Jedyne dziecko - Jack Ketchum
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 324
Jack Ketchum swoją
powieścią „Jedyne dziecko” wstrząsa czytelnikiem tak jak to Jack Ketchum ma w
zwyczaju. Tym razem funduje nam kilkusetstronicową jazdę bez trzymanki po
przerażająco brutalnym świecie, który niestety jest światem rzeczywistym. Nie
ma żadnych poduszek bezpieczeństwa, buforów, hamulców, ani niczego co choćby
trochę łagodziło bezwzględny realizm tej historii. Ketchum opisuje życie
sadystycznego psychopaty i nie szczędzi nam odrażających szczegółów. Było by czymś
wręcz niedorzecznym wymagać od tego właśnie autora by posłużył się aluzją czy
niedomówieniem. Ketchum strzela do czytelnika lawiną przerażających obrazów i
słów bez żadnej taryfy ulgowej. Bo właśnie taką rzeczywistość chce nam przedstawić
i trzeba być na to gotowym sięgając po jego książki.
Przyznaję, że ja potrzebuje specjalnego nastroju,
by po nie sięgnąć i szczególnego nastawienia by przez nie przebrnąć. I choć najczęściej
ostatecznie warto, to cena jest dość wygórowana. Ketchum przejedzie po naszym
życiu emocjonalnym jak walec drogowy i zrówna z ziemią wszystko, wszelką
nadzieję, wszelką wiarę w ludzkość, dobro a zwłaszcza w elementarną
sprawiedliwość. Jeśli ktoś chce sprawdzić jak bezwzględnie niesprawiedliwy i
straszny jest świat, to lektura „Jedynego dziecka” jest na to niezawodnym sposobem.
Tylko czy naprawdę chcemy wiedzieć jak zły może być świat? Ja chyba nie chcę, a
lojalnie uprzedzam tych, którzy mają podobne wątpliwości, że tej ksiązki nie
sposób jest już zapomnieć.
Muszę to
napisać, bo choć oczywiście jestem pod ogromnym wrażeniem „Jedynego dziecka” to
jednak nie podzielam ogólnego entuzjazmu – choć to słowo do książki nie za
bardzo pasuje – i mam ku temu bardzo specyficzny powód. Otóż trudno mi oprzeć
się wrażeniu, że autor postawił sobie za zadanie jak najmocniej wstrząsnąć
czytelnikiem opowiadając mu jak najbardziej przerażająco historię. Historia
matki próbującej obronić swoje dziecko przed bezwzględnym psychopatą, przy czym
musi walczyć nie tylko z nim samym, ale także systemem sprawiedliwości i
wyrokami prawa – świetnie się na taką historię nadaje. W końcu trudno wyobrazić
sobie coś gorszego niż krzywda niewinnego dziecko i to dziejąca się jeszcze za
przyzwoleniem prawa. Nie znajdziemy jednak u Ketchuma odpowiedzi na pytanie o
genezę zła, nie dowiemy się dlaczego Arthur Danse jest psychopatą, ani jak
ustrzec się przed tak zamaskowanym złem. Przesłanie Ketchuma jest bardzo jasne
i proste, chce on pokazać, że potwory istnieją i są wśród nas. Tylko czy dotąd
tego nie wiedzieliśmy? Szczerze mówiąc bardziej od samego Arthura Dansa
przeraził mnie sposób działania wymiarów sprawiedliwości. To tę część książki –
opisującą proces - uważam za najlepszą i najmocniejszą.
Moja ocena:
6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz