Zamieć śnieżna i woń migdałów - Camilla Läckberg
Wydawnictwo: Czarna Owca
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 144
Nie należę do
szczególnych fanów twórczości Camilli Läckberg – postanowiłam, że przyznam się
to od razu, gdyby ktoś uznał, że to co napiszę o „Zamieci…” jest zbyt dalekie
od prób obiektywizmu. Przyznaję się do tego, że nie potrafię nie patrzeć na tę
książkę przez pryzmat poprzednich, ani co bliższe prawdy, nie zważając na
powszechne „uwielbienie” jakim ta pani się cieszy.
Nie rozumiem
fenomenu kryminałów pani Läckberg, nie rozumiem ich popularności – bo choć sama
przebrnęłam zaledwie przez dwa – to mogę je określić co najwyżej za dobre, a w
gruncie rzeczy przeciętne. Nie ustaje jednak w próbach zrozumienia, co też
takiego jest w książkach, że cieszą się taką popularnością. W końcu, aż tyle
osób nie może się aż tak bardzo mylić. Konkluzja z tego, że może to ja coś w
nich przegapiam, albo nie dość wczuwam się w tak chwalony skandynawski klimat. Może.
Ponieważ
zarówno „Kamieniarz” jak i „Kaznodzieja” z którymi to do tej pory przyszło mi
się zapoznać, były według mnie zbyt rozwlekłe, a przez to nużące – by nie
powiedzieć, że nudne – dla odmiany postanowiłam sięgnąć po coś maksymalnie
krótkiego. I mój wybór padł na „Zamieć śnieżną i woń migdałów”. Powiastkę
raczej niż powieść. Ale w tym wypadku to naprawdę zaleta.
Zaczyna się
bardzo interesująco. Młody policjant Martin – znany z innych powieści – zostaje
wraz z rodziną swej dziewczyny odizolowany przez szalejącą zamieć w małym
pensjonacie, gdzie wszyscy planowali spędzić święta. Już w pierwszym dniu
jednak dochodzi do tajemniczego morderstwa i nestor rodu Ruben umiera podczas
kolacji otruty cyjankiem. Martin zabiera się więc za wstępne przesłuchiwanie
obecnych, wiedząc, że ktoś z kilkuosobowej grupy musi być mordercą.
Pomysł jest
bardzo dobry i słusznie przywodzi na myśl najlepsze kryminały Agathy Christie –
to wyraźny ukłoń w stronę mistrzyni gatunku. Całkiem ciekawie zarysowują się
także charaktery postaci i ich różnorodność a nawet osoba młodego i nieco nieporadnego
policjanta w roli detektywa. Muszę więc przyznać z zaskoczeniem, że sporą cześć
tej noweli czytało mi się całkiem przyjemnie. Niestety tylko dopóki nie dochodzimy do
rozwiązania.
Uważam, że
jest coś nieuczciwego względem czytelników jeśli autor posługuje się motywami zaczerpniętymi
od innych pisarzy. Jakby nie patrzeć właśnie o takie „triki” w kryminałach
chodzi. Ja w każdym razie zupełnie nie czuję się usatysfakcjonowana
rozwiązaniem, tak jak i całą tą opowieścią. Ot, przeciętny kryminał na jedno
popołudnie.
Moja ocena:
5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz