięciu.
Niestety jak
zwykle nie wszystko mi się podobało czas więc na największe rozczarowanie maja.
Uznałam, że najbardziej zawiodłam się na „W
samo południe” (4/10) Nory Roberts, bo choć książka sama w sobie nie jest
taka zła to po wszystkich entuzjastycznych recenzjach spodziewałam się czegoś
naprawdę dobrego. Podobnie rzecz miała się z „Wyspą kłamstwa” (4/10) pań Jackson i Bush. Nie udało mi się wczuć w
klimat tej książki i z trudem dotrwałam do końca.
Ostatnim
thrillerem, który udało mi się przeczytać w maju, była „Obsesja” pani Spindler (5/10), choć tej książce akurat bliżej do
romansu i to niezbyt wysokich lotów. Zawiodłam się także na „Zanim mnie pokochasz” Beatriz Williams
(4/10) reklamowanej jako klimatyczna opowieść o miłości silniejszej nawet niż
prawa czasu. Za to bardziej podobał mi się prosty, lekki romans Sharon Sala „Pamiętaj” (5/10). Miły odpoczynek od
nieco cięższych klimatów. Polecam także „Ostatnią
noc w Chateau Marmont” (6/10), to taka lekka, letnia lektura którą pochłania
się w ciągu jednego dnia.
Teraz mogę przejść
do wspomnianych aniołów. Głośny cykl Lauren Kate składający się z czterech
części: „Upadli” (5/10) – typowej młodzieżowej
książki o ponadnaturalnym romansie; „Udręka”
(7/10) – całkiem dobrej i dużo dojrzalszej odsłonie tej historii; „Namiętność” (4/10) – która pomimo, że
zawiera więcej wydarzeń niż poprzednie nieco mnie rozczarowała; „Uniesienie” (5/10) – zamknięcie cyklu, poprawne
lecz jak dla mnie bez fajerwerków. Ogólnie mam dosyć niejednoznaczne odczucia
co do całego cyklu. Bardzo fajny pomysł, nieco gorsza jego realizacja.
Druga
przeczytana w maju historia o aniołach to trylogia pani Zelman. Jakiś czas temu
przeczytałam pierwszy tom, teraz zaś przyszedł czas na „Bezsenność anioła” (4/10) niestety bardzo słabą cześć. Całość ratują
„Grzechy anioła” (6/10), która to
książka pozytywnie mnie zaskoczyła i pozostawiła po sobie miłe odczucia co do
całej, przeciętnej w gruncie rzeczy serii.
Na koniec
muszę wspomnieć o serii, która w żadnym wypadku przeciętna nie jest i choć na
razie przeczytałam tylko pierwszą cześć cyklu pana Riordana – „Złodziej pioruna” (8/10), to wiem, że
pochłoniecie przeze mnie całości jest tylko kwestią czasu.
Jeszcze jak zwykle
trochę statystyki:
Zrecenzowane:
16
Średnia ocena
miesiąca: 5,56
Średnia
wszystkich ocenionych książek: 5,5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz