Noc jest moją porą - Mary Higgins Clark
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2005
Ilość stron: 232
Pani Higgins
Clark jest moim wielkim odkryciem tego miesiąca, nie ma się więc co dziwić, że
gdy tylko nadarzyła się okazja sięgnęłam po kolejną jej książkę – ze względu na
interesujący tytuł – padło na „Noc jest moją porą”, thriller, sensację i
kryminał w jednym.
Moja pierwsza
książka Mary Higgins Clark – „Śmierć wśród róż” została wydana w 1995 roku i
plasuje się jako kilkunasta z kolei w karierze autorki (już dwa lata później
polskie wydanie) i może stanowić świetny przykład doskonałego pisarskiego
warsztatu. „Noc jest moją porą” znajduje się na liście niemal dziesięć płodnych
lat później – dziwi mnie więc bardzo, że w porównaniu z poprzednią jej treść
wydaje się dość banalna. Nie jest to zła książka, wręcz przeciwnie, ale po
prostu już wiem, że panią Higgins Clark stać na znacznie więcej.
O czym jest „Noc
jest moją porą”? Centralnym motywem jest szkolny zjazd absolwentów podczas,
którego specjalne odznaczenia ma odebrać kilku byłych uczniów za swe szczególne osiągnięcia w różnych dziedzinach. Wśród wyróżnionych ma być także
Alison, która ginie tuż przed zjazdem. W trakcie spotkań okazuje się, że jest
ona już kolejną kobietą z jednak klasy, która w ciągu ostatnich lat straciła
życie. Ta statystyka jest zbyt duża, by mogło to być dziełem przypadku. Nie ma
wątpliwości, że mordercą – który mówi o sobie Pan Sowa - jest jeden z uczestników zjazdu. Odkrycie kto
nim jest ma szczególne znaczenie zwłaszcza dla Jean, która zdaje się być
następna na liście jego ofiar. Wszystko oczywiście bardzo się komplikuje bowiem
niemal każdy w tej grupie skrywa swe sekrety, tajemnice i niezabliźnione rany z
czasów szkolnych lat, które mogłyby być motywem.
Tyle o
treści. Książkę czyta się łatwo i lekko. Choć z założenia miała być thrillerem
to napięcia jest w niej niewiele – jesteśmy ciekawi co stanie się dalej i kim
okaże się morderca, ale strach czy niepokój bohaterów nieszczególnie się
czytelnikom nie udziela – a szkoda bo książka dużo na tym traci. Główną przyczyną
tego stanu rzeczy jest zbyt duże grono postaci – co najmniej kilkunastu ważniejszych
i drugie tyle pobocznych. Sprawia to, że z konieczności zostają oni ograniczeni
do imienia i nazwiska – płascy, schematycznie i nieznani. Nawet motywy i
odczucia Pana Sowy mimo poświęconych jego przeżyciom fragmentów są nie do końca
jasne i pozbawione dramatyzmu.
Mimo to wciąż
jest to bardzo dobra książka, a kilka elementów szczególnie mi się podobało –
jak historia Marka Fleishmana, wszędobylski Jake Perkins i motywy Szekspira. Mimo
więc moich, trochę wygórowanych oczekiwań, nie czuję się całkowicie zawiedziona. Wciąż
uważam, że pani Higgins Clark jest świetną pisarką i wiem, że sięgnę po kolejne
jej książki.
Moja ocena:
6/10
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania Pod hasłem
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz