Zaginiona dziewczyna - Gillian Flynn
Wydawnictwo: Burda Publishing
Rok wydania: 2014
Ilość stron: 652
Gdy zobaczyłam zwiastun filmu
wiedziałam, że muszę go obejrzeć. Postanowiłam jednak zrobić wszystko tak jak
trzeba, a więc najpierw książka a potem film. Bo tak trzeba, prawda? Tak jest
lepiej, tak w każdym razie wynika z moich doświadczeń, a przynajmniej wynikało,
bowiem w przypadku „Zaginionej dziewczyny” mam spore wątpliwości. Dlaczego?
Otóż w thrillerze – a to właśnie ten gatunek – najważniejsze jest napięcie i
zaskoczenie. Wielka niewiadoma, kiedy odbiorca próbuje ułożyć całą układankę,
ale nie potrafi przewidzieć nawet, co zdarzy się w kolejnej scenie. To właśnie
największy atut książki Gillian Flynn – jest rewelacyjnym thrillerem. Ale czy
skoro już wiem, co się wydarzy, to czy nie zmniejszy to wrażenia, jakie wywrze
na mnie film?
Wracając jednak do książki…
Gilian Flynn nie jest dla mnie zupełnie
nieznaną autorką. Wręcz przeciwnie, na polskim rynku jak dotąd zostały wydane
trzy jej książki, i wszystkie one są mi w jakimś stopniu znane. Pisze w jakimś stopniu,
dlatego, że o ile „Ostre przedmioty” przeczytałam od deski do deski to „Mroczny
zakątek” odłożyłam po kilkudziesięciu stronach – nie był to po prostu dobry
moment na tę lekturę (mam nadzieję, że kiedyś do niej powrócę). Charakterystyczna
cechą książek pani Flynn - z tego co zaobserwowałam
– są bardzo zagmatwane sylwetki bohaterów. To nigdy nie są proste postaci,
które dałoby się zamknąć w jakichś ramach – to raczej ludzie z problemami,
autentyczni przez swe niedoskonałości, ale także niebudzący sympatii
czytelnika, za to bez wątpienia budzący ciekawość. Tak jest także w przypadku „Zagininej
dziewczyny”. Postacie są największym atutem tej książki – to właśnie na różnorodności
charakterów zbudowana jest cała historia.
Ciężko jest w jakikolwiek sposób opisać
fabułę by niczego przy tym nie zdradzać, a zdradzić nie można, bo to właśnie
odkrywanie prawdy sprawia czytelnikowi największą frajdę. A pani Flynn żongluje
elementami prawdy niczym sprawny cyrkowiec i za każdym razem udaje jej się ułożyć
z nich inny obraz zdarzeń. Przez większość część książki czytelnik stawia sobie
tylko jedno pytanie – winny czy nie winny? Przez kolejną zastanawia się jak to
wszystko może się skończyć i próbuje odgadnąć jakiś prawdopodobny scenariusz.
Przyznaję, że mnie się nie udało. Autorka całkowicie mnie zaskoczyła, co tylko
sprawiło, że historia wiele zyskała w moich oczach.
„Zaginiona dziewczyna” to bez wątpienia
najlepsza książka Flynn, jaką dotąd czytałam. O tym jak bardzo wciąga ona czytelnika
niech świadczy fakt, że niemal nie zauważyłam, kiedy pochłonęłam te sześćset
stron. Jeśli zaś moja ocena nie jest wyższa, to głównie, dlatego, że choć
autorka zaskakiwała mnie różnymi szczegółami i nietypowym zakończeniem, to, jeśli
chodzi o całość już niekoniecznie. W żaden sposób nie zmniejsza to jednak
przyjemności czytania.
A oglądania? Zamierzam to sprawdzić :)
Moja ocena:
7/10
Ostatnio o tej książce mówią youtuberki ;))
OdpowiedzUsuńTym razem odpuszczę, bo gatunkowo nie jest to książka dla mnie, już prędzej film :)
OdpowiedzUsuńBardzo chcę ją dorwać w swoje łapki! :D A potem w końcu obejrzeć film ;)
OdpowiedzUsuń