Zimowy morderca - Krystyna Kuhn
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Rok wydania: 2013
Ilość stron: 320
Czternastoletnia dziewczynka zostaje
wywieziona przez hitlerowców do Niemiec gdzie rozpoczyna pracę w roli pomocy
domowej. Jej los splecie się w sposób tragiczny z historią rodziny Winklerów. Dlaczego?
Jakie znacznie ma tak odległa przeszłość dla sprawy morderstwa staruszki we
Frankfurcie w roku 2006? Bestialstwo tego czynu szokuje panią prokurator,
Miriam Singer. Gdy jednak niedługo po tym zdarzeniu porwany zostaje wnuk
ofiary, upartej prawniczce nie pozostaje nic innego niż zagłębić się w
przeszłość by znaleźć motywy kierujące porywaczem, a tym samym jego samego.
Intrygująca fabuła, która wykorzystuje
modny ostatnio motyw dwóch płaszczyzn czasowych. W „Zimowym mordercy” oprócz
współczesnych wydarzeń koncentrujących się głównie na śledztwie i życiu
prywatnym głównej bohaterki mamy także relacje Zosi przedstawione w formie
pamiętnika z czasów wojny. Fragmenty te nie są długie, a więc nie rozpraszają,
a pozwalają na poznanie całej historii z bardzo bliskiej perspektywy. Dobrym
zabiegiem jest także oddanie w części opowieści głosu zrozpaczonej matce, która
gotowa jest na bardzo wielu by ratować swoje dziecko. Tyle plusów. Teraz
krytyka.
Bardzo nie podoba mi się sposób, w jaki
pani Kuhn przedstawiła Kraków i Polaków. Mam spore wątpliwości czy i kiedy
autorka odwiedziła to miasto, ale obraz, jaki prezentuje ma się nijak do
rzeczywistości. I sadze, że nie przemawia przeze mnie brak obiektywizmu, ani
niezdolność do przyjęcia krytyki. Wcale nie uważam, że Kraków musi się
wszystkim podobać, ale w książce pani Kuhn wszystko w tym miejscu jest szare,
zrujnowane i obskurne, a ludzie ponurzy, bezwolni i wpatrzeni we własne buty.
Nawet powietrze przesiąknięte jest zapachem dymu i węgla. Nie obyło się także
bez nieśmiertelnych stereotypów – władza i urzędnicy są skorumpowani i
nieuczciwi, taksówkarz sprzedaje wódkę, parking przed blokami przypomina niemiecki
komis samochodowy, a pięćdziesięcioletnia kobieta ma usta pełne złotych
koronek. Naprawdę tylko na tyle autorkę stać?
Jeszcze
mały szczegół, który już jednak zupełnie wyprowadził mnie z równowagi, gdzieś w
treści pada stwierdzenie, że kontakt z polską policją był utrudniony, bo prawie
nikt nie mówił po niemiecku. A dlaczego miałby? Czy któryś z niemieckich
bohaterów mówił po polsku? Nie, ale dlaczego odwrotna sytuacje nie miałby być
równie oczywista?
Spotkałam się z opiniami mówiącymi, że
autorka postąpiła bardzo odważnie sięgając w swej tematyce do czasów wojennych,
że ośmieliła się przełamać tabu. Naprawdę? Mówienie o wojnie jest bohaterstwem?
Stwierdzanie, że niektórzy z Niemców świadomie wspierali nazistowską machinę
wojenną jest przełamywaniem tabu? Coś mi się wydaje, że niedługo samo
stwierdzenie, że Niemcy brali udział w II Wojnie Światowej będzie wyjawianiem
jakiegoś niesmacznego sekretu. Przerażające.
Wszystko to sprawia, że cała książka bardzo
wiele traci w moich oczach. Nie uratowały jej ani wątki osobiste dotyczące pani
prokurator, ani sama zagadka kryminalna i prowadzone śledztwo, choć nie mam im
nic do zarzucenia. Pewnie gdyby książka nie zawierała tych wszystkich polskich
akcentów, uznałabym ją za całkiem udaną. Cóż jednak… odkładam „Zimowego
mordercę” z powrotem na półkę z bardzo mieszanymi odczuciami, wśród których
przeważa jednak rozczarowanie.
Moja ocena:
6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz