poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Jedenaście godzin - Paullina Simons

 

Jedenaście godzin - Paullina Simons


Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2000
Ilość stron: 258




Wciąż zabieram się do przeczytania „Jeźdźca miedzianego” pani Simons, naczytałam się już tyle pozytywnych opinii na temat tej książki, że już niemal nie mogę się doczekać, kiedy ona wpadnie w moje ręce. Niemal. Przyznaję się bowiem, że doświadczenie nauczyło mnie, że ja bardzo często owych opinii zupełnie nie podzielam, a im więcej spodziewam się po książce tym bardziej czuję się potem rozczarowana. Postanowiłam więc z lekturą „Jeźdźca” jeszcze poczekać, a tymczasem zapoznać się z wcześniejszą powieścią tej autorki, a mianowicie thrillerem – „Jedenaście godzi”. Jest to dla mnie już drugie spotkanie z twórczością pani Simons, po kryminale „Czerwone Liście”, z którym to zapoznałam się jakiś miesiąc temu. I oprócz oczywistego różnorodności tematycznej, moja pierwsza refleksja dotyczy stwierdzenia, że styl autorki wyraźnie ewoluuje i to w bardzo dobrym kierunku – co bez wątpienia dobrze wróży pozostałym powieściom.
Naprzód jednak parę słów o treści. Młoda, szczęśliwa matka oczekująca narodzin kolejnego potomka wybiera się na zakupy i cierpliwie odpowiada na grzecznościowe pytania na temat płci i rozwiązania. I nawet nie podejrzewa, że właśnie rozpoczęła pierwszą z jedenastu najbardziej koszmarnych godzin swego życia. Porwana przez nieznajomego mężczyznę z parkingu pod centrum handlowym rozpoczyna dramatyczną walkę o wolność – a jej próby w oczywisty sposób ogranicza troska o jeszcze nienarodzone dziecko. Sama historia jest dość przerażająca, właściwie jest to chyba największy koszmar jaki potrafiłaby wymyślić kobieta spodziewająca się dziecka, gdyby równie starsze myśli w ogóle miały ją w nawiedzać stanie błogosławionym :)
Mamy więc do czynienia z trzymającym w napięciu thrillerem, w którym minuta po minucie uczestniczymy w dramacie Didi i podążającego jej tropem męża, który wraz z agentem FBI próbuje doprowadzić do jej uwolnienia. Niestety format jaki przyjęła autorka nie do końca pozwala wykorzystać potencjał całej tej historii. W środku książki można nawet czuć się nieco zmęczonym mozolnym podążaniem drogą wydarzeń, które są nam już znane. Naprzód bowiem uczestniczymy w jakiś zdarzeniu wraz z Didi, potem natomiast obserwujemy moment w którym odkrywa to policja – świadkowie więc relacjonują nam swoje poprzednie słowa lub słuchamy jak zostają „odkryte” informacje, która dla nas nie są już nowe.
O ile dobrze pamiętam to samo drażniło mnie w przypadku „Czerwonych Liści” może więc to charakterystyczna cecha autorki, by wielokrotnie przedstawiać nam te same zdarzenia. Byłby to co prawda bardzo ciekawy zabieg, gdyby relacjonujące go osoby za każdym razem wnosiły coś nowego, a tak niestety nie jest. W każdym razie „Jedenaście godzin” wiele by zyskało, gdyby autorka w części zdarzeń pozwalała nam uczestniczyć razem z Didi, a cześć okrywać razem z jej zdeterminowanym w pościgu mężem.
Muszę jeszcze wspomnieć o pewnej sztuczności dialogów i nieco pobieżnym potraktowaniu przeżyć samej porwanej. Już w pierwszych godzinach ograniczają się one niemal do przesłaniającego wszystko inne uczucia pragnienia, któremu to uczuciu pani Simons nie szczędzi licznych akapitów :)
Ogólnie jednak, mimo tych mankamentów jest to całkiem dobra książka i prosty choć nie banany pomysł na pełen napięcia thriller. Całkowicie jednak zgadzam się z licznymi opiniami, że na okładce powinno znaleźć się ostrzeżenie dla kobiet w ciąży :)

Moja ocena:
7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...