Pielgrzym - Terry Hayes
Wydawnictwo: Rebis
Rok wydania: 2014
Ilość stron: 768
Nie
lubię książek o szpiegach, służbach specjalnych i spiskach tajnych grup
chcących przejąć kontrolę nad światem. Trzymam się od takich książek – ale i
filmów (na przykład serii o Bondzie) z daleka. Dlaczego więc sięgnęłam po
„Pielgrzyma”, którego głównym bohaterem jest były agent służb wywiadu USA, a w
treści znajdą się i tajne misje, spiski i tajemnice przeszłości tej bliższej i
tej dalszej? Zdecydowałam się na lekturę
mimo tego wszystkiego kierowana głównie nieświadomością. Enigmatyczny opis
wydawcy jak i pierwsze strony sugerują raczej kryminał niż szpiegowski
thriller. W chwili gdy zorientowałam się w owej pomyłce, świat „Pielgrzyma” i
snuta przez autora historia wciągnęła mnie tak bardzo, że wszelkie wcześniejsze
zastrzeżenia przestały mieć znaczenie. O czy więc jest „Pielgrzym”?
Zarysować
w kilu zdaniach fabułę nie jest łatwo, bowiem powieść Hayesa to naprawdę spore
gabarytowo dzieło, w którym udało mu się skutecznie spleść z sobą wiele wątków,
które razem tworzą bardzo interesujący kolaż. Tytułowy „Pielgrzym” jest
emerytowanym agentem, który próbuje wieść „normalne” życie i szybko przekonuje
się, że nie jest łatwo odciąć się od przeszłości. W jego paryskim mieszkaniu
odnajduje go pewien nowojorski policjant, chcący wykorzystać jego umiejętności
śledcze w swojej pracy. Tak nasz bohater trafia do pewnego hotelowego pokoju,
gdzie popełniono morderstwo noszące wszystkie znamiona tego co on sam nazwałby
zbrodnią doskonałą. Jednocześnie na Bliskim Wschodzie pewien zdeterminowany
człowiek próbuje zrealizować pewien makabryczny plan, który może przynieść
zagładę całym Stanom Zjednoczonym. Czy Pielgrzymowi uda się powstrzymać
Saracena? I jak daleko będzie musiał się posunąć w obronie świata, który zna?
Książkę
rewelacyjnie się czyta. Hayes wolno ale z pełnym dramatyzmem snuje swoją opowieść
tak, że owe siedemset stron pochłania się niemal w jeden wieczór (niemal, bo
nie czytam jednak aż tak szybko :) Trzeba także autorowi przyznać, że miejscami
bawi się z czytelnikiem i robi to bardzo umiejętnie. Choć fabuła zawiera wiele
wątków pobocznych, to nie przesłaniają one głównych wydarzeń. To samo dotyczy
się postaci, pełnowymiarowych i świetnie pomyślanych, w książce znalazło się miejsce
na przedstawienie historii każdego z nich – tego kim są i jaką drogę przeszli
by znaleźć się w tym miejscu „naszej” opowieści. Co ważne mimo tylu dygresji i
powrotów do przeszłości napięcie ani na moment nie spada (a nie jest to łatwe
zważywszy na objętość :)
Mówiąc,
krótko gdy z wypiekami na twarzy przewracałam ostatnią stronę do głowy
przychodziło mi tylko „wow” i nic więcej. I gdyby wtedy ktoś zapytał mnie o
ocenę „Pielgrzyma” powiedziałabym, że książka jest rewelacyjna. Dziś jednak, a
od lektury minęło kilka dni, moja opinia byłaby nieco „chłodniejsza”. Gdy
bowiem próbowałam polecić tę powieść siostrze na pytanie o czym jest musiałam
przyznać, że to opowieść o kolejnym amerykańskim superbohaterze, który samotnie
ratuje świat przed nieuniknioną zagładą. A to wcale nie brzmi dobrze, prawda?
Gdy czar rzucany na czytelnika przez Hayesa powoli przestaje działać nie sposób
nie dostrzec także mnóstwa innych wad, choćby dość nieprawdopodobnych zbiegów
okoliczności, które sprowadziły wszystkich bohaterów do tego samego miasta
gdzieś w Turcji. Musze też z żalem przyznać, że nie obyło się bez tak typowego
dla Amerykanów narodowego patosu, który nakazuje by prezydent był zawsze tym
szlachetnym i dobrym, a wydarzenia z 11 września przedstawia się zawsze z
niemal religijną czcią.
Cóż
więc mogę powiedzieć na temat „Pielgrzyma”? Bez wątpienia to bardzo dobra
pozycja, zwłaszcza dla wielbicieli gatunku, do których ja wciąż się jednak nie
zaliczam i Hayesowi mimo całego pisarskiego kunsztu (który jest niewątpliwy)
nie udało się tego zmienić.
Moja ocena:
Sensacja to gatunek, po który i ja rzadko sięgam. Jednak wydaje mi się, że tej książce dałabym szanse, bo zapowiada się ciekawie.
OdpowiedzUsuńJa w sumie takie klimaty lubię, więc może kiedyś znajdę dla niej chwilę :)
OdpowiedzUsuń