Jack i Jill - James Patterson
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2010
Ilość stron: 456
Seria/cykl: Alex Cross 03
Na wstępie
kilka słów o autorze, dla tych co nie słyszeli, albo raczej – co bardziej
prawdopodobne – dla tych co słyszeli, ale nie wiedzą z czym skojarzyć. Otóż
najłatwiej skojarzyć z głównym bohaterem bardzo wielu jego książek niejakim
Alexem Crossem – czarnoskórym detektywem i psychologiem w jednej osobie. Po raz
pierwszy pojawia się on w debiutanckiej powieści Pattersona „W sieci pająka”,
która jest zarazem tą najbardziej znaną a to za sprawą ekranizacji pod tym
samym tytułem, z fenomenalnym (jak zawsze) Morganem Freemanem w roli głównej. Na
podstawie drugiej powieści „Całując dziewczęta” powstał kolejny głośny film
„Kolekcjoner” (z Freemanem i Ashley Judd). „Jack i Jill” to trzecia z kolei książka poświęcona Alexowi
Crossowi – niestety jeszcze niezekranizowana.
Opinią
publiczną w Waszyngtonie wstrząsa seria makabrycznych zbrodni, ktoś podpisujący
się jako Jack i Jill morduje najbardziej prominentnych obywateli USA. Świetnie
zorganizowani i w praktyce nieuchwytni zdają się prowadzić potworną grę z
przedstawicielami prawa wszystkich szczebli, od miejskiej policji po FBI i CIA.
To niestety nie wszystko, w ubogiej czarnej dzielnicy jakiś psychopatyczny
szaleniec obrał sobie na cel małe dzieci, a jest to dzielnica w której mieszka
także Alex Cross. Pod wpływem nacisków z samej góry, musi on skupić się na
sprawie Jacka i Jill, mimo, że morderstwa dzieci nie dają mu spokoju. Nie
będzie to jedyny dylemat i problem z jakim przyjdzie zmierzyć się Alexowi w tym
niezwykle trudnym dla całego kraju czasie.
Nie napiszę
więcej o treści by nie zdradzać za dużo. W końcu zaskoczenie jest jednym z
najważniejszych elementów w thrillerze, a za taki „Jack i Jill” uchodzi. Zacznę
więc opis swych wrażeń od pochwał. Otóż bardzo podobał mi się pomysł na fabułę,
zestawienie ze sobą dwóch zbrodni z pozoru tak różnych, a przecież morderstwo
jest zawsze morderstwem bez względu czy ofiara wywodzi się z czarnej dzielnicy
czy choćby z Białego Domu. Interesująca treść, nieprzewidywalna i drobiazgowo
opracowana przez autora zagadka, nieprzewidywalna niemal do ostatniej strony. I
po trzecie bardzo podobały mi się fragmenty poświęcone Jackowi i Jill, ich
wzajemnej relacji, która także przypominała swoistą grę.
Co do wad, to
niestety jest ich znacznie więcej, choć moja opinia jest jak zawsze skrajnie
subiektywna i w przypadku innych czytelników wady te w ogóle mogą nie istnieć.
Moje zastrzeżenia dotyczą bowiem zwłaszcza głównej postaci – Alexa. Nie lubię
go :) wiem brzmi to dosyć niepoważnie, ale wynika to z mojej wrodzonej
przekory. Nie polubiłam Alexa Crossa, głównie dlatego, że kazano mi to zrobić.
Książka napisana jest tak, żebyśmy nie mieli wątpliwości jak porządnym,
praworządnym, sympatycznym i równym gościem jest Alex. Jeżeli postać ta
kompletnie nie zepsuła mi lektury, to głównie dzięki wyobrażeniu Freemana
siedzącemu cały czas w mojej głowie, który nadawał jej wyrazistości i
autentyczności.
Kolejne
zastrzeżenie dotyczy języka – choć teraz można zwyczajnie uznać, że trochę się
czepiam – nie lubię ciągłych powtórzeń, nawet jeśli są zabiegiem budującym
klimat. Nieustanne powtarzanie wyrażeń typu „Jacki i Jill przybyli”, „Człowiek
Góra” czy głośne myśli Crossa – setki razy zadawane te same pytania czy powtarzane wypowiedzi innych w roli mantry.
To nie jest styl, który szczególnie do mnie trafia, choć jest to bardzo typowy
styl dla książek sensacyjnych, podobnie jak drętwy policyjny humor, choć nawet
tego jest tu niewiele. Najważniejszy zarzut zaś dotyczy napięcia. Zupełnie go
nie ma. Akcja rozgrywa się powoli, główny bohater przez większość cześć książki
tyko chodzi i obiecuje komu się tylko da, że zrobi wszystko co w jego mocy, ale
nie robi nic. Dopiero daleko za połową stron sytuacja zaczyna się komplikować i
coś w końcu zaczyna się dziać. Psychologii jest jak na lekarstwo, policyjnego
śledztwa także, właściwie większość treści zajmują polityczno – urzędowe
procedury.
Podsumowując,
bo coś się strasznie rozpisałam, choć uważam „Jacka i Jill” za książkę co
najwyżej przeciętna, to doceniam w pełni jej potencjał, jak i potencjał samego
autora, i jeszcze nie zamierzam rezygnować z jego powieści, nawet tych z serii
z Alexem Crossem. Każdemu może się przecież zdarzyć słabsza książka, a już zwłaszcza
autorowi, który ma ich na koncie kilkadziesiąt.
Moja ocena:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz