Kurier - Robert Muchamore
Wydawnictwo: Egmont
Rok wydania: 2007
Ilość stron: 278
„Kurier” jest
drugim tomem poświęconym przygodom Jamesa Adamsa i jego przyjaciół należących
do tajnej organizacji nieletnich agentów Cherub. Ksiązka nie wymaga znajomości
poprzedniej części – można ją z powodzeniem traktować jako odrębną, zamkniętą
całość – dlatego polecam także tym, którzy nie sięgnęli jeszcze po „Rekruta”.
Kilka słów o
treści. James trafił do organizacji Cherub wprost z domu dziecka. Od tego czasu
minęło już jednak kilka miesięcy. W tym czasie James zdążył już przejść
mordercze szkolenie podstawowe a także wziąć udział w pierwszej prawdziwej
misji. Przyniosło mu to akceptację i uznanie zarówno wśród kolegów jak i kadry.
Teraz przyszedł czas na kolejną misję i to nie byle jaką. Celem Cheruba staje
się narkotykowy gang specjalizujący się w szybkich dostawach kokainy do
klientów. Tajemnica ich sukcesu leży w wykorzystywaniu dzieci i młodzieży w
roli kurierów. Na czele gangu stoi jak dotąd nieuchwytny Kieth Moore, od lat
cel bezskutecznych policyjnych akcji. On sam jest jednak zbyt ostrożny i ma
zbyt wielu informatorów w szeregach stróżów prawa, by tradycyjni agenci mogli
wniknąć do jego organizacji. Kieth Moore ma jednak czworo nieletnich dzieci i
to na nich skupiają się młodzi agenci Cheruba.
W tej
niezwykle śmiałej akcji Jamesowi towarzyszy Kyle, Kerry oraz Nicole a także
Zara i Ewart w roli opiekunów. Misja okazuje się niezwykle trudna i pełna
licznych zagrożeń i niebezpieczeństw. Młodzi agenci muszą odnaleźć się w
środowisku pełnym przemocy i niebezpieczeństw a jednocześnie zachować konieczny
do wypełnienia zadania dystans.
O swoich
„moralnych” wątpliwościach co do Cheruba pisałam przy okazji części „Rekrut”
teraz więc mogę skupić się na swoich wrażeniach odnośnie samej fabuły. A te są
jak najbardziej pozytywne. Jak zwykle u Muchamore nie znajdziemy w kiszące nic
co mogłoby służyć ułagodzeniu czy ocenzurowaniu opowieści. Autor serwuje nam
czysty realizm we wszystkich jego odcieniach szarości. To już nie jest bajka
gdzie wszystko jest dobre albo złe, a dobrych spotykają tylko dobre rzeczy.
Rzecz jasna treść jest stu procentową fikcją literacką, ale bez trudu można
wyobrazić sobie każdego z bohaterów jako autentyczną postać. Postacie to wielki
plus całej serii.
Drugim
niezaprzeczalnym atutem jest akcja. Nieustannie coś się dzieje, a Muchamore
daje nam czas tylko na szybkie złapanie oddechu przed kolejnymi wydarzeniami.
Tyle zalet.
Teraz wada o której muszę wspomnieć. O ile bowiem postaci zachowują pozór
autentyczności i przeżywają jak najbardziej autentyczne problemy nastolatków to
ich wiek zwyczajnie się nie zgadza. Wszystko byłoby w porządku gdyby Muchamore
dał swoim bohaterom po około szesnaście lat, ale oni mają po kilka mniej. Nikt
nie przekona mnie, że dwunastolatki prowadzą tak rozbudowane życie uczuciowe,
że problemy damsko – męskie spędzają im sen z powiek. Nie mówiąc już o
randkach, pocałunkach i „obmacywaniu”. To zwyczajnie jeszcze nie ten etap.
Książka
napisana jest lekko i płynnie co zapewne jest jedną z przyczyn tego, że tak
bardzo wciąga. I choć w porównaniu z pierwszą częścią wydaje mi się trochę
słabsza, to dlatego, że znikł element zaskoczenia i wiedziałam już czego mogę
się spodziewać. Mimo wszystko to wciąż świetna lektura zarówno dla młodszych
jak i starszych czytelników. Polecam.
Moja ocena:
7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz