Obsesja - Erica Spindler
Wydawnictwo: Mira
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 432
Ponoć Ericka Spindler
pisze świetne thrillery. Ponoć na tyle dobre, by błędem było ich nie znać. Postanowiłam
to sprawdzić, a pomogła mi przy tym „Obsesja” - wcześniej wydana w języku
polskim przez wydawnictwo Harlequin jako „Fortuna”. Szczerze mówiąc gdybym o
owym wcześniejszym wydaniu wiedziała być może nie sięgnęłabym właśnie po tę
książkę. Nic bowiem, ani opis ani okładka – swoją drogą bardzo ładna – nie sugerowało,
że mamy do czynienia z romansem, a nie thrillerem z wątkiem romantycznym. Nie
żebym miała coś przeciw romansom jako takim, po prostu muszę mieć szczególny
nastrój na tego typu książki, a gdy decydowałam się na wybór „Obsesji” byłam
raczej w nastroju na wciągający, pełen napięcia i akcji mocny thriller. Tymczasem…
No cóż,
zacznijmy jednak po kolei. A więc treść. Pierwsza cześć książki skupia się na
losach Madeleine, młodej matki, próbującej uchronić swoja małą córeczkę przed
zgubnym losem jaki szykuje dla niej wpływowa rodzina jej męża. Zdesperowana kobieta
decyduje się w końcu na ucieczkę i przez lata ukrywa swą tożsamość dołączając
wraz z małą Skye do wędrownego lunaparku. Ich proste życie znów jednaka znacznie
się komplikuje i przez kolejne strony śledzimy już dalsze losy małej Skye, nad
którą pieczę przejął niewiele starszy od niej Chance I ostatnia część książki, gdy
wszyscy nasi bohaterowie są już dorośli, a przeszłość i pochodzenie Skye
zaczyna istotnie wpływać na jej los.
Zacznę od
tego, że pierwsza część jest naprawdę dobra, a z pewnością lepsza niż dwie
pozostałe i najbardziej z nich wszystkich przypomina thriller. Napisana
prostym, jasnym językiem wciągająca historia kobiety, która za wszelką cenę
chce ochronić swoje dziecko przed złem, którego jest boleśnie świadoma. Pewne
walory ma także część druga, przypominająca bardziej powieść obyczajową, choć
jak na mój gust zbyt naiwną i schematyczną ale pełną też swoistego uroku
pierwszej nastoletniej miłości. Najgorzej pod tym względem wygląda rozwinięcie i
zakończenie książki, które jest niczym innym jak typowym, nieco tandetnym
romansem, gdzie zarówno Skye jak i Chance na każdej następnej stronie kolejno zmieniają
zdanie, czy się kochają czy jednak nie. Owa trzecia cześć i zakończenie,
pozbawione nawet suspensu – od początku bowiem znamy plany Griffena i jego
rodziny - najbardziej mnie rozczarowała.
Pewną schematyczność,
naiwność a nawet niedorzeczność niektórych motywów mogłoby jeszcze zrównoważyć pogłębione
studium postaci – bo tutaj potencjał był naprawdę duży, ale niestety tak nie
jest. Mimo całego dramatyzmu, ba nawet pomimo całej „romantyczności”, pełnej
poświęcenia miłości matki i obsesyjnym pragnieniom Griffena – wszyscy oni są
płascy i nieprzekonujący. Szkoda.
Nie ulega
wątpliwości, że pani Spindler ma niezwykłe umiejętności pisarskie, sprawnie i gładko
posługuje się piórem i być może inne jej książki bardziej przypadłyby mi do
gusta. Ta niestety mnie rozczarowała i oceniam ją jako co najwyżej przeciętną.
Moja ocena
5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz