Czarny dom - Peter May
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2014
Ilość stron: 464
Właśnie skończyłam czytać i jestem pod ogromnym wrażeniem.
Wiedziałam, że przeczytam „Czarny dom” gdy tylko
natknęłam się na ten tytuł wśród jakiegoś zbioru prezentującego zapowiedzi
wydawnicze. Co mnie tak urzekało? W zasadzie nie wiem, bo nigdy wcześniej nie
spotkałam się z twórczością Petera Maya – w czym zresztą nie ma nic dziwnego,
bo właśnie debiutuje on na naszym rynku. Wiedziałam, że to kryminał i, że
miejscem akcji jest Szkocja i to w zasadzie wystarczyło by potem nie czytając
nawet opisu wrzucić „Czarny dom” do koszyka gdy tylko mój wzrok padł na tę
charakterystyczną okładkę. I to był dobry wybór :)
Książka zaczyna się jak typowy
kryminał, jest policjant po przejściach i jest zbrodnia, prawda, którą trzeba
okryć i morderca, którego trzeba znaleźć. Tak się zaczyna, gdy jednak nasz
bohater znajdzie się już na swojej rodzinnej wyspie, wszystkie teraźniejsze
sprawy muszą zejść na dalszy plan pod naporem przytłaczających go wspomnień.
Tutaj zaczyna się raczej powieść obyczajowa – i pewnie miałabym to za złe
autorowi – ale co to za powieść! Niewiele wiem o Szkocji – od razu to
przyznaje, kojarzy mi się głównie z kiltem, dudami i owcami. Autorowi zaś udało się świetnie zobrazować coś
znacznie więcej niż to, w sposób lekki i niewymuszony oddał charakter
wyspiarskiej społeczności – spokojnych, bogobojnych ludzi, żyjących modlitwą i
ciężką pracą. Retrospekcje i wspomnienia Fina zabierają nas w czasy jego
młodości ukazując historię życia grupy bohaterów – rówieśników z którymi
dorastał i ich rodzin. I nawet on sam nie zdaje sobie sprawy jak bardzo powrót
na wyspę zmieni jego życie. I w jaki sposób tajemnice z przeszłości rzutują na
obecne życie mieszkańców.
Książkę czyta się lekko i szybko a
historia wciąga co jest zadziwiające zwarzywszy jak wiele miejsca zajmują dziecięce
wspomnienia głównego bohatera. Ostatecznie dostajemy opis całego jego życia,
choć musimy go poskładać sobie z fragmentów, pan May nie ułatwiał bowiem
czytelnikowi zadania na tyle by przedstawić nam przeszłość chronologicznie.
Budzi to tylko większą ciekawość.
Największą zaletą książki są
plastyczne opisy i niepowtarzalny nastrój. Sposób w jaki autor oddaje realia i
charakter małej rybackiej społeczności. Swego rodzaju wyzwaniem są także
gaelickie imiona (Fionnlagh, Marsaili, Coinneach) wyglądają super
ale nie mam pojęcia jak je wymówić :)
Książka niestety ma też wady i dla
mnie jest nią ta część fabuły, która dotyczy morderstwa i śledztwa a
ostatecznie także rozwiązania. Co do tego ostatniego – troszkę mnie rozczarowało
i raczej nie zaskoczyło. Odgadniecie kim jest morderca nie nastręcza
czytelnikowi większych trudności i to w zasadzie już w połowie lektury. Co
zaskakujące, nie zmniejsza to w znaczącym stopniu walorów książki, przede
wszystkim dlatego, że wątek kryminalny nie jest w niej najważniejszym.
Mogę więc z czystym sumieniem polecić
„Czarny dom” każdemu, kto ma ochotę na dobrą, wciągającą i pełną klimatu opowieść
o mieszkańcach targanej wiatrem, surowej skockiej wyspy.
Raczej sobie jednak odpuszczę, mam wrażenie, że to nie jest książka dla mnie.
OdpowiedzUsuńNigdy nie wiadomo przed przeczytaniem :)
Usuń