Kochający na marginesie - Johanna Nilsson
Wydawnictwo: Replika
Rok wydania: 2009
Ilość stron: 205
Czy ktoś tak
jak ja, zastanawiał się kiedyś co piszą skandynawscy pisarze, kiedy akurat nie
tworzą kryminałów? Ja się zastanawiałam, bo gdy pomyślę o literackiej
twórczości autorów z tamtej północnej części świata, to jakoś nie potrafię sobie
wyobrazić lekkiej, radosnej i ciepłej historii, ba nawet skandynawski romans ma
zawsze w sobie coś mrocznego. Ale wracając do tematu teraz już nie muszę się
zastanawiać jak wyglądałaby „tamtejsza” powieść obyczajowa, bo lekturę takiej
mam już za sobą – „Kochający na marginesie” czyli skandynawski kryminał bez zbrodni
(reszta jest bez zmian).
Tak, wiem,
trochę przesadzam i chyba powinnam zaznaczyć, że powyższych stwierdzeń nie
należy traktować w żadnym wypadku jako krytyki. Wręcz przeciwnie, uważam, że
jest coś fenomenalnego w tym, że autorce udaje się snuć sugestywną i przejmującą
opowieść o ludzkich uczuciach przy pomocy prostego i lakonicznego języka, zdystansowanym
i chłodnym tonem.
„Kochający na
marginesie” to przede wszystkim opowieść o samotności, a właściwie o
szczególnym jej rodzaju – samotności w tłumie. Prezentuje nam grupę zagubionych
bohaterów, których pozornie łączy tylko to, że są bywalcami tytułowej kawiarni.
Tak naprawdę jednak są oni wszyscy współczesnymi rozbitkami, zagubionymi w
pędzącym świecie ofiarami własnej historii. Złodziejka Bea i jej ojciec alkoholik,
którzy kochają się, ale nie potrafią odnaleźć, młoda transseksualistka nieustannie
walcząca o akceptację, uliczny muzyk, lekarz nie potrafiący pogodzić się z
końcem poprzedniego związku i kochające się małżeństwo, które czeka ciężka
walka z nowotworem. To zwyczajni, szarzy ludzie lokujący się gdzieś na „marginesie”
szczęśliwego społeczeństwa, borykają się z własnymi problemami i słabościami. Zawsze
pozostając w tych zmaganiach całkowicie samotni, niezależnie jak wielu ludzi by
ich otaczało. Historia zmierza do tragicznego finału, który zdaje się być
nieunikniony.
Mimo
tragizmu, smutku i chłodnego tonu, książka ma w sobie coś optymistycznego, choć
może nie w samej historii. Niesie w sobie jakąś niepodważalną naukę, że
najważniejszą rzeczą jaką możemy ofiarować zarówno drugiemu człowiekowi jak i
samemu sobie jest akceptacja.
Moja ocena:
7/10
Czytałam tę książkę parę lat temu, jeszcze w gimnazjum i byłam nią wtedy zachwycona. :-)
OdpowiedzUsuńJest nieco inna niż wszystkie i odważnie porusza trudne tematy. Mnie też się bardzo spodobała :)
UsuńJa tak sobie pomyślę, to chyba nigdy nie czytałam nic skandynawskiego, co by nie było kryminałem. Ale z tego, co widzę po recenzji, to do powstania powieści obyczajowej rzeczywiście wystarcza "wyjąć" trupa i dalej zostaje to samo - każdy jest zdołowaną, samotną wyspą ;P Oni naprawdę muszą cierpieć na brak słońca bardziej niż zdają sobie sprawę ;P
OdpowiedzUsuńTakże po co czytać tamtejsze powieści obyczajowe, zostanę sobie przy kryminałach, bo i tak na jedno wychodzi a przynajmniej jest trup ;D
Tak, coś w tym jest ;D
UsuńTo co najbardziej podobało mi się w książce jest też charakterystyczne dla skandynawskich kryminałów - ten ciężki, mroczny klimat. A trup gratis ;D