Nefilim - Thomas Sniegoski
Wydawnictwo: Jaguar
Rok wydania: 2010
Ilość stron: 318
„Nefilim” to
moja kolejna próba rozpoczęcia długotrwałej znajomości z jakąś, teraz tak modną,
serią dla młodzieży. I chyba niestety znów skończy się tylko na pierwszym
tomie, mimo, że z recenzji z jakimi się zetknęłam wynika, że każda kolejna
część jest lepsza od poprzedniej. Do takich danych jednak zawsze podchodzę ze
sporym dystansem, czytelnicy którzy dotarli do czwartej części musieli przecież
wcześniej, zapewnie równie entuzjastycznie, zareagować na pierwsze. Ostatecznie
finałową książkę, zamykającą serię, czytają już tylko wierni fani.
Do rzeczy
jednak. Aaron, zwyczajny chłopak ze zwyczajnymi problemami po przekroczeniu
swoich osiemnastych urodzin odkrywa, że jest potomkiem anioła i ziemskiej
kobiety, co znaczy, że jego życie jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie. A
jakby tego było mało, nie jest po prostu jednym z Nefilim, ale wybrańcem,
nadzieją na odkupienie dla różnych kategorii upadłych aniołów – co znaczy, że
jego życie jest jeszcze bardziej śmiertelnie zagrożone :)
I to właściwie
cała fabuła tej części. Czuję się mocno zawiedziona, bo spodziewałam się
naprawdę czegoś więcej. Książka jest bardzo prosta, bardzo schematyczna,
postacie się aż po granice absurdu przerysowane – mam tu na myśli głównie anioła
Werchiela – który jest tak strasznie, potwornie, przerażająco zły, że aż sam
nie wie co robić, by to udowodnić. Podobno pan Sniegoski jest także autorem
komiksów i ten rys książki bardzo by do komiksu pasował.
Wiem,
sięgając po lekką książkę dla młodzieży trudno jest się spodziewać zapierającej
dech w piersiach prozy. Ale faktem jest, że można się spodziewać, że chociaż
nie będzie nudno. A w „Nefilim” nie ma ani głębi, ani napięcia ani akcji, ani
komizmu, ani klimatu. Właściwie to nie ma zupełnie nic – oprócz gadającego psa
:) który swoją drogą wydaje się dużo bardziej interesujący od samego Aarona.
I jeszcze
uwaga odnoście wstępu – czyli sceny z Erykiem, a później także tej w Hongkongu
– są zupełnie zbędne. Nie wiem po co zostały wplecione w treść – jak
przypuszczam by zaprezentować czytelnikom ogrom niefajności Werchiel, ale
sprawiają wrażenia zapychaczy, mających urozmaicić banalną w gruncie rzeczy
fabułę, a takich zabiegów nie lubię.
Nie wiem, czy
kiedyś sięgnę po drugi tom. Musiałbym się chyba bardzo nudzić.
Moja ocena:
4/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz