Dotyk Gwen Frost - Jennifer Estep
Wydawnictwo: Dreams
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 312
Nie napiszę o
tej książce niczego odkrywczego bo i książka nie jest w żaden sposób odkrywcza.
Wszystko co przeczytamy, wszystkie elementy tak zgrabnie ułożone przez panią Estep
w całość już skądś znamy: szkołę dla nastolatków o niezwykłych zdolnościach,
mroczne zło, które jej zagraża, postacie zaczerpnięte z mitologii a nawet
szczególny dar głównej bohaterki. Ze wszystkim już się zetknęliśmy w
dziesiątkach innych książek. I naprawdę trudno tu o jakiś oryginalny element. Ale
czy książki muszą być oryginalne, by być dobre? By dobrze się je czytało, wystarczy
tylko by były dobrze napisane. A „Dotyk Gwen Frost” jest na tyle dobrze
napisaną książką, że schematyczność i powtarzalność niemal wcale nie razi.
Tę książkę po
prostu dobrze się czyta. I dzieje się z dwóch powodów. Pierwszy jest taki, że
niemal od momentu otwarcia książki zaprzyjaźniamy się z Gwen. Ta postać po
prostu budzi sympatię, przez to, że wydaje się taka normalna. Trochę zagubiona
w świecie mitu w jakim się nagle znalazła, trochę zdezorientowana i nie do
końca pewna czy w ogóle powinna tutaj być. Ale nie jest przy tym bezwolną
owieczką, bezradną i przerażoną, która czeka aż ktoś ja uratuję. Wie kim jest,
co potrafi i wie jak to wykorzystać by znaleźć swoje miejsce w murach Akademii.
Drugim
walorem ksiązki, są zaś wątki mitologiczne a zwłaszcza to, że pani Estep nie ograniczyła
się tylko go mitologii grecko – rzymskiej, ale sięgnęła także bo nordycką i
wspomniała o północnoamerykańskiej. Co prawda nie wiem dlaczego uznała, że
Spartanie posiadali jakieś inne czysto ludzkie umiejętności, o Rzymianach już
nie wspomnę, ale nie mam nic przeciw wojownikom :)
Muszę jednak
wspomnieć o kilku wadach. Otóż było znacznie ciekawiej gdyby akcja rozwijała
się nieco szybciej, zwłaszcza w pierwszej części książki. Ale rozumiem, że
całość wymagała pewnego wprowadzenia. Drugą rzeczą, która bardzo mnie drażniła,
była retoryka pięciolatka działająca na zasadzie: „Mój tata jest strażakiem.
Ściąga kotki z drzewa = Ściąga się kotki z drzewa.” Gwen niestety robi to co
jakiś czas i dotyczy jej mamy. Zaczyna się tak „Mama była policjantką…” a dalej
jest: byłaby odważna, wytrwała, dzielna, walczyłaby, sięgnęłaby po broń więc i
ja jakiejś poszukam i itd. Swoją drogą pani Estep wydaje się chyba, że policjanci
są współczesnymi wojownikami :)
Drugi
natrętnie powracający motyw to historia szkolnej koleżanki, której Gwen pomogła
wykorzystując swoje niezwykłe umiejętności. Ciekawy epizod, ale opowiedzenie go
raz, zupełnie by wystarczyło.
Nie narzekam
już jednak. Sięgając po „Dotyk Gwen Frost” spodziewałam się lekkiej przyjemnej książki,
coś na miłe, lekkie wciąż jeszcze „przedwiosenne” popołudnie. I taka właśnie
jest. Polecam.
Moja ocena:
6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz