Schron - Andreas Franz
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2014
Ilość stron: 448
Rozpoczęłam lekturę „Schronu” Andreasa Franza z
wielkim entuzjazmem. Bardzo odpowiadał mi styl autora, prosty, lekki a bardzo
sugestywny. W sam raz na letnią lekturę – ja w przeciwieństwie do większości
czytelników w lecie namiętnie pochłaniam kryminały, z daleka zaś trzymam się od
wszelkich romansów.
W pierwszych scenach poznajemy pewną rodzinę –
bogatego przemysłowca, jego żonę i syna. Nie ulega wątpliwości, że nie jest to
sielski obrazek. Rolf jest wcieleniem zła – agresywny, sadystyczny i
bezwzględny. Przytłoczona żona stara się za wszelką cenę ochronić przed nim
dziecko. Kiedy więc mężczyzna niespodziewanie znika, prowadząca śledztwo Julia
Durant ma twardy orzech do zgryzienia. Pierwotny, bardzo pozytywny obraz jaki
malują o szefie jego pracownicy i matka szybko ustępuje miejsca prawdziwemu, co
w sposób automatyczny czyni najbardziej podejrzaną żonę, zwłaszcza gdy wychodzi
na jaw, że rodzinny prawnik jest jej znacznie bliższy niż początkowo
twierdziła.
Myliłby się jednak ktoś zakładając na podstawie
powyższych informacji, że mamy do czynienia z klasycznym kryminałem, gdy
detektywi odkrywają rodzinne tajemnice prowadzące do rozwiązania. Autor gdzieś
w połowie książki postanowił zafundować czytelnikowi prawdziwy przewrót. Ta
cześć książki nie jest już kryminałem, a znacznie bliżej jej do sensacji.
I tu
właśnie – według mnie kończy się wszystko to, co w książce naprawdę dobre. Nie
żebym miała coś przeciw sensacji, ale o ile część dotycząca rekonstrukcji
zdarzeń, zeznań świadków i rodzinnych historii jest naprawdę rzetelna i
wciągająca, to owa druga część znacznie przekroczyła granicę tego co
prawdopodobne. Mówiąc szczerze z każdą stroną historia coraz bardziej zmierza
do absurdu – przypominając w tym amerykańskie filmy akcji, gdzie ci źli
bohaterowie są tak źli, że aż śmieszni. Mam nadzieję, że rozumiecie o co mi
chodzi. Nawet dialogi stają się w tym miejscu tak przerysowane, że sztuczne.
Zawiodło mnie nawet zakończenie. A przecież zapowiadało się tak dobrze. :(
Nie mam wątpliwości, że Andreas Franz umie
pisać. W pierwszej połowie książki stworzył bardzo sugestywny obraz
rzeczywistości, z dobrze nakreślonymi postaciami, realiami i fabułą. Potem
jednak całkowicie dał się ponieść wyobraźni i wyszło z tego to co wyszło :(
Przykre, dawno nie czułam się tak zawiedziona.
Moja ocena:
Czytałam "Myśliwego" z serii o Julii Durant i pamiętam, że bardzo mi się podobał. Mam w planach przeczytać pozostałe książki z tej serii i wtedy się przekonam czy było to tylko jednorazowe zauroczenie czy też okaże się, że Franz będzie jednym z moich ulubionych autorów :)
OdpowiedzUsuń