Czerwone gardło - Jo Nesbø
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Rok wydania: 2006
Ilość stron: 422
Zawsze fascynował mnie fenomen, jakim
jest popularność książek Jo Nesbø. Przyznam, że był to główny powód dla,
którego sięgnęłam po jego kryminały robiąc dla nich wyjątek od „odpoczywania”
od skandynawskich pisarzy. Dwie pierwsze książki nie pozwoliły mi jednak zrozumieć,
o co właściwie tyle szumu. „Człowiek nietoperz” i „Karaluchy” to interesujące,
ale w zasadzie niczym niewyróżniające się pozycje z kręgu kryminałów. Ich
jedyną charakterystyczną cechą jest to, że są trochę „przegadane” – kulturowe i
obyczajowe tło przesłania w nich wątek kryminalny. W przypadku „Czerwonego
gardła” jest jednak inaczej, tym razem akcja przenosi się z odległych krajów do
rodzinnej Norwegii i mogę w końcu z czystym sumieniem napisać, że zaczynam
rozumieć popularność Jo Nesbo. W „Czerwonym gardle” nie ma już nic
przeciętnego.
Harry Hole wplątuje się w nie małe
tarapaty podczas wizyty prezydenta USA w Norwegii w wyniku, których zamiast
spodziewanego zwolnienia z policji dostaje przeniesienie i awans na komisarza.
Nie narzeka z powodu takiej zmiany, choć zdecydowanie wolałby czynną służbę niż
siedzenie za biurkiem. Policjant zawsze jednak zostaje policjantem i nawet za
owym biurkiem Harry trafia na ślad intrygującej sprawy, która poprowadzi go wprost
w środowisko miejscowych neonazistów. Harry wie, że ktoś szykuje zamach z
wykorzystaniem bardzo rzadkiej i bardzo skutecznej broni, nie wie tylko, kto
będzie strzelcem a kto ofiarą.
To, co w „Czerwonym gardle” jest
niezwykle interesujące, to „przebitki” z przeszłości. Historia kilku norweskich
żołnierzy, którzy w czasie II Wojny Światowej zgłosili się na front i wzięli
udział w oblężeniu Leningradu. Ciekawe jest spojrzenie na historie II Wojny z
perspektywy tych, którzy dobrowolnie przyłączyli się do Hitlera w przekonaniu,
że walka z bolszewikami to jedyny sposób na ocalenie Europy. I choć autor nie
zagłębia się w kwestie słusznych czy nie słusznych wyborów, to udaje mu się
przedstawić jak bardzo xx-wieczna historia poplątała losy wielu „zwykłych”
ludzi, nawet tych, którzy z wojną nie mieli nic wspólnego.
Muszę przy tym zauważyć, że ostatnio
coraz częściej spotykam w książkach – i nie chodzi mi bynajmniej o powieści
historyczne – odniesienia do II Wojny Światowej. „Ciernista róża”, „Szmaragdowa
tablica”, „Grobowiec z ciszy” to przykłady zaledwie kilku książek, które ostatnio
czytałam, a których autorzy zdecydowali się osadzić część akcji w tych tak
tragicznych dla Europy czasach. Mam wrażenie, że owa tendencja wynika z dystansu.
Są to bowiem przedstawiciele trzeciego już pokolenia, dla których tamte
wydarzenia nie są już tak boleśnie osobiste jak dla ich rodziców czy dziadków.
Ciekawie jest też móc spojrzeć na wydarzenia z perspektywy innych krajów, bez
tego poczucia, że tylko „my” znamy prawdę i misji udowadniania światu, że ich
tragedie są niczym w porównaniu z tym, co spotkało nas.
Wracając jednak do „Czerwonego gardła”
muszę wspomnieć jeszcze, że książka ma także wiele innych zalet, a
najważniejszą z nich są postacie – autentyczne, wielowymiarowe, świetnie
przedstawione i bardzo ludzkie, oraz niepowtarzalny trochę mroczny, trochę
melancholijny klimat, który potrafią stworzyć tylko skandynawscy pisarze.
Cóż więcej będę pisać. Po prostu
świetna książka.
Moja ocena:
U mnie na półce stoją "upiory" autora, ale jeszcze nie przyszedł czas na kolejne spotkanie z autorem ;)
OdpowiedzUsuńhttp://pasion-libros.blogspot.com
Muszę w końcu przeczytać coś Jo Nesbø, bo wstyd nie znać jeszcze tego autora ;)
OdpowiedzUsuń